Prose

Utajniony


older other prose newer

9 june 2012

W melodii snu

Wykończony przystanąłem, by móc złapać oddech. Wypełnić płuca świeżym powietrzem - sakrament chrztu oczyszczający duszę z grzechu, ciążącego już w chwili narodzin. Zmywający z niewinnej istoty brud, rany na sumieniu - przezroczystej tarczy chroniącej przed złem świata.

Stoję pośrodku ulicy. Staram się wsłuchać w swój wewnętrzny głos, zagłuszany przez szalejący wiatr. To muzyk gra jedną ze swych ballad, jaką słyszę po raz pierwszy.

Ponure szmery w idealny sposób tworzą tło dla tonów cichych świstów. Kolejne brzmienia wspólnie ze srebrzystym powiewem stanowią muzyczny podkład, w którego rytm czysto dmucha rwisty szkwał.

Otacza mnie melodia, dźwięki wydawane skrzypcami natury, której strun nie muskają palce. Barwy jaśniejsze od tych już nam znanych. Słowa prawdy przenikające przez ciało, niczym bezcielesne stworzenia.

W koło cisza. Świat daje swój koncert. Jeden. Jedyny. Zapadający w pamięci serca, bijącego swój własny puls, w komponujący się w kolejne nuty.

Cresendo.

Powieki samoczynnie zasłaniają oczy, przepełnione łzami. Każda kropla jest odrębną całością. Zmarznięte dłonie mimowolnie przykrywają uszy. Zaciskają z siłą miażdżącą czaszkę. Odcinają od wpływu tajemniczych dźwięków, wydawanych przez roztargniony zefir. Serce pragnie więcej. Umysł walczy o równowagę.

Nieudolnie staram się zapanować nad niekontrolowanymi decyzjami duszy, nie odpowiadającej już na wezwania. Moje ja pogrążone jest w ciemności, budującej zupełnie inny świat, widziany wszechobecnym okiem - twór natury. Ono dostrzega każdy szczegół pomijany przez ludzki wzrok. Jest w stanie ujrzeć barwy, wszelkie przejścia, zapisane w nutach dyrygenta.

Mimo starań, nie umiem zagłuszyć głosu podświadomości, tonącego w kolejnych gamach cyklonu, w którego centrum nadaremnie stoję ja, pragnący oderwać się od hipnotycznej melodii…

Forte.

Wysoki pisk przebija się przez ściany rąk. Kaleczy ucho wypełnione gęstą krwią, powoli spływającą po szyi. Dudni głęboko w środku, tworząc wrażenie ryku samolotowego silnika. Krzyk! Diaboliczny wrzask dorównuje cichym pomrukom.

W otaczającej pustce widzę cienie, tańczące wokół człowieczego ołtarza. Odprawiają rytuał. Jedynym jego elementem jestem ja… Cienie krążą tak blisko, że czuję jakby dotykiem kradły siłę, zalegającą gdzieś w zakamarkach rozrywającej istności.

Wykrzykują moje imię, by wzbudzić poczucie winy… By po chwili mogły ucichnąć i uderzyć w twarz falą dźwięku dziecinnego ryku, rozszarpującego głowę.

Pauza!

Walka z własnymi słabościami stojącymi przede mną, niczym kamienny mur. Strach obezwładnia rzeczywistość, a kreuje własny świat, gdzie życiem rządzą ludzkie lęki, od jakich uciekamy już od najmłodszych lat, a przybierające cielesną postać tuż na granicy między realizmem a snem. W miejscu, gdzie czujność jest najsłabsza, gdzie próba obrony równa się z klęską.

Tam ulegam. Co noc walczę. Nie zwyciężam. Umieram, by zrozumieć, że wciąż jestem wśród żywych.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1