Luna, 21 february 2012
Malinowy owoc.
Miłość.
Innowacja.
Rewelacja o smaku toffi.
Mieszkała sama z sześcioma psami
w małym drewnianym domku na prerii.
W ogródku hodowała herbaciane róże,
a pod zdewastowanym płotem cierniste krzaki.
Codziennie rano w białej koszuli z koronką
wychodziła tylnymi drzwiami na warzywnik,
mijając zardzewiałą, metalową ławeczkę,
z której odrywała się kredowobiała farba.
Długie, czarne, nieczesane włosy
opadały delikatnie na rozciągnięte rękawy.
Jej małe i pomarszczone już stopy,
ze starannie pomalowanymi paznokciami na czerwono,
dotykały piątkowej porannej rosy
i wiedziała, że to ostatni dzień,
kiedy mogła nadrobić straty sześciodniowego tygodnia.
Wieczorem zostawiała drzwi otwarte i brała dwie niebieskie tabletki.
Budziła się w niedzielę i znów wychodziła tylnymi drzwiami na warzywnik.
Przepełniona skrzynka na listy i skrzepnięta klamka od furtki,
a w gankowe litrówki od mleka zaczynał wrastać mech.
Nienawidziła sobót, bo w sobotę ją zostawił.
Przekaż innym,
że nie będzie się dopraszać o swój odłamek bochenka
i niebo,
słodsze, niż najsłodszy w świecie marcepan.