6 july 2014
Emancypacją po goleniach
Wygrałam przetarg oświadczyła moja znajoma, niemalże przyjaciółka przez telefon. Zdziwiłam się mocno. Znam ją dobrze i wiem, że nie ma nic wspólnego z biznesem, nie wspominała o żadnym konkursie, ale w dobie rozlicznych dofinansowań unijnych może coś tam ją skusiło. Wyciągam ucho i czekam na ciąg dalszy, wygrałam przetarg powtarza przyjaciółka. A konkretniej? Nie wytrzymałam i zadaję pytanie. Zdzisek mi się oświadczył, wychodzę za mąż. Zdzisek znany był w kręgu naszych znajomych, atrakcyjny, dobrze zarabiał, niezbyt ideowy, ale to dobrze taka postawa dawała gwarancję stabilizacji w każdej opcji politycznej, miał jeden można powiedzieć minus łatwość w nawiązywaniu kontaktów z płcią przeciwną. Dużą łatwość. W tej sytuacji jego oświadczyny przyjaciółka mogła uznać za osobisty sukces. Zaskoczyło mnie jednak sformułowanie, przecież nie miała ducha kabaretowego w sobie. Drążę więc temat, to on ogłaszał jakiś konkurs, w którym nagrodą była jego powiedzmy ręka? Ależ nie, to ja zastosowałam nazewnictwo do dzisiejszych warunków, bo pomyśl czym jest małżeństwo dla kobiety: szansą na pranie, gotowanie, zarabianie na dom, szoferowanie, serwowanie posiłków, sprzątanie, w porywach błyszczenie u boku (do czasu), rodzenie dzieci, gdy pan dojrzeje do posiadania potomstwa jak zielony pomidor przechowywany na parapecie. Czyż nie wygrałam przetargu na full service pana męża i to jeszcze nie wiadomo co z zapłatą, może być jak u Gesslerów, praca za przyjemność pracowania.