Poetry

Miladora


older other poems newer

18 december 2014

kalafonia

w dzbanku do kawy dymiąca smoła
ranek wariuje skrzekiem gołębi
pewnie za chwilę znów mnie zapędzi
w jakieś manowce w których o zgrozo
przez tryby codnia przeklętą połać
będę szła dalej jak pies za nogą
 
mielę się z myślą czas gryzie palce
i przytrzaskuje oknem powieki
chyba nie warto na parapety
sypać okruchów kiedy w powietrze
zdominowane przez ptasi falset
wzbija się tylko fantom wyrzeczeń
 
reszka bez reszty sedno i licho
drą ze mną koty w rytmie dwóch czwartych
polka galopka rozrzuca karty
jakie zbierałam by wyjść z impasu
brnąc w ciągłej stercie receptur cito
ledwo widocznych spoza malatur






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1