Marek Gajowniczek, 25 september 2018
Chciał tańczyć z wilkami
między jeziorami,
koło starej Twierdzy Boyen
i zdobił swą głowę orlimi piórami,
amerykański boy N.
A wilki żelazne
nie były przyjazne
i chłopiec wypuszczał drony.
Badał rezerwaty
i tańczył poza tym.
Daleko od domu rzucony.
Taniec był wojenny.
Oddział naprzemienny
przybywał co kilka kwartałów,
a wilki się kryły
i po nocach wyły.
Fort Trump miał być bazą oddziału.
Lecz zanim powstanie,
jak kiedyś indianie,
ma boy N swą fajkę pokoju.
Czy ci, co dowodzą
tomahawk przywiozą -
niezbędny element do stroju?
Dziś tańczy i czeka,
bo droga daleka,
a wilki gromadzą się w stada.
Wiatr wycie ich niesie.
Przyszła chłodna jesień.
Niż siłę osiągnął tornada.
Chciał tańczyć, a moknie.
Daleko, samotnie,
w wigwamie do mamy list pisze:
Mother, I'm writing the poem to You...
a dalej, po polsku nieźle wyszło mu:
I danced... z wilkami pod Piszem!
Marek Gajowniczek, 25 september 2018
Polityka, gdy umyka -
nie znajduje zwolennika.
Rak, który się winem raczył,
zawsze potem się rozkraczył.
Sama degustacja win
wykluczała wszelki czyn.
Ani na przód... ani w bok.
Nawet i do tyłu krok,
był niepewny, niestabilny -
nieporadny i bezsilny.
Taka raka jest natura.
Jakby rak miał jakiś uraz.
Bez potrzeby i w potrzebie
ogon zawija pod siebie.
Wyjaśnić trzeba na koniec -
jego siła tkwi w ogonie,
co w dzisiejszej polityce,
źle kojarzy się publice.
Wątpliwości budzą lęki,
Gdy masz szczypce, jak obcęgi,
możesz chwycić równowagę!
Czy stać raka na odwagę?
Polityk, który umyka -
nie znajduje zwolennika,
choć codziennie mu tlumaczy,
że wysłuchać rad nie raczył.
Marek Gajowniczek, 24 september 2018
Pozew bogobojnego kraju,
wedle ówczesnych obyczajów,
akceptowany był na dworach
i zdolna do Roth-gierek sfora
po Europie się włóczyła.
Kraj pozywała. Z tego żyła.
Dowiedział się Zygfryd de Lowe,
kto za niego nadstawi głowę
i kto spośród Polaków stanie?
Łatwym zdawało się zadanie.
Przeciwnik pochodził z Bogdańca.
Nie dostrzegł mistrz - bożego szańca
w tym, co Bóg dał, więc będzie bronił.
Krzyżackiej pychy nie poskromi
żadne ludzkie opamiętanie.
Ma stanąć! Niech przed sądem stanie!
Na ostre... alibo na tępe!
Niech sądzą trybunały święte!
Na mazowieckim wówczas dworze
modlono się. Pan Bóg pomoże,
bo Krzyżak kłamał, jak najęty,
a odstapienie za wykręty
przyjął by zakon... jak bywało.
Nieraz obnosił się swą chwałą,
gdy Polacy ustępowali
i Krzyżakowi pola dali,
co sprowadzało ich na ziemię.
Nazywano to nawróceniem,
za jakie kraj nasz krwią zapłacił.
Zakon na krzywdzie się bogacił.
Nie szczędził na przekupywanie.
Proces się toczył w Watykanie
i nawet drobnych zwycięstw kęsy,
tworzyły prawne precedensy,
na jakie się powoływano.
Polska musiała być pozwaną!
Chwal miłosierdzie boskie za to,
że nie, gdzie zbrojnie i bogato,
lecz w kraju, który w Boga wierzy
i tak walecznych ma rycerzy,
wciąż sprawiedliwość w duszy noszą.
Jeśli opieki bożej proszą,
łaska przeważa zwycięstw szale.
Tak wiele już prawniczych szaleństw
odmienić chciało Europę.
Przedmurze słało zło pokotem.
Grunwald odebrał hydrze siły.
Następne, co się odrodziły,
kolejne łby podnoszą w górę
i dobra, sztukę i kuturę,
chcą w dzielnym kraju niszczyć hurtem.
Zawsze opierał im się wzór ten,
więc wyciągane grafy z szafy,
nie w boju, lecz na paragrafy
walczą by świat im władzę przyznał.
Staniemy?!
Bóg! Honor! Ojczyzna!
Marek Gajowniczek, 23 september 2018
A w górach już jesień i pierwszy spadł śnieg
I wierzyć nie chce się, że wyruszył bieg
Na cześć... lub Imienia... nie pamiętam kogo
i biegli pobiegli. Widać jeszcze mogą.
A w górach na bieli - czerwona buczyna
nie buczy, nie tupie, chce chłody przetrzymać
i wysoko wznosi wierzchołki ku górze,
choć dęby tu bardziej promują w kulturze.
A w górach wezbrały poezji strumienie
I w nisze spadają i gładzą kamienie.
Niektóre, rzekł Prezes, ciskają na PiS,
a rudy pomyka przy strumykach lis.
A w górach już jesień - ta, od innych inna.
Pogodny był wrzesień, ale kampanijna
wichura się zrywa i wróży opady,
a góry, z natury nie są od parady.
Wyziębną, nim przetrą widoki zamglone
a muszą się wznosić, często przemoczone.
Nie dla nich weekendy i wolne soboty.
Podziwiasz je wszędy i nie myślisz o tym.
A przecież to łupki. Czasem gołoborza.
Wypoczynek krótki i twardy stok złoża
nie dają wytchnienia i partiom wysokim.
A w górach już jesień. Marne powidoki.
Pod Kopą Biskupią leniwie dni płyną.
Stare kości łupią i wystygło wino
rozgrzane emocją partyjnych konwencji.
Zysk odszedł z promocją. Tu nic się nie skręci.
A w górach już jesień. Na łóżka - rabaty.
Myśl bładzi na dróżkach. Kto za tym - kto za tym?
Odeszła zła wróżka, a przyszedł Duch Gór.
Koniuszka paluszka szuka piewców chór.
Marek Gajowniczek, 23 september 2018
Nie jest tak, jak wynika z przepisów,
lecz widzimy - jest nadal, jak jest!
Gdy ktoś przeszedł z Platformy do PiS-u,
to nagrody brać musi za gest?
Nieuchronność tłumaczy powolność,
lecz nikogo nie motywuje.
Zaściankowość to małorolność,
ale chłop swoją rolę szanuje.
O szacunku nie myśli elita.
Nadal myli prawicę z lewicą.
Nic innego, prócz tweetów, nie czyta.
Patrzy w smartfon przechodząc ulicą.
Dziś, kierowcy nie znają przepisów,
bo Kodeksy są dla nich za trudne,
fajerwerki prawniczych popisów,
aż do mdłości, już stały się nudne.
Wyraz twarzy - obrazem sondaży?
To gasnące kampanii pochodnie.
Nie jest tak, jak wielki strateg marzył.
Głosowanie za cztery tygodnie.
Saloon żalu. Posępne oblicza -
obliczają margines ryzyka.
Politykę na Woronicza,
Sławomira przygłusza muzyka.
Marek Gajowniczek, 23 september 2018
Mów do mnie. Mów, proszę. Mów jeszcze.
Ja bajki tak lubię ogromnie.
Nie jakieś historie złowieszcze,
Lecz długą opowieść twych wspomnień.
Niech zjawią się piękne dziewczyny
I od nich piękniejszy Kopciuszek.
Uśpiony gdzieś, bez przyczyny.
Mów do minie. Usłyszeć to muszę.
I ty - wajdelota bajeczny,
Obudzisz ją słowem tajemym.
Zaklęciem, zawsze skutecznym.
Spełnionym marzeniem sennym.
Mów do mnie. Otwórz Sezamy
Fantazji niewyczerpanych...
I my się w nich zagłębiamy.
Mów do mnie. Mów jeszcze, kochany.
Marek Gajowniczek, 22 september 2018
Gniazdo Kukułcze i republika
Chcą by nieloty w nich ciepło miały.
Snów o przestworzach muszą unikać,
By nie pragnęły... latać nie chciały.
Przyziemność daje...
Przyziemność kusi.
Kto nie odstaje,
Ciepło mamusi
Odczuje szybko -
Przed upierzeniem.
Łatwo spowadzić
Ptaszka na ziemię.
Kukułcze gniazdo i republika
Na jedno Imię są nadwrażliwi.
Chcą zamknąć Marie do psychiatryka.
Le Pen - to pióro! Myślą złośliwi.
Pióro to groźba!
Pióro to szał!
Spełniona prośba?
Może Bóg dał?
Ale czy pazur
Nazywać piórem?
Musi być nadzór!
Jajem w kuturę!
Kukułcze Gniazda dylemat mają:
Czy opierzony był dawny gad?
Co było pierwsze: Kura, czy jajo?
Tworzą nieloty swój własny świat!
Znajdą biegłego
Najwyższe Sądy.
Niby... dlaczego
Sprzeczne poglądy
Miały by naszym
Prawom unikać?
Może to faszyzm?
Trzeba zamykać!
Ona nie Marie...tylko Marine!
Dziś, w poprawności ciasnym kaftanie
Zamienią w marę - Matkę, rodzinę.
Powierzą mędrcom na przebadanie.
Innowacyjność!
Po zmianie - zmiany!
Problem - niewinność?
Niedostrzegany!
Klasyka - bzdura!
Duch jest gołębiem!
Obca kultura!
Modern na gębie.
Czeka na Marię siostrzyczka Ratched.
Nie goj! Nie obcy! Na pewno - "nasz".
Ratched - sprawdzony (słowo tłumaczę).
Gabinet Luster wykrzywia twarz.
Dygnitarze w lunaparze!
Darczyńcy przyziemnych łask!
Cyniczni zabójcy marzeń!
Razi was już sztuki blask?
Nie pomoże szkło ściemnione,
Jeśli okruch w oku tkwi.
Piękno będzie wyniesione!
Ośmieszeni - brzydcy... źli!
Marek Gajowniczek, 22 september 2018
Pierwsza z wielkich inwestycji
Znani! Wielcy... i nikt obcy
w skarbnicy naszych tradycji.
Wdzięczni będą Narodowcy!!!
Narodowa? Gdzie dylemat?
Jeden świat... i Europa.
"Jedna Polska"... i mecenat.
Wszystkich naraz kryzys dopadł.
Kultura żąda reformy,
zgodne z Unii dyrektywą,
Nowe, poetyckie formy -
pokażą wam twarz prawdziwą!
Polska może się poszczycić!
Pomysł jest innowacyjny!
Pan Minister w lot podchwycił -
Narodowcy... i nikt inny!
Ci, wspaniali i wybrani,
rzekł Profesor Socjologii,
muszą przez nas być wspierani!
Zadba o to, żeby mogli...
Niech przeszłość tupie obcasem -
Na czym ma polegać zmiana?
On teraz rozdziela kasę!
Będzie LEPIEJ OMAWIANA!!!
Znowu "zapaszek w świątyni"-
tematem jest rozwojowym?
Dotychczas czuli go inni...
w nurcie międzynarodowym!
Inwestycja - Narodowa:
Kongres - Międzynarodowy???
Łamigłówka umysłowa
z narad w Kongresie Światowym?
Jakby nieszczęść było mało -
bezczelności... nigdy dosyć!
Cywilizacyjny chaos!
Nie wiesz kogo, o co prosić!
Władza jakby... nie ta sama -
zjednoczona - podzielona?
Jeden naród? Zgoda - dramat?
Krzywe lustro... czy Ikona?
Marek Gajowniczek, 21 september 2018
Jesień...Skąd ten zmęczenia ślad?
Wrzesień... mógłby nie liczyć lat.
W lesie... błądzi pamięć do dat.
Wczoraj w gabinecie był on.
Pora... chyba przenieść się stąd.
Fora... niespokojny rwie prąd.
Dziś... znów słoneczny jest dzień.
Iść... i usunąć się w cień?
Gdy... już się biorą za łby...
Świat mówi mi, że właśnie... o mnie?
Jesień... promyk nadziei padł.
Chce się... ale entuzjazm siadł.
Wrzesień... kogoś mianował PAD?
Drze się... konstytucyjny wpis.
Pnie się... w złotej jesieni PiS.
W KRS-ie stos list.
Znów wrócą deszczowe dni,
Znów będą powtarzać mi,
Że nie pomoże mi nic.
Natrętny wpis będzie znów o mnie?
Wrzesień... czeka ławka i park.
Jesień... wielki ciężar na kark,
Niesie... prowincjonalny targ.
Jesień... jeszcze wyżyć się da...
Wrzesień... Klenczon nutkę swą gra,
Chcecie... Ale klęczeć!? - Nie ja!!!
Znów wrócą uparte dni.
Czas za mnie walczy i kpi,
Że to największy wasz błąd!
Najwyższy Sąd będzie trwać we mnie...
wiecznie... lub nadaremnie.
Marek Gajowniczek, 19 september 2018
Bez umiaru - wszystko na nic.
Wyobraźnia nie ma granic.
Winna wznosić nad poziomy,
Ale wciąż ciężar mamony
Oraz edukacja licha
Balon pychy na dół spycha.
Planowane wielkie wzloty
Nie podźwigną już głupoty,
Bufonady, propagandy.
Celebryta, piękniś, dandys
W żadnej kwiecistej oracji,
Prócz przelotnej akceptacji
Na szczytach partyjnej świty,
Nie zmieni ocen elity
W inne niż - wierne i mierne.
Dozwolone i koszerne
Zawsze jest ograniczeniem!
Jak za blaskiem idą cienie,
Za patosem - śmieszność zdąża.
Zamiast wznosić, wir pogrąża
Umysły w chocholim tańcu.
Mocny karuzeli łańcuch
Utrzymuje kołowanie.
Późno na opamiętanie,
Gdy Chytra Baba z Lublina
Rękę na hamulcu trzyma,
Bo miejscowego Sztukmistrza
Intelektem swym przewyższa.
Nie wypuści dźwigni z łap.
Oparł ją o sztaby Sztab!
Bez umiaru - wszystko na nic