12 march 2024
Refleksja aksjologiczna
Refleksja aksjologiczna
Teoretycznie mamy filozofów pesymizmu - Schopenhauer jednak kochał muzykę, i o ile świat skazywał na potępienie, wierzył w jakąś formę zbawienia. Niektóre formy egzystencjalizmu - dowartościowują ludzką godność, kiedy człowiek zmaga się z absurdem - mniejsza już o to, że absurdalność to nastawienie emocjonalne bądź kognitywne, nie zaś rzeczywistość obiektywna.
Nawet, jeśli przyjmujemy jakąś dozę relatywizmu - nawiasem mówiąc, wszystko jest relatywne, ale oznacza to, iż tkwi w relacji odniesienia do innych elementów (przykładem właściwiego pojęcia relatywizmu jest np. ekologia albo ekonomia) - możemy uznać, że odpowiednią hermeneutykę na sytuację zarówno świata, jak i człowieka, możemy uzyskać w - jeśli ktoś tego potrzebuje - wysyntetyzowanych tekstach naszej kultury.
Jest to więc pewnego rodzaju rozwiązanie zagadki aksjologicznej - kiedy, być może ktoś to już ujął w dokładnie ten sam sposób, być może to sformułowanie wywodzi się gdzieś z moich operacji językowych - świat / człowiek -
Jest Dobry...
ale upadły.
Zależy mi na możliwej prostocie recepcji tego sformułowania - ostatecznie żyjemy, ponoć, w dobie post-modernizmu i post-filozofii. Niektórzy głoszą, że naczelną dyscypliną dzisiejszej formy myślenia, jest hermeneutyka, albo jej bardziej egzystencjalna odmiana, czyli dialogika. Nie musimy się zgadzać niemalże w niczym, jeśli chodzi o to, co przez lata, w filozofiach spod znaku klasycyzmu, opatrywało się terminem "Prawda", choć to oczywiście szerszy temat, ale nie o jego mi chodzi.
Natomiast warto poszukiwać wspólnego gruntu tzw. wartości, jakkolwiek nie byłoby to sformułowanie dzisiaj wyświechtane i nadużywane. Dla mnie wartość to nic innego jak stosunek do przedmiotu, możemy powiedzieć, raczej emocjonalny, ktoś ująłby to w formę naukową, ktoś mistyczną. Jak to emocje - zmieniają się z chwili na chwilę, z dnia na dzień. Co miało dla mnie wartość wczoraj, nie ma dzisiaj.
Jeśli jednak Ewangelia wzywa do wyprawy na Głębię - nie musimy chyba przez to koniecznie rozumieć jakiegoś Kierkegaardowskiego skoku w samo serce Otchłani, ani nawet żadnego rodzaju filozoficznej czy - że tak powiem - działalnościowej - woltyżerki, jakiejś radykalnej rozprawy ze sobą czy światem. Sam nie lubię takich rzeczy i uważam, że powyżej wieku trzydziestu paru lat powinno się raczej szukać chłodu i opanowania.
Myśleć o wszystkim, o każdym, o sobie - jest to Dobre, ale upadłe. To rozumiem przez wypłynięcie na głębię.
Czy to jest "Prawda?" Nie wiem, ale z pewnością zmienia to nasz stosunek do rzeczy, w tym, do drugiego człowieka. Nie uleczy nas to z bólu, rozczarowań, i smutku, a jednak pozwoli myśleć, że - do niedawna - Homo Sapiens nie jest aż takim śmieciem, za jakiego - jak się wydaje - chciałby sam uchodzić.