Belamonte, 27 may 2012
ciągła świadomość
szukanie cieni, powiek, straty jej nieposiadania
zagubienie w aurze, florze, faunie
kształtach, przypomnieniach tej pierwszej
przewiny, ogromne perspektywy utraty
to posiadanie duszy
niewłaściwa droga szatana przez wieki
ciągnąca się wędrówka ludów
w bród przechodzenie, rzucanie się na dzidy, na potwora ze snu
mądrzy starcy głupi po latach zdobywania wiedzy i erudycji
to posiadanie duszy
zaklinacze węży
użytkownicy wioseł i rzęs
błądzące echa godziny jedności
wygnanie długie i przewrotne
niezużyte do końca namiętności
wygaszone
wypuszczone na wody, słowa, słońca
szeroka linia błękitu
i pigułka życia w Wąwozie Kryszny
to posiadanie duszy
strumienia starej liny
mieszkańca sensu w języku, w drodze
Boga, w prawie światów, w prawie kwiatów
w dalekościach, ale z nami ciągle, z winą, brakiem
to posiadanie duszy
przedłużam gesty węży, pająków, motyli
ubieram się
królowe na zakupach jaźni
łagodnie rządzą poddającymi się łagodnie
smutnie zarzucam ręce na poręcz
szal na bal, ucztę na śmierć
rozczarowanie na nic
to posiadanie duszy
inny świat, świat chcenia bycia przedłużeniem czyjejś woli
silniejszej i oczywistszej
i zawsze z boku, rozpatrywaniu prostoty męskiej negacji pozoru
na rzecz chłodnej analizy głębi przedmiotu, ha, ha
utraty wzroku, umożliwiających życie gwoździ
życie sworzni, żywoty pań swawolnych
żywoty słów z państwa idei bezcielesnych, nie...
to posiadanie duszy
jednak męczące i jednak ruchome
i nie czuję się jakoś, jakiś, jak
to moje posiadanie duszy
jak skowyt bez duszy
bo to skowyt nagiej duszy
maligna
no może i śpiew
Belamonte, 21 may 2012
Przed zaśnięciem trzeba poszukać w głowie
- pustej ale jasnej - mniej znudzonych sobą obrazów
myśli nie o sobie
widoków pocztówkowych, ujęć przypadkowych
potężnych jak katedry, otwartych jak areny
miejsce gdzie usiadł motyl
Wracają i są głosami wołającymi na puszczy
- byle nie o sobie, to męczy i znów nie dyscyplinuje mięśni do wygodnej pozycji -
szczur szukający klatki
Okręt na mieliźnie jest lepszy
stary zamek, jak brat, lub "obcy, który czasem kocha cię nad brata"
drzewa, które szepczą nad rzeką
przepojone miejsca na ryby, nie tylko rybami
raczej zanikaniem, które nie jest śmiercią
"starzy żołnierze nie umierają, oni rozpływają się w nicość"
... Zostawiła mnie, bo jestem Nikim - ta i oni wszyscy
Cały świat wie, że jestem Nikim
Przekona się - ale to ja ją zostawiłem,
jest wredna, nieszczera, będę sławny, nie będę,
śmierć mnie dopada, O!, zaczęło się umieranie...
Wreszcie zasnąłem myśląc, a raczej widząc
swój bieg w pola z dzieciństwa
psa goniącego cień jastrzębia
Tak, tam było powiedziane, a...
No to teraz trzeba iść w te dale
w te pocztówki, obrazy, z filmów, książek
żeby zasnąć
Sen to zapomnienie o swym ja
Tchórzostwo to brak szacunku dla samego siebie
Zasypiając opuszczam się
ale nie pastwię nad sobą
jak szczur w klatce
Pewnego razu rzeka zasłoniła przede mną obcą osobę
i rozmawiałem z nim jak równy z równym
bo szum blask i zapatrzenie w spławik
sprawiły, że zostały tylko odezwania na odezwania
dorzucanie opowieści do legendy o Eldorado Ryb
cichych, wielkich, milczących
błyskawicznie atakujących, porywających...
My je wszystkie złapiemy...
Belamonte, 20 may 2012
lęki odkształcają trajektorie dążeń
pustych do bezcelu wypuszczonych zwierząt
mrzonek zamarzniętych w bursztynowym oku
ciśnienia pochodzące z głębi, racjonalne i nieracjonalne
obrony przed rozsypką w pył podjęte przez nasze komórki
myśli wyciśnięte z mózgu szaleńca
dążącego do piękna spoczynku
sytuacja - rozdwojenie, ty przeczysz już sobie w sobie
tchórz w tobie dostaje spazmów, powstrzymuje torpedę
mknącą do przodu Angelikę
marę nocy, pociąg ku nieskończoności
ku miłości i radości, w tobie drzemią wątpliwości
obcych gości, podświadomości
co chce cię złapać za włosy, przytrzymać
byś nie atakował słońca nad grzbietem rekina
smutna dziewczyna
dlaczego nie dałeś krzyża, dlaczego
oni cię chronili z twierdzy
nie panujesz nad wyobraźnią
nie boisz się czegoś, boisz się o siebie,
więc boisz się niczego
złudy, to nie ty się boisz, to ty się boisz
nie dojdziesz do celu, nie postawisz jej drinka
Aids, mordobicie, wrażliwiec, asceta, pedał
papież, leń, Bóg, mięśnie, wyobraźnia
stwory z głębin
który z nich jest tobą, ten co dąży do czegoś
tylko On, tylko na nim trzeba się koncetrować
jego żywić złudzeniami
nurkiem nieskończoności jesteś
bratem zemsty
oszczepem wiary i namiętności
hartem wypuszczonym ze smyczy
cele są niejasne, ale dążenia do nich rzeczywiste
niczego nie wiesz, wiesz tylko że chcesz
siebie z czymś połączyć lub rozdzielić
strzała i tchórz, mgła...
Belamonte, 17 may 2012
może oni kiedyś
postawią nowe granice
albo nauczą się żyć bezgranicznie
nie boli mnie tak jak kiedyś
brak prawdy
każdy przetrwać chce - stroje temu służą
naśladownictwo, udawanie, trochę miłość - to natura
istoty o których olśnień już miałem kilka, niewyczerpane
te co służą ciała estetyce, czyste dziwki
japońska sztuka kochania
zostaw na boku czułość, zawieś
Czy żeby dobrze zrobić stół potrzeba zasad moralnych?
Czy żeby dobrze użyć ciała potrzeba...
albo tchórz, wylewający się jad dominacji i odwetu
na chorej matce, ojcu, dziecku
w obliczu personifikacji niemocy
głowa w piasku, ucieczka
ale wstręt z dystansu pojęty i odczuty -
lęk przed lustrem pokonuje chęć spoglądania w nie
ja - zmęczony sobą tchórz transcendujący
człowieczeństwo to odwaga ujmowania się za skrzywdzonymi
zrozumienie konieczności poświęcenia
spalenia się by żyć, otwarcia by twierdza upadła
ten obrońca to tchórz, poddający się to eksperymentator
ruchomy cel, obraz rozbiegany
prawda każdej chwili
dziecko - człowiek w ruchu
kontrola z przepastnych głębin bożych
coś raz poznanego co rządzi - Belamonte -
stracony w ciężkiej chorobie
niestracony ideał w sercu i pamięci silnego
władca, wyniesiony ponad tłum
bezkrólewie to rozpad
on chciał tylko byś przedłożył ideę życia nad przetrwanie samych flaków i złudzeń
a raczej byś stale czuł i wiedział to co on
musisz się z nim zlać w jedno
rodzice ze snu patrzą smutno, gdy krzyczysz by dali ci klucz
do jakiegoś mieszkania
a ty już dawno się wyprowadziłeś
ale się nie wyprowadziłeś
nie poprzestawiałeś duchowo
słabi ludzie potrzebują kozłów ofiarnych i Bogów
muszą dać sobie klucz
uspokajasz się gdy wspominasz ich spojrzenie
Belamonte, 14 may 2012
"Hej, miłego wieczoru
Na Jowisza to chyba jestem za cieńki
Już dawno przyciągnąłbym księżyc
Ja się nadaję na wpatrzone w księżyc oko
i głaszczące go promienie
Na wilka i lunatyka
księżycowego błazna
wpatrzonego w lunetę"
Na opłacanie, na branzlowanie
niedokończenie
na małżeństwo
bo na pełny cykl, obieg wokół Słońca mnie nie stać
tylko zastępowalne chwile i przedmioty, udawanie
rozmarzenia, przypomnienia, zapatrzenia w podobieństwa
bo znalazłem się na zewnątrz strumienia
Wejście było by życiem, którego objawialne rekwizyty przewidywalne ogólnie
zjawiały by się nieprzewidywalnie w szczegółach, nagle: dziecko, kłótnia, pies, dom
rzeczpospolita boska
Ale mnie wyrzuca, wyrzuciło, wyrzucili, wyrzuciłem się - nie wiem
Może nadzieja na romans z nikąd -
został przecięty węzęł gordyjski mojej czterdziestki
gotowość w niegotowości osiągnąłem -
Może jakoś inaczej - ja jestem raczej sympatyczny, są prace codzienne
są zżycia z czasem, z ludźmi, z przyrodą...
Może kiedyś się okaże, że ja w tym jestem, że w ruchu gwiazd, wody, ognia, roślin
i w rozkoszy bliskości autentycznej z kobietą też uczestniczę,
że Ona to ta jedyna, przy której dokonała się komunia, z którą dokonała się -
w ogóle, że się dokonała - a niech tam, jakakolwiek
Tak trudno porozumieć się z kimś poprzez Erosa
Po nocy upojnej nastaje ranek trzeźwej świadomości
zdziwienia decyzjami Boga, odwrót
Jestem z kimś bliskim, wiernym, szczerym...
Ciekawe jak szybko będę się od dziś rozpadał
KONIEC
Belamonte, 13 may 2012
Może księżyc i odpowiednia dieta
spokój narzucony sobie
siła i przychylność rzeczy martwych
ich dusze -
mnie uzdrowią
ożyją
A może ja się już skończyłem?
To co mi zostaje - milczenie,
czynienie dobra bez przekonania,
bicie rekordów Guinessa?
A może będzie dobrze
Nóż - no i cóż
Jestem dobrej myśli
Jeszcze nie Zadowolony z Życia
Belamonte, 12 may 2012
Te oczy i usta pociągnąć za sobą
spocząć - nad palem, nad kamieniem, nad bólem przeszłości -
nad wszystkim co bolało
ze wszystkim co bolało
być wchłoniętym
a równocześnie wchłonąć na własnych zasadach
dzięki odbiciu
Szczęście nowych chorób
odsunęło ścianę i zastąpiło, pomoc destrukcji
boska strategia
... gnicie droga choroby
droga życia bez nazw
sen czas szczyty i doły
droga zdrowia...
Odejście bliskich i ten jej milczący fałsz
drętwienie i drżenie Nowa ściana?
Co będzie kuracją?
ograniczone życie przełamuje tamę
raz na jakiś czas, przyleganie do świata własnych granic
dynamizmu duszy - trwale było by zdrowiem -
i można by zostać kotem, psem, jastrzębiem, Bogiem, ale..
zaczarowane miejsca i myśli - projekcje - ściągają z drogi życia
wewnątrz musi być jakiś chory atom, chory Bóg, chore wspomnienie
czciciel przejęty zgrozą rytuałów
kar, sugestii, nie przez siebie odkrytych znaczeń
przylegania do matryc, przywiązania do złud
choć stare choroby się wyczerpują, zostaje nawyk patrzenia wstecz
łagodny bieg wsteczny czasu, za mały kontakt z zewnętrznością
tylko gnicie się rozwijające poszerza klatkę
życie bez węzła nie dla Ciebie, znudziło się
atakowanie starych jest niebezpieczne i wtedy...
pojawiła się nowa choroba, nowa miłość, nowy ból
znów żyjesz, odczarowywujesz, liczysz nawet na -
wyjście, ustalanie wartości, znaczeń, sycenie zmysłów,
odkrywanie dróg do gwiazd, przez chwilę bez nazw,
by potem móc skojarzać od nowa
Tak to już jest, że z szalonych dróg do gwiazd
lądujemy znów na ziemi, w ciele, przywiązani, przygnieceni
Ale napięcie ku przyszłości utrzyma zdrowy stan
Naprawdę nie chciałbym ruszać tego mego ja
chociaż chciałbym się zmienić
Cywilizacje, wojny, terapie grupowe -
skupiają nas, system więzi - Poza tym,
jest raj komunii
Choroba to zatrzymany ruch, albo ruch wsteczny, dryfowanie z mocą
Walka to wyzwolenie energii
Niszczyciel Śiwa, Tworzenie, które zabija
Droga bez nazw
Czasem dusza wchodzi w podtunel, w odgałęzienia
w szalone wiry Nie określisz fazy
Choroba jest rozpadem więzi
Więzi pozorne - to też choroba
Autentyczna więź jest też wolnością
W ciele wreszcie się objawiła fizycznie psychiczna skaza
Moja choroba, wiedza, więź
Belamonte, 10 may 2012
Okna patrzyły martwo
Martwe przedmioty zatrzymały okręt
dążący ku mnie
Jeszcze nie odmienił się Los
Czy to były dzieci ogień czy motocykliści?
Do mnie jednak kamienie zaczęły się uśmiechać
Uwrażliwione błonki skór
Na styku dłoni iskra
Zdobywają o mnie informacje
Jestem ważny dla chmur i puszek piwa
dla noży i kobiet
Odbijają przychylnie szukając sposobów
by zapaść w sen
Sen rzeczy które wzajemnie się zagubiły
zapominając o wyodrębnieniu
Życie to sen który śni nas
Belamonte, 9 may 2012
Nagle niebo wali się na głowę
W świecie gdzie ją chłoszczą a mnie głaszczą
Sensy obce gwałcą Walka to suka
Kubek w kwiatki pociesza
Stacja benzynowa z racji zażyłości z nią też
Powietrza jeszcze nie skalał demon czasu
Ani demon upału Jest błękitne
Widzę jak oddychają drzewa
Rosnę dzięki gładkości skóry pluszowych misiów
Dzięki jaskółkom
Dzięki wędrówce słońca na tafli wody
To mnie pociesza
Lecz lęk budzą jestestwa pełne życia
Kształty przedmiotów to ich dusze
Dogadują się bezwiednie
Lecz ryby i ptaki i ludzie prują przestrzeń
I psują siebie nawzajem
Belamonte, 8 may 2012
Przejście do duszy, do bezcielesności
Z ruchu, z kontemplacji - bardzo daleko stąd
Kontakt ze swoimi tworzy rozrost ja
Lecz czasem jakości psychiczne stają się czyste
a potem znikają w Bezkresnym
Czasem lot przez moment jest bezkresną ucieczką w nicość
wejście-wyjście
zbiorowe przejście, powiązanie
mędrców i gołębi, kochanków i dzieci
Gdyby nie rzut oka w bok na innych - zwolnienie
od razu coś by się stało - trzeba życia nam
duszy też trzeba nam, pośrodku jest uchwytna
budzi się w ruchu