Poetry

Ludwik Perney


older other poems newer

16 january 2012

Drugi piątek stycznia 2012

1.
Piątek zaczął się od kałuży krwi
rozlanej pod drzwiami hurtowni na Podwalu 
– chwilę czekaliśmy razem: ja trochę krócej,
krew dłużej.  Nie zamieniliśmy ani słowa,

choć pamiętam najbardziej uniwersalne zdanie 
– trzymam je na wypadek musu konwersacji
w windach, czy kolejce (jak tutaj): „Różnie bywa” 

– z takim orężem zachowam się społecznie
 w każdej sytuacji. Zagiąć mnie można
jedynie pytając „która jest godzina”,

ale to pytanie, nawet zadawane bełkotem, 
poznam po charakterystycznej intonacji.

2.
Odwiedziłem ojca, zjedliśmy śniadanie
i zastanawialiśmy się 
czy można włożyć sobie lufę pistoletu do ust
i nie trafić w głowę.

3.
Dzwoni Edyta, wścieka się. Jej klient nie przyszedł
na umówione spotkanie, w dodatku nie odbiera telefonu.
 – jestem bezsilna – mówi – Marek, 
przywaliłbyś mu, gdybyś go teraz spotkał?

4.
Można.

5.
Dzwoni Edyta, mówi, że nie uwierzę:
klient odezwał się w końcu. Okradziono go,
a wcześniej oczywiście pobito – piątek
zaczął się od kałuży krwi na Podwalu.
 






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1