Poetry

Marek Gajowniczek


older other poems newer

2 may 2015

Nie zginęła przecież jeszcze...

Pociął rynek pasmem szos kraj na kawałeczki.
Podniósł się sprzeciwu głos. Czas Wielkiej Ucieczki.
Zawłaszczono wszystkie media. Wołanie nic nie da.
Na saksy wyjechał średniak. Rozlała się bieda.

Trzepocą flagi na wietrze naszymi barwami.
Nie zginęła przecież jeszcze, lecz my nie ci sami.
Po przewrotach i kłopotach przyciśnięci prawem.
Choć świąteczna to sobota, opuszczasz Warszawę.

Tu kampanie pałacowe, kupowanie głosów.
Warto więc przewietrzyć głowę, znaleźć jakiś sposób,
by oderwać się na chwilę od chcenia - niechcenia.
Uciec za piec cztery mile. Niech się władza zmienia.

Raz zmieniła się drastycznie. Teraz zwodzi ludzi.
Niby jest demokratycznie i wielu się łudzi,
że pokażą się tu lepsi, mądrzy, młodsi, nowi
i jak większość społeczeństwa - antysystemowi.

Zmiana przy tej ordynacji to płonne nadzieje.
Grill przy benzynowej stacji, a słoneczko grzeje.
Niebożęta Wielkie Święta przesiedzą na działkach.
Tajemnica urn zaklęta leży w poniedziałkach.

Ten za tydzień już być może bardzo wybuchowy,
gdy w oczach błyśnie zdziwienie, podniosą się głowy,
lecz od tego jest sąd u nas i prokuratura
i Komisja nam ogłosi: Będzie druga tura!!!

Jeszcze dzisiaj masz wiatr w żagle, możesz paradować,
ale i słoneczko nagle może nam się schować.
Czy już martwić się na zapas? Czy się cieszyć majem?
Jeśli będzie wielka klapa - Jak musiem... to stajem!






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1