15 august 2011
Potok vol. I (Apokalipsa pierwszego słowa)
Zdanie
Nie wartkie
Drobne i zimne
Rozognione
Wciąż unoszę nad głowę
(Puchar mój pełen jest po brzegi)
O wieczny świecie
O cicha rozpaczy
która tak skrycie szemrzesz między ust
stopami
Chcę oczy pełne szarości dziś wypełnić tobą
I do domu donieść
Niełatwo to sprawić
Przepływają bez skargi
I giną
bez śladu
W tym lesie staję i pytam
Czy mogę zawrzeć się w tobie
Pytam się Ciebie dzisiaj bo wyrok wydany
Tylko odroczeniem jest dla mnie ta chwila
Kto nas uniewinni
Kto zawrze nas w sobie
Która wieża obroni
Kto słowom da ciało
a myślom znaczenie
My nieskończenie prości
I puści bez miary
Na wieczność dybiemy
I na nieskończoność wciąż się zamierzamy
na cóż
na cóż plany
Patrzymy jak umyka
Stacza się ze skały
I jak spływa w dół
W kipiel chaos niepoznany
Nic nie wiemy sami
I nie rozumiemy
Nie dane nam pojąć
Zdanie Światem całym
Janie
Cóżeś uczynił
Czy trony i panowania
Czy Hymny i gwiazdy
Aniołowie i starcy
To duszne omamy?