Prose

Kvasar


older other prose newer

14 march 2012

Ostatni Dzień życia (Z: "Wyrazić Niewyrażalne")

Oto plac
Jesteśmy na nim wszyscy

Kto oczy niech dostrzeże
Kto ma uszy niech słyszy 
Oni stoją
tuż obok śmiejąc się i bawiąc
To wyjątkowo dobrze uzbrojeni strażnicy
Dalej stoją inni tak jak my wyglądają lecz nie są nami

To władcy

Są zawsze uprzejmi nawet jeśli czasem
Wskażą strażnikom na kogoś z naszych
przechylonym w dół palcem

Nikt się nie skarży 
ponieważ

Nie żyje już nikt kto by się uskarżał na życie

Psuł innym zabawę

Dzisiaj 

będzie zabawa

Janek pierze się po mordzie ze strażnikiem też jankiem
Na wartości
na zapłatę
na nienawiść
na trwanie

Wyprane z emocji obijane twarze

Kto wytrzyma
dłużej kto komu pokaże
Wreszcie
oddaje mu pistolet
na oczach uważnych strażników

Ich broń dostrzegalnie w pełnej gotowości
Nieprofesjonalne byłoby zostawić coś przypadkowi 

Janek nie chce
brać
Janek nie chce
umierać
Jeszcze

Wciąż jeszcze
Dziwnie łatwe
jest tu umieranie

Janek się
wścieka
udaje 
Zmienia  zasady
Teraz na podeście kładzie
Daje  nam 
Masa cofa się
przed tak oczywistym zagrożeniem
Powoli lecz składnie w sposób uporządkowany
Niczym dziwaczna wygłodniała ławica ryb
Smierdzących i obdartych

(Kierunek lufy
nie ma tu znaczenia
Pocisk i tak zawsze uderza dokładnie)

Wówczas Janek
się śmieje
Zakończył swój pokaz tresury i janka uwolnił
Tresura
odniesie pożądany skutek
(Muszą bać się
wszelkiej, nawet nienabitej broni)
Fakt
późniejszych lekcji
Nie pozostawia
złudzeń

Strażnicy ruszają
Dzień jest jeszcze długi

Nie będzie więc
zabijania
Nie lubimy
jak jest
zabijanie

(Może dlatego
jest tutaj wciąż wyczekiwane)

Mam tu swoje
prawa?
Mogę wchodzić
po schodach
Na nich sługus się kaja po cichu
Mówi o pozostawionym w stacyjce kluczyku 
Szef opieprza go spokojnie stanowczo
Zanim mnie dostrzegą
Biegnę

Biegnę do pozostałych
Czyli tych którzy przeżyli 
Wiem 
nie zdołam wszystkich ocalić 
Wiem
To nie ciężarówka

Nie ma nie ma zgody 
Każdy chce być uratowany
czas płynie i mija 
Jak strażnik
nieubłagany
 
Cel wciąż się rozmywa
Ucieka wizja plącze się i gmatwa pod powiekami
Bagażnik! Zostaje bagażnik!
Ja sam w sobie - przetrwanie dla siebie
Czy może być większy szczyt egoizmu?
 - To coś o co można walczyć
Zrywam się do biegu
Wtedy właśnie szefowie wchodzą do naszej sali
(gdzie nasze czaty?) 
Uśmiechnięci jak jeden
Przyjaźni dobroduszni i szczerzy
troszkę poufali
I tylko jeden strażnik
Odgrywamy swój teatrzyk
Wciąż wnoszą stoły i potrawy
Panowie będą jedli
Głód straszny wymusza bezwzględnie uśmiech na niemojej twarzy
... 
I wszyscy uśmiechnięci także
Wdzięczymy się na oczach nieustająco uśmiechniętej
Patrzącej na nas z łaskawym jowialnym niezrozumieniem
śmierci

Bankiet trwa w najlepsze
Oznacza to że patrzenie na niego to najlepsze co możemy mieć z życia
Oddala możliwość naszej niezgody na nie
Jeszcze bardziej
Przeczuwam że powiedzą zaraz
dlaczego spotyka nas to szczęście
Ten przeogromny zaszczyt
Pozostawiający na mojej skórze niezliczoną warstwą
Żal wstyd i nikczemne shańbienie
Gniew zimny stalowy i pełen pogardy

(Przeczuwam co od dawna przeczuwałem przecież - koniec szkoły
Czas do pracy)

Jutro nas wywiozą…
Sługus stoi w kącie
On też gra swoją rolę
lecz uśmiecha się
szczerzej
Bardziej niż mu kazali
Jakby… ze zrozumieniem
na mnie?
na mnie patrzy

Tak tak 
Naraz i ja Zrozumiałem
Dotarło do mnie że już jestem martwy

i już jestem pewien
Muszę w to uwierzyć zanim oszaleję
Samochód kluczyki możliwość ucieczki
To była prowokacja, historyjka lipna…

Egzamin…

Oblałem.

(Ciekawe
Czy zanim ze mną skończą
Dowiem się
Który zdradził...)






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1