Poetry

Deadbat


older other poems newer

8 april 2020

kondycja człowieka

Nieśmiało patrzy na twarze
milczy wpatrzony w puste miejsce
Nie widząc czym z wolna sie staje
nie słysząc jak wzywa go przestrzeń

coraz głośniej

Opada liściem na trawnik bezwładnie
i jesiennym zimnym słońcem 
oświetla nieswoje twarze
nasyca barwą tła szare bezbarwne

skleca szarość i szarość zagniata
z ciasta poranków i zmierzchów 
wstaje po to by upaść i by wstać upada
niepamiętając przez tą chwilę o nieuchronnym końcu

i o tym trawniku naprzeciw kościoła
o tym naprzeciw drzwi stygnącym wieczornym kamieniu
jego palec od dawna już nieba nie wzywa
na odczytanie zarzutów 

Anioły już nie stają na ławie przysięgłych
nie świadczą ani za ani przeciw
naiwność dotarła do swych kresów
i nie śpiewa wiejskich pieśni lecz łka w niepocieszeniu

W Sądzie Przedwiecznym  zakurzone ławy
i nikogo nie wzrusza kara sens czy wina
życie śmiercią się przecież karmi a śmierć życiem
może nic nigdy tak naprawdę się nie kończy nic nie rozpoczyna

O tak

Wartość dawno obłupiono z wartości wszelkiej
(i nawet nie bardzo jest na co się gniewać)
Wolności wolność wykradziona zaraz z poczęciem 
(Tak to i straty żadnej nie ma)
Czy jest światłość czy jej nie ma także obojętne
wszyscy i tak są ślepcami
wszyscy brną w ciemności

wyciągając chciwe ręce szukają kostura






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1