7 july 2024
Stuff (C-0)
Skoro nie mam poczucia czasu, pozostało mi tylko smęcić. To wybrzmiewa poniekąd jakimś akordem - nagle, znalazła się powaga, wśród naturalnej pustki. Pewne rzeczy może warto pozostawić w ciszy, skoro już, w swojej małoletniości, się o nich krzyczało. Jakże piękny ścieg zdania. Na czele - cóż, jak to nazwać? Coś przesłania wszelki horyzont. Wymyśliłem więc sobie, że będę walczyć. Po co? Po to, żeby pisać zdania, lapidarne i dźwięczące? Nareszcie, przestałem myśleć o czymkolwiek, choć nie powinienem, skoro tak łaknę wszelkich dyskomfortów. Możliwe, że jestem nieśmiertelny - już kiedyś to pojąłem, przeszedłszy torturę. Jednak na tę chwilę, nie mam ochoty na metafizykę. Wszystko we mnie jęczy, wszystko przeciwko sobie walczy. Pragnąłeś racjonalizmu, tak? A jakże. Jest więc coś podniosłego w tym, że nic mi nie pasuje. Nastroje mijają, człowiek, chcąc nie chcąc, jest zagadką bez klucza, nudzą się widoki z okna, wczorajszy dzień minął, jutrzejszy nie nadszedł, jest tylko plama teraźniejszości. Mogę sobie odhaczyć kolejne rzeczy jako dokonane, choć bynajmniej - nie daje mi to satysfakcji. Tak wygląda jedyna chwila, którą znam, chwila obecna. Być może za jakiś czas dane mi będzie coś sobie przypomnieć, albo coś zaplanować. Sam fakt, że dotarłem do jakiegoś punktu, świadczy za tym, że swojego czasu musiałem wykonać jakąś pracę.
Nie potrafię pojąć, czym jest głębia. Pojmuję ją chyba w niedostatecznie należyty sposób. Napisałem przecież o tym, że odpowiedzi domagam się od mokradeł. Cóż mi po obcych radościach? Ale czy w ogóle jest coś takiego, czego ja szukam? Nazywam to głębią. Niejednokrotnie widziałem jakieś głębie, takie czy inne. Widziałem poniekąd wiele rzeczy, może właśnie dlatego jestem tak słaby i tak żałośnie się prezentuje, może dlatego jest we mnie coś z kundla. Czy istnieje cokolwiek, poza ściegiem zdania? Istnieje to, co nas pobudza. Jeśli być dostatecznie ruchliwym - tych pobudzeń trafia się niesłychanie wiele. Cóż, skoro byłem chochlikiem? Cóż, skoro byłem zbrodniarzem? Cóż, skoro ukrywałem się w jaskiniach? To wszystko, jak sądzę teraz, zdarzyło się po to, bym mógł umieścić te sformułowania w takim a nie innym kontekście. Piękne słowa! Jakże piękne słowa! To dla nich stałem się wrakiem.
Nawet zaczyna mi się podobać ta chorobliwa zieleń. Boję się Boga-Prześladowcy. Przestałem myśleć o winie. Żyję wedle najprostszych nawyków. Gdybym tylko wierzył w istnienie świata, mógłbym spróbować kariery uniwersyteckiej. Może ktoś ugłaskałby moje ambicje, mówiąc, Adasiu, tak potrafisz coś, cokolwiek! Ale cóż, skoro jestem tak spaczony, że wzorem najgorszych straceńców pragnę iść tylko wgłąb... nauka, zdaje się, idzie raczej wszerz... Bogactwo - wzwyż... A ja chcę iść wgłąb, przynajmniej teraz tak mi się wydaje, bo przecież nie wiem, czego tak na prawdę chcę. Jest, owszem, jakaś grawitacja. Z czego ona wynika? Nie wiem, może jest rzeczą przypadku. Co za różnica. Niemalże myślę o przebaczeniu, kiedy te słowa sprawiają mi tyle radości...