14 may 2013
14 may 2013, tuesday ( co się robi zamiast tego, co się robić powinno )
Na przykład wyciąga się stary zeszyt w dwie linie i próbuje się nie wybuchnąć śmiechem na widok kulfonów jakie stawiało się w podstawówce.
Niesprawiedliwość polegała na tym, że na trzydzieści osób w klasie tylko jednemu Mateuszowi, synowi nauczycielki, pozwolono pisać w zeszycie w jedną linię. Chociaż fakt faktem, że pisać zgrabnie i powabnie to on umiał.
Ale żeby posiąść jego wpis w pamiętniku, konieczne były korepetycje z latania z piórnikiem i bicia nim po głowie. Niestety, kredki mają to do siebie, że do najbardziej miękkich rzeczy na świecie nie należą.
Więc się udawało, że to nieważne, nieistotne, że Maciek bardziej się podoba, a gdy dwaj nałogowi dyżurni wychodzili na wielkie zamiatanie ogromnego korytarza, biegło się do trzeciej od końca ławki przy oknie i próbowało się posykiwaniem zwrócić uwagę tego jednego.
(Z drugiej strony jakiś historyk mógłby powiedzieć, że dlatego właśnie narodziła się słabość do brunetów a nie do rudych chociażby.)
A potem zwinęło się siostrzynie naklejki i naklejało uśmiechnięte i błyszczące brokatem buźki obok najcenniejszych wpisów.
Ten zdobyty z jakże wielkim trudem miał zaledwie jedną buźkę. bo najukochańszy wpis był od pani ze świetlicy, która kiedyś chciała wyrzucać niegrzeczne dzieci przez okno. Na trzecim piętrze.
A napisała, że:
"Ładnaś Ty dziewczynka,
trzeba Cię szanować.
Wsadzić do słoika
i zamarynować."
Od tego czasu koloru zielonego nie znaleziono w szafie, ślad urywa się na talerzu. A pamiętnik z Kubusiowym Prosiaczkiem stoi sobie na półce.