24 december 2013
24 december 2013, tuesday ( iluzja )
ze zrozumieniem przyjmuję rodzaj Świąt.
epoka na skraju umartwienia. kogo nie spotkam niesie krzyż, nieważna odmienność, nieważne, że to nie śmierć a narodzenie. podczas gdy jedno i drugie to nie cud a otwarcie nieba. ościerz widać, ale zbliżyć się nie można.
z wiarą i beznadzieją jak On, tratwą złudzeń poruszamy się wśród chmur jak po oceanie niemożliwym do przepłynięcia samemu. woda która mnie wypełnia jest słona. nie gasi pragnienia, wzmaga je.
uczciwie będzie wejść do środka. znaleźć dno. wtulić się w serce, czyjeś bicie. dziecięcych ust szemranie przyjąć z wdzięcznością. matka na straży popiołu, kamienne twarze sióstr, jak za mgłą postać ojca. nie obchodzi świąt.
lulajże, lulaj, stworzona jestem z łagodnego. biorę cię na ręce. nie boją się, nawet chcą. ta chwila, jest jak ponowna. narodziny. krzyk. jeszcze tylko wybaczę i mogę ruszać w powrotną drogę.
Jest taki rodzaj człowieka. Którego spotkać nie można ot tak, idąc ulicą, albo wychylając się na nią oknem. W żadnej z kolejek. Nawet tu, gdzie tyle wiemy, a ciało jest duszą, opowieści nie płyną z ust a serc. Tworzy się z i na głębokości. Tylko tam najpiękniejsze kamienie, najcięższe, takie których nie wyrzuci na brzeg. Żeby nie było łatwo podejść i podnieść. Zabrać do siebie i nie rozumieć.
Niektórzy nie obchodzą świąt. to nic.
Brakuje mi słów.
Dla Gabrysi Cabaj, Issy i Envy. Za uniesienia. Wrażliwość zapadania. Mądrość. I dla Wszystkich, którzy wiedzą.