6 december 2012
Bajka dla Mani o królestwie bez słońca
Czy wyobrażacie sobie świat pozbawiony słonecznego blasku? Nie?
A jednak...Istniało kiedyś małe, nie większe od Maniowego ogródka królestwo, w którym słońce nigdy nie wschodziło ani nie zachodziło -z tej prostej przyczyny, że nie mogło się tam pojawiać na dłużej niż na kilka chwil. Jak to możliwe? Otóż rządziła w owej krainie okrutna królowa, która żywiła się światłem. Była niezwykle piękna, ale cenę jej urody stanowił mrok, który spowijał całe
państwo. Nieszczęśni poddani błądzili w ciemnościach, przypominając smętne cienie. Nie rozpalali ognisk, ponieważ wiedzieli, że bezwzględna władczyni szybko dojrzy płomienie i pożre je łapczywie. Marzli i głodowali, zapadając na ciężkie choroby. Wielu z nich przedwcześnie umierało, a ci, którzy zdołali przeżyć, w smutku się budzili i usypiali. Nie znali śpiewu ptaków ani zapachu kwitnących drzew, ba, nie wiedzieli nawet, jak wygląda zielony kolor. Słońce, które bardzo współczuło tym biedakom, decydowało się niekiedy, mimo grożącego mu niebezpieczeństwa, na krótką wizytę w owym żałosnym państwie. Niestety, mieszkańcy mieli obowiązek natychmiastowego powiadamiania monarchini o pojawieniu się na szarym niebie najcieńszego choćby promyczka. Nieposłusznych czekała straszliwa kara: zamieniano ich w kępki brunatnego kurzu, który zaścielał okoliczne ścieżki. Królowa marzyła bezustannie o posiłku, na który złożyłaby się złocista kula. Wiedziała, że taki pokarm zapewni jej nieśmiertelność i władzę przekraczającą granice małego państewka, sięgającą całego świata. Musiała się jednak zadowalać wiązką słonecznych nitek, które udawało jej się, od czasu do czasu, wyrwać z umykajacej przed nią w popłochu, okrąglutkiej jasności.
Ta sprawczyni powszechnego nieszczęścia miała jednak swoją smutną tajemnicę i zasługiwała na współczucie równe temu, jakie należało się jej ofiarom. Nikt z żyjących nie znał tego sekretu, gdyż cała historia zaczęła się przed wieloma laty, kiedy królowa była jeszcze dziewczynką. Nie śniła wtedy o uczcie złożonej ze słońca. Radosna i łagodna cieszyła się blaskiem poranków, kochała kwiaty, przesyłała śmiech wszystkiemu, co żyje. Mieszkańcy królestwa uwielbiali swoją przyszłą władczynię. Niestety, wszystko skończyło się pewnej nocy, gdy na twarz śpiącej królowej padły promienie księżyca. Rozbudzona otworzyła oczy i spojrzała w oblicze niezwykłego latarnika, czując przyspieszone bicie serca. Czy domyślacie się, co to oznaczało? Tak! W niewinnym serduszku urodziła się właśnie pierwsza miłość, tak jak rodzą się pierwsze sasanki, pierwiosnki i pisklęta. Niestety, księżyc nie odzwajemnił tego uczucia, a po chwili namysłu, gdy spojrzał w błyszczące oczy zakochanej w nim istoty, wpadł na szatański pomysł. Od lat toczył wojnę ze słońcem, marząc o strącenie swego brata w nieznające jasności otchłanie. Pragnął całkowicie zawładnąć niebem, a myśl o konieczności dzielenia rządów z pyzatym i wiecznie roześmianym ulubieńcem wróbli i stokrotek napawała go wstrętem. Wiedział, że oczarowana nim królewna nie należy do zwykłych śmiertelników i informację tę postanowił wykorzystać. Otóż w owej ślicznej, koronowanej główce mogło się zrodzić jedno, jedyne pragnienie, które, o ile było wystarczająco gorące i szczere, spełniało się niezależnie od praw natury i zwykłego porządku rzeczy.
- Jeżeli chcesz zostać moją żoną - rzekł podstępny księżyc - musisz dorównać mi blaskiem.
Cień smutku przebiegł po twarzy dziewczyny, bo pomyślała, że spełnienie tego warunki nie jest możliwe. Nie miała pojęcia o posiadanej przez siebie mocy, w jej rodzinie ów dar ożywiania marzeń zachowany był w tajemnicy aż do momentu, w którym objawiał się niespodziewanie swojemu posiadaczowi.
-Wystarczy, abyś wyraziła życzenie - szeptał kusiciel - a zostanie ono wysłuchane...
- Pragnę-drżącym głosem powiedziała królewna -dorównać blaskiem światłu księżyca...
W tym momencie rozległ się złowrogi śmiech srebrzystego niegodziwca. Wiecie chyba, że najpiękniejsze marzenia, spełniające się dzięki użyciu złych czarów, przemieniają się w przekleństwa? Tak właśnie stało się tym razem. Księżyc wypłynął z pałacowej komnaty, by po chwili zalśnić wysoko na niebie, a dziewczynka poczuła ogromny, straszliwy apetyt na ...światło. Zapragnęła słońca tak, jak wy pragniecie czasem słodyczy albo nowej, wspaniałej zabawki. Czuła, że jedynie słoneczną jasnością zdoła zaspokoić swój głód, że nie poślubi ukochanej osoby, dopóki nie pochłonie ostatniego, złocistego promienia.
Gdy brat księżyca dowiedział się od umykających w popłochu z królestwa, przerażonych i zrozpaczonych ptaków, o tym niecnym podstępie, niezwykle się zasmucił. Mógłby, co prawda, spalić łakomą władczynię, ale nie chciał tego uczynić, rozumiejąc, że sama niewiele zawiniła, że padła ofiarą podłej intrygi. Postanowił zatem opuścić granice niebezpiecznej krainy. Żegnał ze smutkiem piękne lasy i pola, wiedząc, co je wkrótce czeka...
Mijały lata, z upływem czasu królowa zapomniała o swojej wielkiej miłości, pozostało jej jedynie przejmujące uczucie głodu. Łapczywie wysysała światło ze wszystkiego, co odważyło się nieśmiało błysnąć w mroku. Księżyc dawno już porzucił nadzieję, że jego „narzeczona” zdoła pochłonąć słońce. Omijał złowrogą krainę, obawiając się, że on może stać się ofiarą monarszej żarłoczności. Prawdę mówiąc, przerażały go skutki jego dawnej, nie do końca przemyślanej decyzji. W skrytości ducha wyrzucał sobie pychę i mściwość. Słońce potrafiło się przecież zachować wspaniałomyślnie, jesienią i zimą schodziło z nieba dużo wcześniej, aby ustąpić miejsce bratu, a wiosną i latem utrudniało życie chmurom tak skutecznie, że nie miały ani siły, ani odwagi, by przesłaniać w nocy lśniące brylantowym blaskiem gwiazdy.
Wiosna, która znała tę ponurą historię i która, jako istota obdarzona niezwykłą życzliwością dla wszystkich i wszystkiego, współczuła zarówno swemu srebrzystemu przyjacielowi, jak i zaczarowanej władczyni, długo zastanawiała się nad sposobem pomyślnego zakończenia tej tragedii. Czuła wielką ochotę na odwiedzenie zapomnianych już stron i z troską myślała o tym, co dzieje się z pozostałymi w nieszczęsnym królestwie stworzeniami. Zbawienny pomysł przyszedł jej do głowy pewnego kwietniowego wieczoru, kiedy to siedziała pod rozkwitającą akacją, słuchając ptasiego koncertu. Przecież ta biedaczka musi mieć serce! Od lat nikt nie próbował do niego przemówić! Czy ktoś przytula opuszczoną królową? Nie. Uciekano przed nią, lub bez szemrania wypełniano jej rozkazy. Łzy! Potrzebne są łzy! One ugaszą pragnienie, zaspokoją głód. Władczyni płonie z tęsknoty. One ugaszą jej duszę.
Trzeba było nie lada odwagi, by pojawić się w mrocznym królestwie. Wiosna podpłynęła na sinawym obłoku tuż pod okno komnaty, w której zwykła wyczekiwać na spóźniający się sen żarłoczna władczyni. Delikatnym podmuchem wiatru rozchyliła okiennice... Na twarz leżącej spadły pierwsze krople chłodnego deszczu. Zaskoczona zerwała się z posłania. Dotknęła policzków. Nie płonęły jak zwykle. Wkrótce całą jej postać spowiły warkocze wody. Cóż za ulga! Wraz z uczuciem przyjaznego chłodu pojawiły się wspomnienia. Ból stał się znowu bólem, małym, kolczastym kłębkiem, drgającym w zakamarkach serca. Przestało być kulą ognia, domagającą się coraz większych porcji światła i żaru. Królowa zaczęła płakać. Deszcz przypomniał jej, jak to się robi. Wiosna przytuliła szlochającą do siebie, w cichych słowach pocieszenia przypomniała jej o zapachu rozkwitających drzew, o blasku strumyków, o śpiewie ptaków. Słońce nieśmiało zajrzało do królewskiej sypialni. To, co tam ujrzało dodało mu odwagi i sprawiło, że radośnie potoczyło się po dawno nie odwiedzanym kawałku nieba. Rozprostowało promienie i odważyło się nawet najdłuższym z nich połaskotać królewski nosek.
Obawiacie się, że mogło to rozgniewać władczynię? Skądże znowu! Ktoś, kto potrafi płakać, umie się też śmiać, a wiosna, ta specjalistka od „śmiechu przez łzy” zdołała z pewnością przekonać swoją nową przyjaciółkę, że po smutku zawsze w końcu przychodzi radość, tak jak po dniu - noc, czyli po słońcu - księżyc... Ten ostatni tak się wstydzi swojego czynu, że nadal omija dobrze sobie znane królestwo, a jeśli już je odwiedza, to osłonięty grubymi warstwami chmur.