Andrzej Talarek, 4 december 2011
tajne służby mówiły mu więcej
niż wiedzieli obywatele a i tak nie znał wszystkich faktów
czyż mógł więc znać w jej złożoności prawdę
która nie jest sumą a może być różnicą a nawet potęgą faktów
kochaj bliźniego swego donosili z półuśmieszkiem szpiedzy
nadstaw policzek czyż taki facet mógł być groźny dla cesarza
gdy kazał oddawać co cesarskie
zresztą co kogo obchodzi co to jest prawda
tylko niezrównoważonych psychicznie świętych
ludzie nie lubią odmieńców jeszcze jak ich nakarmią
wyleczą powiedzą dobre słowo ale gdy żądają
czy będąc świadomym własnej nieświadomości
mógł potraktować poważnie kogoś kto przyszedł
by dać świadectwo prawdzie bosy król
otoczony gromadą niepiśmiennych odmieńców o gorejących oczach
nie z tego świata co ludzie ziemi jota w jotę jak Pismo
kiedy on odmieniał znaczenie wersów i świata
mówili że bluźni że ma inaczej w głowie
a więc jesteś królem zapytał
odpowiedział mu: tak jestem królem
ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat
aby dać świadectwo prawdzie każdy kto jest z prawdy
słucha mojego głosu
cóż to jest prawda zapytał znowu
to powiedziawszy wyszedł powtórnie do zgromadzonych
i rzekł do nich: ja nie znajduję w Nim żadnej winy
w wolnej chwili znowu się zamyślił czymże jest prawda
przecież prawdziwe jest to co jest na tym świecie
a jego królestwo panuje wyłącznie w jego głowie
on jest wszystkim co wskazuje na jego prawdę
a to za mało nawet jak są te jego czyny
a jednak idą za nim dlaczego
czy prawdę przenosi z człowieka na człowieka
słowo jedynie a może potrzebny jest czyn
czy może duchy przodków szepcą nocami
ten sen Prokuli męczący
nie miej nic do czynienia z tym Sprawiedliwym
jak? przecież Herod mi go zwróci z tą jego prawdą
zabiję ją? czy można zabić coś czego nie można dotknąć mieczem
dam tłumowi wybór może wybiorą dobro wybierając zło
wybiorą prawdę wybierając nieprawdę
wybrali zło wybierając dobro
wybrali nieprawdę wybierając prawdę
wybrali dobro wybierając zło
wybrali prawdę wybierając nieprawdę
Andrzej Talarek, 2 december 2011
Pies wpadł do jaskini nie była to jaskinia Platona
ze skrępowanymi swoim losem ludźmi
pies wpadł do jaskini na której ścianach było życie
zaklęte w obraz przez kamiennych przodków
przebiegały bizony wyginały się koty tańczyli szamani
wzywali tego który daje i odbiera
nie wiedzieli że na początku było Słowo
znali jedynie obraz i nic się nie stało dla nich
przez słowo a bez niego także nic się nie stało
co się stało
bo słowo było u Boga schowane przez niepiśmiennymi
za ekranami obrazów malowanych sadzą i ochrą
kiedy mózgi odtajały Bóg nazwał po imieniu
ludzi i rzeczy bo sądzić można kiedy podsądny ma imię
i zrozumiał człowiek swoje imię i imię psa i stołu
wiedział już że na początku było Słowo
które stwarzało wszystko nazywając
a jeśli nie nazwało nie stworzyło
kiedy człowiek myślał intensywnie jak Bóg
stworzył siebie na nowo i nie chciał być sądzony
ani nazywany
wpatrzył się w ekran jaskini na którym cienie
i tak pozostał
Andrzej Talarek, 29 november 2011
(wg. Mt 27,15-25)
czy powinienem pisać ze wzgardą nie wiem
wszak nauczono mnie że nawet o złym z Ewangelii
okrutnym śmiesznym należy mówić z rozwagą
czy powinienem pisać z trwogą widząc
jak ewangeliczny embrion zła wrósł we współczesność
stając się rozpieszczonym bękartem
władnącym umysłami pokoleń namiestników
wybranych do wybierania pomiędzy
kiedy twarze wykrzywia nienawiść
żadne ze słów nie będzie pięknym
jedynie śmierć okraszona ćwiartowaniem
duszeniem włóczeniem końmi krzyżowaniem
w rzeczywistości na niby wyje tłum ukrzyżuj
ma swoje prawa żąda i otrzymuje
arcykapłani i starsi namówili tłumy
żeby prosiły o Barabasza a domagały się śmierci Jezusa
pytał ich namiestnik: którego z tych dwóch chcecie
żebym wam uwolnił?
Barabasza czy Jezusa, zwanego Mesjaszem?
wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali
odpowiedzieli: Barabasza.
rzekł do nich namiestnik: cóż więc mam uczynić z Jezusem
którego nazywają Mesjaszem?
zawołali wszyscy: na krzyż z Nim!
namiestnik odpowiedział: cóż właściwie złego uczynił?
lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: na krzyż z Nim!
namiestnik widząc, że nic nie osiąga a wzburzenie raczej wzrasta
wziął wodę i umył ręce wobec tłumu mówiąc
nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego
to wasza rzecz
a cały lud zawołał
krew Jego na nas i na dzieci nasze
spada wodospadem z pokolenia w pokolenie
kultura tłumi instynkty ale nie unicestwia
i nobliwi stają się mordercami po śniadaniu
wsypują cyklon podpalają stodoły
kolejni namiestnicy znowu pytają
ogłupiałego tłumu
Andrzej Talarek, 27 november 2011
każda noc mojej żony uzyskuje piąty wymiar
ponad płaskość łóżka głębokość snu
rozpiętość godzin pomiędzy jawą a jawą
pojawia się dotykalny wyobrażeniem świat
który jedynie był i będzie a nie jest
kwietne łąki są w nim tylko hiperbolą raju
a śmierć jest ożywianiem dni ostatnich
moja żona miewa niespokojne sny
przed śmiercią znajomych przychodzi
jej zmarły ojciec stoi samotnie na ulicy i uśmiecha
kota z sąsiedztwa jabłoń i nowy dach nieśmiałym
poruszeniem warg podpowiada życie
pozostają po nim słowa które szepce rankiem
dzisiaj radziła „nie wdawaj się w sprawę tego
niewinnego człowieka bo dziś we śnie
wiele przez niego wycierpiałam”
a ja nic nie mogłem uczynić
ostatnio zaprzyjaźniła się z Marią Magdaleną
z Marią matką Jakuba i Józefa i z matką synów Zebedeusza
słyszałem jak szeptały przez noc z soboty na niedzielę
rozważały czy wierzyć służkom które rozpoznały Piotra
chwaliły Prokulę nie mogły przypomnieć Weroniki
rano wybiegły z domu
wróciła z chustą utkaną z sennych wyobrażeń
nie wiem czy wierzyć kobietom pogrążonym w snach
chociaż są wierne bardziej niż apostołowie
Andrzej Talarek, 27 november 2011
Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu. Rzekł do Niego Piłat: Cóż to jest prawda? To powiedziawszy wyszedł powtórnie do Żydów i rzekł do nich: Ja nie znajduję w Nim żadnej winy
Pytający o prawdę są od niej na wyciągnięcie dłoni
czasami dzieli ich tylko jedno słowo
skinienie głowy uniesienie brwi
kiedy oczekują szczegółowego
zdefiniowania
nie dostrzegają
że ma wymiar człowieka
gdy pyta ludzka pycha
prawda nie ma nic do powiedzenia
ubierze ją w lśniący płaszcz na pośmiewisko
pokaże gawiedzi
wyszydzi
a głupi śmiać się będą
z prawdy
z siebie samych
ich chichot pobrzmiewa przez wieki
prawda jest w nas dlatego
nienawidzimy tych którzy jej szukają
bo otwierają nasze serca
grzebią nam w żołądku
trepanują czaszkę
patrzą głęboko w oczy
to takie osobiste
Andrzej Talarek, 27 november 2011
Nie jestem poetą pięknego ducha wiosny łagodnej zielenią
wiary nadziei miłości które nie są świadome w swoim dziecięctwie
niewiary beznadziei nienawiści zaprzeczenia wszystkiego
co dajemy do rozumienia dzieciom by były szczęśliwe
i mówimy im
że powinny wierzyć Mamie i Bogu który jest
tak samo wiarygodny
że kiedyś dorosną szczęśliwe
i że miłość jest oczywista jak Matka
kiedy nie rozumieją nie widzą
żebraczki przycupniętej na krawężniku rozdzielającym
jej świat od świetlistej promenady ludzi sytych
radośnie roześmianych uślinionych stworzeń
w zespół Downa w jedno włączonych w poczęciu
małych murzyniątek z rozdętymi od głodu brzuszkami
albo po prostu zaszlachtowanych jak prosięta
bezzębnych matek zobojętnionych narkotykiem śmierci
kiedyś zobaczą światy ukryte za niewidzącymi oczami
zwrócą twarz zakrytą do głosu z ich duszy
zapytają w rozpaczy Panie a jeśli będzie w Sodomie
dziesięciu sprawiedliwych czy nie spalisz miasta
i będą szczęśliwi że to ich Bóg uczynił wybranymi
bo już poznają że nienawiść kłamstwo cierpienie śmierć
stanowią fundament egzystencji
są lustrem bez którego wszystko przestaje istnieć
bo całe życie jest złudzeniem
odbiciem naszych wyobrażeń
w obliczu Boga
nie chcę śmierci tego sprawiedliwego
którego stworzyłeś Boże i posłałeś między nas
ale nawet Ty nie umiałeś wymyślić innego świata
dlaczego mnie takiego urodziłaś pyta dziecko
dlaczego stworzyłeś taki świat pyta dorosły
może lepiej było nie poczynać
nie jestem winien krwi sprawiedliwego
który umiera bym ja żył
płaczę nad jego losem
ja Piłat
Andrzej Talarek, 16 november 2011
Wygasa już żołnierski zapał,
Co naszym ojcom siłę dał,
By się przeciwko wrogom bratać,
By dom rodzinny wolny stał.
Przy ogniu już się nie ogrzeję,
Węgle już tylko żarzą się,
Lecz ciągle jeszcze mam nadzieję,
Że płomień w niebo wzbije się.
Że znowu będzie można dzieciom
O bohaterach śpiewać w noc
I nikt nie zadrwi z nich w gazecie,
Chwaląc rozsądku zbawczą moc.
Wierzę że stos, o którym pieśni,
Buchnie płomieniem, z serca żar
I że my, ludzie tak współcześni,
Przyjmiemy przodków wielki dar.
Pozostawili nam po sobie
Wiarę i męstwo i swój los,
Byśmy jak oni, w próby dobie,
Rzucili go na dziejów stos
My ludzie współcześni,
Nie skorzy do pieśni,
Musimy w dłonie wziąć
Nasz życia los,
Nasz przyszły los.
Andrzej Talarek, 14 november 2011
W dzieciństwie cierpiałem na adehade
chociaż nikt o tym nie wiedział bo nie znano tak wielu rzeczy i spraw
jakby ówczesna dorosłość była dzisiejszym niemowlęctwem
któremu w wieku zaawansowanym wkładano tetrowe pieluchy
zamiast pampersów i śmierć była śmierdząca
nie sikałem już w majtki a nocami marzyłem o kobietach które przyjdą
by mnie wyzwolić z niepotrzebnej niewinności i o sławie która mieszkała
naprzeciwko na wyciągnięcie ręki
kiedy nie spotkałem wyzwolonych kobiet ani sława nie przybyła
bym się mógł nią nacieszyć za życia pozostało czekać na starość
jestem niecierpliwy i przebieram nogami w miejscu nie mogąc
doczekać choć niewątpliwie nadejdzie ona jedna
przygotowałem dom na wspólne życie nie wiem czy się jej spodoba
nie ma w nim jednej stałej rzeczy nawet fundament jest usypany
w piaskach ziarnko po ziarnku drzwi dzielą znane od nieznanego
krany podnoszą wodę a okna wyrzucają na zewnątrz obrazy pokoi
po których błąkają się myśli bezdomne przybłędy pól myszowatych
gdzie włosy stoją jak dęby a liśćmi dębowymi ozdobiony jest portret
dziadka z austriackiej armii
kiedy zamieszkam ze swoją starością nie zaznam spokoju
telewizyjnych ukojeń będę szukał zakopanych w dzieciństwie
talentów by je pomnożyć przed śmiercią i iść do Boga
z dłońmi pełnymi
Andrzej Talarek, 13 november 2011
Święty Walenty patronie wariatów powinieneś
wziąć w swoją opiekę listopadowych Polaków
niech nie roją snów niespełnialnych
o Prawie Nikomu Niepotrzebnej
wystarczy jak zapalą znicz biały
ogień w czerwonym szkle
na grobie swoich złudzeń
albo w wydrążonej dyni
będzie narodowo
wszystkoświętnie
nowocześnie
w białoczerwonych budynkach
odczynią uroki odziedziczone po przodkach
zmówią wieczne odpoczywanie nad
Hanką Mostowiak
łzę uronią telewizyjną
święty Nepomucenie patronie topielców i powodzian
twoje kruszejące podobizny nad brzegami rzek
czas unicestwia listopadowy
wiesz od dawna liście to nie liściki od Pana Boga
nie strzeżesz już skrzyżowań ani mostów nie upilnujesz
powinieneś zostać patronem podsłuchiwanych
nie wiedzą kiedy są słyszalni
nie wiedzą co czynią
nowoczesność
czy mylą się nam wiatry od morza
z drang nach osten
Hekata z Hakatą
pewnie tak
Andrzej Talarek, 13 november 2011
Do chrztu, gęsiego, chłopy i baby,
kuzynkę Jaśkę nieśliśmy w becie,
po spiętych krypach przez płytką Rabę,
pół wieku temu, w gorącym lecie.
Rzeka błyszczała, chłopy śpiewały,
łodzie się chwiały, Jaśka płakała,
w mojej pamięci, choć byłem mały,
arkadia wtedy polska została.
Już dwie dekady, jak szliśmy mostem
za Jaśki trumną. Raba szumiała
wspomnienia budząc. Wszystko dziś proste:
my teraz wielcy a Raba mała.
Tylko że ona była i będzie,
a my pójdziemy przez jakieś rzeki
do tego, co jest zawsze i wszędzie,
i nie wrócimy tu już na wieki.