23 november 2012
przebił śnieg
odkąd wiosna rodzi przebiśniegi noszę nadzieję
pod sercem gotów na bóle parte. tymczasem ssą
mnie mrówki i złuszczone niebo poprzednich zim
a kanałami spływają brudy. przeciążone ulice
i chodniki do upartego dźwigają ciężar tysiąca
stóp. powbijani jak szpilki w makiety z dykty
chodzimy na odpuszczenie grzechów do momentu
amen odegzaltowani do granic i poza nie zmięci
i odginani na nowo aż zwiotczejemy. wieczorem
mieszkamy w przestrzeniach glacjałów. staję się
sobą naprawdę kiedy nikt nie widzi i przemieram
śmierć parestezjami. wetknięty jak cienka igła
pośród stronice jednej z bibliotecznych ksiąg.
znajdź mnie pomiędzy. czekam drobny. jedną mniej
szypułkę i kwiat nie więdnie. po roztopach lżej.
tylko uległy śnieg zmiękczył kartony budynków
i pokrzywił wyrazy w beztlenowe twarze. moje maski.