5 april 2013
fuga na pół głosu
Opustoszałe świątynie, stęchłe statki. Obluszczone torowiska. Do których miejsc najłatwiej
wracać? Samej, pozbawionej rzęs i skrupułów. Boso. Obłuszczone dłonie. Mogłabym mieszkać
więc głęboko, zamknąć bezpowieczne ślepia; ślizgałabym się po martwocie dna, skrąglałych
truchłach. Wiesz, były moje, nieodwołalnie wykręcone i wynaturzone, ale moje. Wpływa na
prądy zmorskie. Niby nowe - ale to tak, jakby reinkarnowała wciąż i wciąż, albo widziała
dusze przodków, które niepokoją. Wrogów w ich zamyśle. Wzwodzących mosty z posiatką
naskaleni. A każdy więźnie, poniżej kolana, gryzie skraj jak starożytne togi: fałdy
skóry lejące się do ust. Ewa wchodzi w niedomknięte frazy; klin zamiast twarzy, ostrosłupia
odwiedzonych ciał. Byłam rozwiązana, odlepiłam się od masztu niczym miazga zbawiciela,
wytatuowali mi imiona. Przebili wstok; nie oczekiwałam osuwisk. Skrzaczałe ramiona kolumn,
między które wkłada palec i traci słuch, traci wszystko. Bóg tragicznie zaśmiewa się z cnót,
sam nie posiada ani jednej. Odjął Ewie rozum, zostawił pierś. Kogo wykarmię, skoro odeszły?
Na nowym fundamencie wybudujesz dom. Z parą rąk. I nie zaskrzypi kwartet.
____________________
cykl: syberiada