21 july 2013
21 july 2013, sunday ( w roli ogrodnika )
kilka razy dzieliłam się moimi marzeniami w dzienniku. Widać są to marzenia pozostające w sferze nierealizowalnej, bo ciągle mogę do nich nawracać. Marzenia o domu są łatwiejsze niż ich realizacja. Wszyscy mi tłumaczą, że za dużo chcę, że to tylko utrapienie, uwiązanie i kłopot. Pewnie tak, ale o dzieciach też się marzy mimo że słychać z dołu i z góry jak płaczą, jak tuptają, jak się dopominają i zapominają, gdy już mogą same o siebie zadbać. Że kłopot, to dla mnie żaden argument. Przeszkodą jest raczej brak odwagi, depresyjność i takie tam słabości fizyczne, o których chce się zapomnieć. Zamiast ogródka mam więc przypadkową hodowlę pomidorków na balkonie, niezjedzony puszczalski jasiek, psiankę do rozsadzenia i storczyk. Pomidorki to dzięki pani, która pomaga mi w sprzątaniu, jasiek, bo tak długo czekał na ugotowanie, że z niecierpilwości się puścił, psiankę, bo ktoś mi podpowiedział, że w tych czerwonych kuleczkach są nasionka, więc wysiałam, a storczyk, to już sprawa uczuciowa, ale rozwija się nadzwyczaj pięknie. Zapomniałam o lasku awokado - to pomysł mojej siostry, żeby każdą pestkę dosadzać do dużej donicy i w ten sposób, zamiast pojedynczego kikuta ma się pędy na różnej wysokości. Może coś tam jeszcze hoduję, poza ogórkami małosolnymi, ale dalsza wyliczanka może znudzić. A tak, zapomniałam o dyni ozdobnej, która opanowała pół balkonu. Wracam do domu. Mój balkonowy ogród wymaga ciągłej dbałości i jak sobie pomyślę ile pracy trzeba włożyć w prawdziwy, to marzenia o domu zaczynają być coraz bardziej mgliste.