Poetry

Andrzej Talarek


older other poems newer

14 july 2012

Pentaemeron

Pracuję pięć dni w tygodniu. Zaczynam w środku
pierwszego dnia, a kończę przed szabasowym wieczorem.
Nie stwarzam zieleni drzew ani dzikości zwierząt,
poszumu traw ni łagodnej pieszczoty ziół, wszystko to zastałem,
a światła wielkie i mniejsze mieszają moją świadomość
jak poranną jajecznicę życia.
 
Kiedy upływa wieczór i poranek, dzień piąty, na progu szóstego
nie mam już siły na miłość, którą nazywają seksem.
Nie stwarzam więc człowieka na swój obraz i podobieństwo.
Zresztą, mam już dorosłe dzieci, a moja żona, niczym Sara,
nie oczekuje aniołów, pukających do drzwi.
 
Pięć dni tyram w pracy, która ma pierwszeństwo
przed świadomością stwarzania. Codzienna harówka.
Chociaż się staram, to nie wiem nawet, czy wszystko
co czynię, jest dobre.
 
Pięć dni. Pierwsze pięć, choć zaledwie pierwsze.
Żadnej doskonałości, jak w sześcioramiennej gwieździe
Dawida, ścianach sześcianu, stopach heksametru,
w cyfrze sześć.
Oby po piątce jak najwięcej zer.
Ja, stwórca zer na papierze!
 
Urobiony jestem jak biblijny wół. I tak co tydzień.
Bez końca. Choć  Bóg tylko sześć dni i święto do końca świata.
Jak w Biblii. Stwarzając, stworzył stwórcę. Mnie! Mam Go wyręczać?
Patrzy kpiąco, jak tworzę
swój świat? O którym słowa nie ma w Genesis.
Czyńcie ziemię sobie poddaną.
 
Czy doczekam emerytury?






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1