18 march 2012
"Kasika Mowka"
“- Kasika Mowka.
- Kto? – babcia patrzy na nią czujnym wzrokiem, zaskoczona.
- No, Kasika Mowka. Czyli ja.
- Mhm, postanowiłaś tak się nazywać?
- Tak – mówi dziewczynka i pokazuje babci swoje zeszyty
pierwszoklasistki starannie podpisane tym nowym imieniem i nazwiskiem.
Podpisała też ulubione książki.
NIKT, nikt, nikt na całym świecie na pewno tak się nie nazywa. Wcale
długo nie myślała. Imię wraz z nazwiskiem pojawiło się nagle w jej
głowie, jakiegoś wieczoru, gdy robiła swoje codzienne notatki w zeszycie
i postanowiła się podpisać.
Pióro samo napisało: KASIKA MOWKA.
To swoje – PRAWDZIWE – imię i nazwisko wyjawiła tylko babci i zeszytom w linijkę.
- Nikomu nie możesz o tym powiedzieć. Przyrzeknij.
- Przyrzekam – powiedziała uroczyście babcia i obie poczuły się szczęśliwe.
- Nawet mamie. Albo tacie – dodała dziewczynka.
- Przecież ty nie masz mamy i taty – roześmiała się babcia, ale w jej oczach znów pojawiła się czujność – Ja nimi jestem.
- Dla Kasiki Mowki - szybko powiedziała dziewczynka i odwróciła twarz.
Właśnie skończyła cztery lata, a babcia aż sześćdziesiąt więcej. Tak
naprawdę nie wiedziała, ile babcia ma lat. Babcie są zawsze w jednym i
tym samym wieku. Przynajmniej te prawdziwe. Mają siwiejące włosy
zaczesane w kok, drobne, pomarszczone, ciepłe ręce i w ogóle całe są
drobne i nieduże. Bywają też babcie grube, ale one też są nieduże.
Teraz kiedy już nazwała siebie, nie potrzebowała rodziców, takich jakich
mają koleżanki w klasie, złożonych z dwóch osób odmiennej płci. Kasiki
takich nie mają. Kasiki są wyjątkowe.
Uspokojona logiką i precyzją tej myśli poszła do łazienki, z której wołała ją babcia.
Wieczór – czas na długi, niezmienny rytuał kąpiel. W wannie czeka już
gorąca woda, jaką lubi. Babcia zdejmuje z niej sukienkę, schyla się, by
zsunąć z jej stóp pantofle i wyciąga rękę. Kasika podaje swoją i
wchodzi do parującej wody. Staje na środku wanny i unosi ramiona
prostopadle do ciała jak strach na wróble. Czeka, aż babcia namydli
gąbkę i zacznie ją myć. Dopiero potem może zanurzyć się w kąpieli.
Babcia siada obok wanny, na krzesełku, bierze książkę i zaczyna czytać.
Dokładnie piętnaście minut. „Siedzenie w gorącej wodzie dłużej niż
kwadrans jest niezdrowe”, mawia. Więc po piętnastu minutach zamyka
książkę, a dziewczynka wstaje. Babcia bierze duży ręcznik, wyciera
dokładnie dziewczynkę, a potem znów wyciąga rękę.
Gdy Kasika jest już sucha, nakłada na jej gołe ciało ciepły biały
szlafrok frotte, a na stopy pantofle. Teraz babcia bierze szczotkę i
rozczesuje długie włosy dziewczynki. Po tym zabiegu Kasika wreszcie może
pójść do przygotowanego łóżka ze świeżą, pachnącą pościelą i zostać w
nim aż do poniedziałku rano, kiedy to trzeba iść do szkoły.
Na poduszce leży jej zeszyt w linijkę, z którym się nie rozstaje, pióro i
książka. I oczywiście ukochana maskotka: lew uszyty z miękkiego
materiału, w którego brzuchu jest schowek zapinany na rzepa. Dostała go
od matki chrzestnej, ale ona chyba też nie istniała.
Babcia sprząta łazienkę, robi w kuchni kakao i z tacą, na której stoją dwa kubki, wchodzi do pokoju. Zaczynają wieczór.
Dziewczynka otwiera książkę i czyta, a babcia pilnie słucha, wyjaśniając
trudniejsze słowa. Wymawia je głośno i tłumaczy ich znaczenie.
„Mała księżniczka tak bardzo pragnęła miłości….”
- Czy ja pragnę miłości? – pyta dziewczynka.
- Ty? – uśmiecha się babcia. – Ty masz wszystko.
Po czym kładzie się obok, chwyta dziewczynkę za rękę. I tak co wieczór, co noc.
Tylko dotyk babcinej dłoni i światło małej lampki w kącie pokoju
sprawiały, że dziewczynka zasypiała. Gdy babcia niechcąco wypuściła jej
dłoń w nocy, ta natychmiast budziła się z krzykiem, przerażona.
Wydłużone przez światło lampki cienie na ścianach i meblach rosły i
przybliżały się. Dziewczynka krzyczała, a babcia znów mocno zaciskała
jej rączkę w swojej, jak muszla chroniąca perłę.
- Nigdy, przenigdy nie gaś lampki i nie wypuszczaj mojej ręki – mówiła poważnie dziewczynka.
Ciemność była ogromna niczym ocean, który widziała w telewizji. Wszystko mogło w niej być i wszystko mogło się zdarzyć.
„Czy ciemność to brak światła, czy światło to brak ciemności? Kasika
Mowka” , zapisała w swoim zeszycie. Wtedy posłano ją do szkoły. Miała
niecałe pięć lat, ale dzieci w przedszkolu nie potrafiły tego, co ona.
Bawiły się zabawkami, układały piramidy z klocków lego, ubierały swoje
lalki…
Kasika nie miała wielu zabawek. Fascynowały ją słowa. W wieku dwóch lat
mówiła całymi zdaniami; rok później płynnie czytała i pisała.
Zawdzięczała to babci, ale nie wiedziała o tym.
Nie, nie była cudownym dzieckiem. Cudowne dzieci w wieku pięciu lat
komponują symfonie, a ona tylko potrafiła płynnie czytać i bezbłędnie
pisać. Zapisywała całe zeszyty wymyślanymi historiami, a babcia chowała
te zeszyty do komody. Właśnie skończyła opowieść o królewnie zamkniętej w
wieży. Wieża stała na pustkowiu, a jej szczyt sięgał chmur. W
pomieszczeniu nie było okien ani drzwi. Królewna myślała, że pewnego
dnia zjawi się książe i ją uwolni, ale jak miał się tu dostać, nie
wiedziała. Aż nagle, kiedy już traciła nadzieję, w murze pojawiła się
szeroka szczelina. Dziewczynka zatytułowała opowieść „Drzwi w murze” i
zadowolona odłożyła zeszyt. Gnębiła ją wprawdzie myśl, jak królewna
wyskoczy z takiej wysokości, ale postanowiła się tym nie martwić. Ważne,
że dała jej wybór.
Kasika miała też, jak mawiała babcia „coś, czego inni nie mają, coś co
trudno określić słowami, coś jakby dar”. Nie rozumiała tego, ale
zgadzała się z tym. Był to tak jakby w jej głowie błyskawicznie pojawiło
się i zniknęło zdjęcie z przyszłości.
Przed snem babcia czytała jej baśnie braci Grimm, Christiana Andersena i
„Alicję w krainie czarów”, a potem ona czytała to samo babci. Znała na
pamięć całe rozdziały. Gdy historie bohaterów baśni ją zasmucały,
sięgała po „Alicję” i zafascynowana czytała o herbatce u Kapelusznika.
Marzyła, by się tam znaleźć. Alicja przerażała ją tylko wtedy, gdy
niespodziewanie odzyskiwała swój naturalny wzrost w najbardziej
nieoczekiwanych momentach, na przykład w maleńkim domku królika.
Kasika lubiła żyć życiem bohaterów książek i swoich opowiadań, więc pewnej nocy TO się stało.(…)”
(…)
“Kamienicę zarasta dziki bluszcz i pokrywa pleśń. Śmierdzi grzybem, a
w ogródku pną się chwasty. Nikt nie zwraca na nie uwagi, nawet Zosia.
Lokatorzy wieszają na balkonach pranie, które schnie całymi dniami. Mimo
słonecznego lata w tej kamienicy wciąż pada deszcz i wszystkim jest
zimno. Nawet Kasice. Siedzi teraz otulona w gruby wełniany koc, a w
mieszkaniu poniewiera się stary pudel. Szary, mętny.
Na podłodze leżą jego włosy i kupy, rozlewające się kałuże sików.
Zastygłe wyglądają jak jajecznica, którą Kasika jada na śniadanie. Kto
by się trudził jajkami na miękko! Pies wygina się i żebrze o dotyk, ale
dziewczyna odrzuca go machnięciem ręki. Wykrzywia twarz w grymasie
obrzydzenia.
Jestem brudna, jak ten pies, myśli, ale co za różnica? Babcia też.
Mieszkanie też. Wszystko jest brudne. Wreszcie możemy być sobą. Bez
zafajdanej porcelany. Swoją drogą, ciekawe gdzie jest? W babcinej
szafce? Gruba już pewnie na nią czyha. Nie doczeka się, co to, to nie.
XXX
Staruszka porusza się po domu przy pomocy „chodzika”. Dużego,
metalowego, który dali jej lekarze w szpitalu. Inaczej by się
przewróciła. Ma niedowład nóg, astmę i cukrzycę. Ledwo widzi.
Gruba Zosia przynosi zupy i gotowane warzywa. Czasem mięso. Z trudem już wchodzi na drugie piętro.
Pani Irena zmarła w zeszłym roku. Mieszkania na pierwszym piętrze, te co
mają wspólny kibel na korytarzu, cuchną na całą klatkę schodową. Chyba
nikt tam nie sprząta. Albo nie mieszka. Jeszcze ta od miednicy z
deszczówką wciąż ma się dobrze i jak zwykle siedzi przy oknie. No i
pani Marysia z synkiem, a może dziewczynką, kto to wie przy tych długich
kręconych lokach, drobnej twarzy i bladej cerze. Dalej jest toto małe,
wcale nie urosło. Dziewczynie dawno się znudził, już do niego nie
chodzi.
Cholerny dom starców, mówi Kasika głośno i pod parapetem. Wysoka, ledwo
się mieści w swojej kryjówce. Ale teraz może włosami zakryć prawie całe
ciało. I tak też robi. Gęste jak las. Nikt jej nie znajdzie. Gęste. Jak
puszcza. Jak wstrętny niedzielny tłusty obiad. Zapachy biją od kamienicy
aż rzygać się chce. Wszyscy gotują? Wszyscy jedzą?
Kasika zakrywa twarz, by się odgrodzić od smrodu.
Stuk, stuk, stuk… To babcia chodzi po mieszkaniu.
Jak Ja Tego Nienawidzę.
(…)”
Projekt okładki oraz ilustracje w książce ‘Kasika Mowka” są autorstwa Urszula Bogucka book by Urszula Bogucka at Coroflot