Poetry

supełek.z.mgnień


older other poems newer

22 august 2015

Jakby szemrało sitowie. Pobłyski

Anna lubiła przytulać biblię do piersi, ponieważ nigdy nie znajdowała
źródeł pewności, a to, co wiedziała, było bezużyteczne jak prawa fizyki,
których na wsi nikt nie uznawał. W porze pacierza ludzie mówili: bójcie się
siarki i potępienia, tobie śmierć i nam śmierć. Tak też robiła, by być bliżej

Boga (i męża, po którym został jej jedynie pies), każdej niedzieli huśtała
ramię gramofonu stając się głucha, nadawała rytm poza krawędzie płotu.
Podobny dźwięk wydawały łąki usiane krowami, kiedy złorzeczyła na sznur
znoszący bieliznę, gdy śmieciły drzewa, i wszelkie roślinne cholerstwa
do garbowania skór. Obcość

w ślepiach zwierząt była jak ogień pod piecem — ile na nie wszystkie trzeba
modlitw, złudzeń, gdy wiatr rozsiewa litanie, a przez to nawet nie można
umrzeć. Co by nie mówić, póki się chodzi po obejściu, zauważa ptaki odlatujące
siedemdziesiąty raz, plecie krzyżyki z leszczynowej kory, wypłakując, co jest

do wypłakania. Popijała pieprzówkę, a później woziła twaróg do miasta, wierząc,
że los to Stwórca, nawet tu, na tej ziemi żółtej od gliny. (Z biegiem lat przyszedł
niepokój, że nie istniała). Ale trudno to odgadnąć z fotografii.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1