10 november 2012
Sposób na przyjaźń
Miała może dwadzieścia trzy, a może dwadzieścia siedem lat. Była młodą, piękną blond, lub czarnowłosą kobietą. Miała wszystko – męża, dzieci, bardzo dobrze płatną pracę, a może też nie miała nic? Jej życie miała drugą, złą stronę. Na samym początku życia małżeńskiego choroba zaatakowała jej pierwsze dziecko. Zapadł wyrok – rak. Małe ciałko, miało w sobie szkodnika, który chciał pozbawić ją wzroku. Można, by przytoczyć słowa piosenki „Tylko wilki wiedzą, jak życie jest cenne.” By ratować życie i wzrok małej kruszynki sprzedała dom, dałaby o wiele więcej, aby tylko kupić jej zdrowie. Będąc w szpitalu, poznała małego chłopca. Mały, samotny blondasek zawładnął jej sercem.
A co z mężem?
Był i mąż. Przystojny, szczupły szatyn. Stał na czele prawa. Ona jedna połówka pomarańczy – on druga. Pasowali do siebie, jak ulał. Ktoś widział parę, która zna się od malucha i nie kłóci? Nie? Powiecie: „Nie ma takich ludzi.” Ależ są! Spójrzcie! To ludzie idealni! Tworzyli idealną parę, małżeństwo. A może nie?
Nie minęło kilka miesięcy, a był jej synem. Adopcja była trudna. Wiedziała, że niedługo się pożegnają. Malutkie serduszko, obciążone wadą serca, miało policzone minuty bicia. Nie była na to gotowa. Spokój, który miał w oczach hipnotyzował. Jego życie zbliżało się do końca, choć nie żył nawet roku. W tym samym czasie na świat przyszło ich drugie dziecko. Kiedy rodził się, adoptowany chłopiec umierał. Ona była w jednym szpitalu, on w drugim. A może to tylko sen? Czy, tak było? Jakże cierpiała, kiedy dowiedziała się o śmierci syna. Ból, przemienił się w depresję.
Do tego przyszło się jej zmierzyć z chorobą córki.
Mąż jej pomógł. Anioł nie człowiek. W mgnieniu oka sprzedał dom i wyjechał za granice ratować córkę. Udało się. Diagnoza: przeciwnik pokonany, oko zachowane.
Tak wróciła do nowego, obcego domu i tam starała się dojść do siebie. A może nie? Dzieci rosły, ona dochodziła do siebie i… znalazła sobie sposób na życie. Internet. To cudo techniki. Tu była, kim chciała. Wolne chwile spędzała w sieci, relaksując się, bądź, jak kto woli – tworzyła wyimaginowany świat. Wujek G. zaopatrywał ją w zdjęcia. One tworzyły jej kreację. Inne „pożytki” sieci, stawały się jej polem do polowań, na zwierzynę? Wreszcie się udało. Pułapka zastawiona, jeleń złapany. Jakże to interesujące – w dzisiejszych czasach na odległość można polować. Nie trzeba wiele, wystarczy słowo, które bywa ostrzejsze niż nóż.
Tak zleciały dwa lata. Córka mająca raka zmarła. Nie udało się powstrzymać ponownego ataku raka. Dziewczyna urodziła w tym czasie troje dzieci. Bliźniaki a niemalże dziewięć miesięcy później, jeszcze dziewczynkę. Cudowne dzieci. Piękne po rodzicach, a co najważniejsze zdrowe. Czego trzeba więcej? – Dużo, dużo więcej. Internetowe znajomości trwały. Obie dziewczyny mówiły, ze jest im bliska. Każdą jej bolączkę przeżywały, jak swoją. Jedna straciła mały cud, noszony pod sercem, przez jej gry emocjonalne, a druga została oczerniona.
Co w tym dziwnego? Ma ktoś, jakieś pomysły?
Niby nic. Historia, jak milion innych. Tylko, po co tyle niewiadomych? Tu jest „wilk pogrzebany” Świat jest mały. Dwie dziewczyny, które znały bohaterkę opowiadania, zostały przez nią zapoznane. Obie, niechętne do wspólnej znajomości, ale czego się nie robi dla przyjaciół, prawda? Tak minęło pół roku, może trochę więcej. Matka czwórki dzieci odcięła się od dziewczyn. Zniknęła bez śladu. Jedna pomyślała, że się na nią obraziła, a druga, tłumaczyła to tym, ze ma dużo zajęć, przy takiej ilości pociech. Nic bardziej mylnego! Wszystko, by było dobrze, gdyby nie jedna rozmowa. Obie dziewczyny, przypadkiem zaczęły rozmowę na jej temat. Jedno błahe pytanie ukazało prawdę. Gorzką i odbijającą się czkawką, prawdę. Kilka godzin rozmowy, porównywania faktów i zdjęć, ujawniły prawdziwy horror – grę na uczuciach. W jednej chwili zniknęła bohaterka, jej dzieci, mąż, zmarłe aniołki. Nie było nic, poza fotografiami dwóch innych kobiet, nie znanych im dzieci, mężczyzn – zwanych mężem idealnym. Utopia prysła, jak bańka mydlana. Została pustka i żal, ze coś tak perfidnego przyszło komuś do głowy.
Kim była? Jest?
Jest pełnoletnia, ma się dobrze i żyje. Nie umarła i nie miała raka. Jakie były motywy jej postępowania? Tego nie wie nikt. Pewnie teraz, jakaś inna dziewczyna przeżywa to samo. Wierzy widząc zdjęcia, czytając słowa przepełnione bólem i wciąga się w tą manipulację.
Dwie, oszukane i przybite dziewczyny już nie wierzą w nic. Jedna z nich ma pustkę w sercu. Szmat czasu oświęcony na bezcelową, jak się okazało wymianę słów, sprawił, że czuje, jakby straciła kawał życia i uczuć. Obnażyła swoją duszę i co otrzymała? Druga dowiedziała się, że jej zdrowe dziecko zostało przedstawione, jako bardzo chore.
Jest skutek, bo jest i przyczyna. Internet to zbiór śmieci i rzeczy pożytecznych. Sztuką jest to odróżnić i właściwie odrzucić. Jednakże, jak tu nie wierzyć, skoro ma się, jako dowód zdjęcia, adresy blogów, kontakt na komunikatorach. To za mało, jak się okazało…
* Historia autentyczna. Pochylenie liter ma na celu wprwadzenie w niepewność czytającego.