Poetry

Quercus


older other poems newer

13 february 2012

Szanta o Pawiu

Wypływam więc z rana w to morze szumiące
i trzymam daleko się raf.
Na dziobie, na rufie, na maszcie i w mesie
od portu goni mnie paw.

Mój biedny żołądek skurczami szarpany, 
zaczyna żałosny tren.
On wie co go czeka, on wie czym się skończy,
kolejny na morzu dzień.


/ref.:/ 
Więc czemu, ach czemu, powiedzcie mi przecie 
to zawsze dzieje się tak.
Że kiedy wypłynę i woda pod kilem 
po łajbie goni mnie ptak!!!


Być może ktoś z was, odpowie mi ludzie
dlaczego, ach k...wa mać?
Ten groźny ptak męczy, nie dając wytchnienia
nas, młodą żeglarską brać?

A ty mój kamracie weź podaj szklanicę  
to wepchnę ptaszysko wgłąb.
Na trzeźwość na morzu ja wcalę nie liczę
byleby paw poszedł stąd.


/ref.:/ 
...


Niestety ptaszysko, nie dało się zgłuszyć
oparem rumowych mgieł.
Na moich kolanach, już leży rozlany
bynajmniej nie z kuszy bełt.

A ty dobry Boże, ty Panie na niebie, 
litości królu spraw.
By już mnie nie dopadł, w najgorszej potrzebie
ten groźny morski paw.






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1