Ampathy, 8 february 2016
Rozjeżdżamy się w przeciwne strony
niby to w pociągach, na sztywnych kanapach
tworząc wymówki, zawierając inne przyjaźnie
pisząc inne słowniki, języki już nie zrozumiałe
Śmiejemy się z kultowych dowcipów,
malując twarze znajomą mimiką, lecz
maski kruszą się i odpada stara farba
a tak zupełnie serio
wszystko dzieje się teraz, przed naszymi
nosami i oczami, rejestrujemy, lecz nie
przetwarzamy podanych informacji
chociażby na cyfrowej tacy facebooka
a w kontaktach interpersonalnych
utrzymujemy iluzję stałości czasu
i przestrzeni, wierząc, że będziemy
spotykać się raz na jakiś czas
nad szklaneczką drinka w jakimś barze
chociaż jedna Niemcy, druga i trzecia Zabrze
być może Szkocja dla tej ostatniej
Co po nas zostanie za kilka lat?
Kikuty pięknej niegdyś przyjaźni
Nagrobki wspomnień zacierane przez
zawistny wiatr życia czy może inaczej
Ogrody pielęgnowane przez nas
Nigdy nie uschną, pamięć sadzimy
w nieśmiertelnych donicach, które
przekazujemy sobie jak parę dżinsów
Chciałabym wierzyć, że jedność nasza
ponad dyfrakcją, a przysięgi krwi
obowiązywać będą wedle zasady
niezłomności i włożymy tyle samo trudu
w pozostanie razem, ile poświęcamy
dążeniu ku ambicjom i samodzielności
Rozchodzimy się w przeciwne strony
niby to ulicami, w niewygodnych butach
tworząc wymówki, zawierając inne przyjaźnie
pisząc inne słowniki, języki już nie zrozumiałe
Ulubione dowcipy przestały być zabawne
Pomalowane twarze marszczą się
A płaty odpadłej farby szeleszczą nam
między stopami niczym obumarłe liście
Ampathy, 30 may 2014
Tkam słowa szeptem, gdy boję się reakcji
Emocjonalnej na twarzy do zapamiętania
Na ułamek chwili wyjęty z tarczy czasu
Wiem, jak czują się ludzie mający odwagę
Stanąć w centrum wartkiego potoku zdarzeń
Opuścić choć na moment strefę komfortu
Chłonę wszystkie nowe wrażenia umysłem
Aby wkrótce posortować je na półkach
Dobrze czy Zupełnie Źle, więc Do Poprawienia
Zanotuję w myślach wnioski z interakcji
Ręce, usta, oczy będą już reagować śmiało
W odpowiednich punktach czasu i przestrzeni
Właściciele Słów nauczyli mnie więcej
Niż mogłam o życiu wśród ludzi-zagadek
Dowiedzieć się z niełatwego doświadczania
Wiem, co czuję, z wieloletnich interpretacji liter
Mrugających na ekranie w ciasnych wersach
Utrwalone w fikcji osoby pozbawione ciał
Oraz wizerunki znanych / nie poznanych
Darzę najbliższym miłości uczuciem
Przynajmniej w ten sposób potrafię
Kochać w wyobraźni, lecz świadomie
Bez odgrywania roli społecznej
Ampathy, 26 october 2013
Namalowałabym cię palcami
Gdyby tylko miały odpowiednie barwy
Uśmiechem rozświetliłabym twarz
Niestety palce są szare
A opuszki czarne.
Ciepło uleciało z nich
Jak latawiec ku niebu
Zapukał ktoś
do zamkniętych powiek.
Odpowiedziały łzami
Namalowałabym cię duszą,
Lecz po co marnować kartkę
Skoro i tak pozostanie pusta
Namalowałabym ustami oczy twoje
Lecz brakuje mi już oddechu
Ampathy, 26 october 2013
Jestem Atlasem.
Na wątłych barkach rumienią się pręgi,
wyżłobione cierpieniem.
Po złotych plecach spływają zacieki -
pamiątki po oczekiwaniach i obietnicach.
Dłonie straciły kształt kończyn,
mających utrzymywać równowagę świata.
Trzymam je wyciągnięte wysoko, wysoko;
ja - zwycięzca chwalący się swoim przekleństwem.
Jestem Atlasem.
Moim uzależnieniem jest wiedza i porządek rzeczy.
Klęczę u stóp chaosu i krzyczę w pustkę:
Irytacja! Hipokryzja! Obrzydzenie!
Mam sińce nawet na powiekach,
które trzymam rozwarte jak okno na Tartar
i coraz bardziej ślepnę.
Jestem Atlasem.
W żyłach płynie siła weterana wielu wojen
stoczonych z umysłem pokreślonym epitetami
spijanymi z ust matki wszystkich cnót.
Jestem Atlasem.
Ciągnie mnie ku ziemi ciężar ludzkiej ignorancji.
Fetor okrucieństwa drażni nozdrza, wsiąka w pory.
Drżą me tytanowe kolana, lecz unoszę pomarszczone czoło,
krzywię skarłowaciałe wargi w obłudnym uśmiechu
i czekam na koniec wieku żelaznego.
Ampathy, 4 march 2012
Spokój.
Możesz się z nim napić wódki,
Porozmawiać podczas snu.
Nie odbierze ci szczęścia,
Ograniczy jedynie
dostęp do przyjemności.
Szaleńcem nie jest ten,
kto pragnie niemożliwego.
Postradać zmysły można wtedy,
Gdy opuszkami palców
Uda się sięgnąć krawędzi nieba.
Jakże wolnym musi czuć się ktoś,
Który nigdy nie zaznał życia.
Droga donikąd zawsze ma
określony swój kierunek.
Jak więc nazwać nicość,
jeśli początek jest za daleko
A koniec zbyt blisko?
Dzień dobry, hybris.
Chyba jeszcze się nie znamy.
Ampathy, 9 january 2011
Miłości, kusząca dyktatorko!
Wyznaj mi szczerze,
Czemu trzymasz w ręku broń
Gotowa pociągnąć za spust?
Uśmiechasz się jak kupidyn,
wypuszczasz z objęć krwawą strzałę.
Euforia chciwie lgnie do bólu.
Uśmiech kąciki dźwiga ust,
Chociaż pragnę krzyczeć,
Z rozpaczy załamując ręce.
Przyciągam Cię do siebie,
Czując nóż wbijany w serce
jak w roztopione masło.
Słowa duszą mnie za gardło,
Trzymają mocno.
Nie próbuję walczyć.
Wiem, że nie puszczą.
Nie pytam więc, czy kochasz,
Nie dotykam, nie całuję.
Mam nadzieję, że nie dane mi
Spotkać się z przepaścią
Lub coś mnie uratuje
przed słodkim zatraceniem.
Miłości, niewdzięcznico!
Czy za mało życia
oddałem za twe towarzystwo?
Czy za mało kwiatów odeszło
Z braku twego zainteresowania?
Mosty wdzięcznie tańczą po morzu,
Nie uratują mnie przed utonięciem.
Ciekawość kaleczy mnie od środka
Karną ręką twojej niełaski.
Robi dziury jak w rajstopach,
Chyba dotarła do aorty.
Nie mów, że oszalałem,
Choć opanować się nie mogę.
Milczę jak grób zaklęty
siłą twojej władzy.
Wiem, że czujesz moje poddaństwo,
Napawasz się smakiem mego strachu,
Gardzisz niezdecydowaniem.
Szepczesz na ucho kłamstewka słodkie
Jak wspomnienie cukierków z
dzieciństwa.
A ja już wiem, że kochasz,
Chociaż nie tak, jak sobie wymarzyłem.
Ampathy, 7 january 2011
Trudno powstrzymać moment
Kiedy wybija się ponad inne
A krzyk łokciami torując drogę
Wydostaje się na zewnątrz
Nawet kiedy słowa
Jak grzech zakazane
Nie sposób okiełznać zdania
Protestu przełknąć goryczy
Czas bijący coraz ciszej
Zawisa w próżni chwil
By wpłynąć niepostrzeżenie
Na wzburzone jezioro konsekwencji
Ampathy, 6 january 2011
Gdy czujne płomienie świeczek
Zdemaskują każdy kąt sali
Wypełnionej złudzeniami ciał
Ubierze maskę i będzie grać
Jak w spalonym teatrze
Zastąpionym plastikową makietą
Ich szkarłatne cienie
Tańczące na linii rzęs
Odbiją się w pustce oczu
Chciwie chłonąc jej talent
Wraz z końcem ostatniego aktu
Opadnie kurtyna iluzji
By wreszcie jej uświadomić
Że nigdy nie była dobrą aktorką
Ampathy, 6 january 2011
Czymże jest zabłąkana łuna słońca
Gdy świat traci równowagę
Między złem a dobrem
Siłą woli z przymusem obrony
Bulgot gotującego się strachu
Niesie echo modlitwy
Tylko gardła wypełnione grotami
Grzebią żywcem ostatnie tchnienie
Przepustkę do wolności
Rekrutacje wojowników
Pamiętają szepty złudzeń
Kiedyś łuna ich odwiedzi
Do jednych się uśmiechnie
A na drugich tylko rzuci okiem
Ampathy, 6 january 2011
Oto jestem
Stoję na krawędzi świadomej myśli
między bólem istnienia
a radością życia
Krwawią mi ręce od ciągłego
odpychania się od dna
nie mogę ustać w jednym miejscu
lecz kiedy zrobię mały krok
spadam
Teraz balansuję nad przepaścią
między śmiercią a życiem
i zapisuję sobie w głowie
permanentnym atramentem:
Głupia, głupia
Nie rób tego więcej