21 january 2013
21 january 2013, monday ( ... )
Życie jest jednak niesprawiedliwe. Żadna to filozofia. Filozofią może byłaby próba odpowiedzi na pytanie - dlaczego. Można powiedzieć, że taka karma. Ale do licha! Jaką karmę w takim razie mam, skoro nie mogę nosić żadnych ozdób? I nie jest to bynajmniej żart, chyba że żart ze mnie. Pierwszy złoty łańcuszek - długi, stary, ciężki, rodowy, miałam pięć dni. I szlag trafił tradycję, że otrzymywała go pierwsza dziewczynka w rodzinie, zresztą, zazwyczaj nie było więcej. Pierwszy pierścionek zgubił oczko, następne zsuwały się nie wiadomo kiedy z palców, łańcuszki pękały, albo zostawały, a znikały ozdoby do nich. W końcu po tym, gdy piękny bursztyn w srebrnej oprawie zniknął gdzieś na chodniku pomiędzy domem a sklepem, dałam sobie spokój. Oczywiście szybko zorientowałam się, że łańcuszek wisi sobie na szyi bez bursztynu, ale ktoś zorientował się jeszcze szybciej ode mnie, że samotny bursztyn leży na chodniku. I szukaj diabła w polu. Przestałam nosić jakiekolwiek ozdoby. To nie ma sensu, niech noszą ci, którzy są w stanie donieść do domu oba kolczyki w uszach, łańcuszek w komplecie z wisiorkiem czy pierścionek w komplecie z oczkiem. Tym samym przestałam przywiązywać wagę do błyskotek.
Nigdy na nic nie czekałam tak jak na malę. 108 kryształowych koralików i trzy z agatu. Uwielbiam kryształ górski. Nie wiem dlaczego. Żaden kamień tak mnie nie fascynuje i nie przyciąga, żadne tam brylanty, szafiry...
Wczoraj rozsypały się po podłodze, wydając piękny odgłos toczących się kulek. Bogowie, jeśli są, nie mają litości, przecież to nie była ozdoba. Moja karma jest okropna. I nawet nie zdenerwowałam się, nie zdziwiłam. Byłam szczęśliwa, że nie podczas przechodzenia przez ulicę. Czy jest coś solidniejszego od żyłki, na co mogłabym nanizać koraliki?