1 november 2011
1 november 2011, tuesday ( co tam u mnie )
Źle policzyłem bilety. musiałem podjechać autobusem "na gapę". Syn zrozumiał, nawet oczy mu pojaśniały gdy mu to przeliczyłem na pańskie skórki. Na Bródnie tłok niemiłosierny. Do bramy szliśmy w tempie wydawania posiłków na stołówce zakładowej. Pogoda dopisała, mogłem się nie martwić dziurą w bucie. U ciebie wszystko w porządku. Rzeczywiście ta farba od wujka niezła. Trzeci rok i nie widać ubytków.
Pomnik przysypany żółto-pomarańczową kołderką liści wyglądał przepięknie. Miałem wyrzuty sumienia po otrzepaniu go, ale wiesz jaka jest mama.
W tym roku zielone daliśmy, po raz pierwszy. Syn wybierał. Mnie też się podobały. Miałem tylko jedną zapałkę. Zawsze się wybiorę jak ostatni kretyn. Odpaliłem od zniczy pani Sawickiej.
Wróciliśmy już prawie pustym tramwajem. Wyszedłem z psem zrobiłem obiad i nareszcie możemy pogadać...