Hanna Mazankiewicz, 15 september 2018
tajemniczych ogrodów już nie ma
echa w studni milkną
odkąd odeszłam
jesień zawodzi wcześniej niż zwykle
suche liście na chodniki zrzuca
plączą się we włosach
babiego lata nici
zmyślone opowieści
południowych tarasów już nie ma
tylko balkony w mdławej poświacie
odbijających się w szybach zachodów
przebrzmiałym sierpniem
postrącane jabłka
zapachem mamią
nieposkromioną ciszą
zbyt wcześnie przywołaną jesienią
moich ogrodów już nie ma
echa w studni do miast nie dochodzą
przytłumione zgiełkiem ulic
odkąd odeszłam
Hanna Mazankiewicz, 2 april 2018
pakuję cały swój świat
kolejne miejsca
to tylko papierowe pudełka
okna wychodzące na wschód
rząd sosen za płotem
jedną brzozę
zbyt rzadko odwiedzany taras
plastikowy fotel
dwie doniczki
zegar z wahadłem
wiśniowy kredens
dwa obrazy:
jedna akwarelka
i wyszywany z nad łóżka kotek
prezent
od kogoś kogo dawno nie ma
zabieram kilka zdjęć
parę nieprzeczytanych książek
pakuję cały mój świat
opuszczone miejsca
to tylko papierowe pudełka
Hanna Mazankiewicz, 6 october 2016
witaj to znowu ja
po długim milczeniu
piszę
świat się zmienia – tak mówią
życie nie znosi stagnacji
u mnie jednak dziwny jest czas
mam wrażenie że stoi w miejscu
u innych dzieci, małżeństwa, domy
u mnie tynk odpada ze ścian
wiatr zrzuca liście nie tylko jesienią
deszczem smaga twarz
witaj to znowu ja
pytam co u ciebie nowego
odpowiedz proszę
jak się masz
u innych radość, dowcip, śmiech
grono szczęśliwych znajomych
a u mnie został tylko pies
chudy i życiem zmęczony
witaj to znowu ja
znalazłam twoje zdjęcie w szufladzie
nie wiedziałam, że jeszcze je mam
więc piszę po długim milczeniu
Hanna Mazankiewicz, 6 october 2016
zatrzymam się na moment
w roztargnieniu
popatrzę na chmury
gdzieś za mną pozostanie
życie odbite cieniem na trawie
i postoję przez chwilę
odgłosów znikających ludzi
posłucham
wiatr w uszach zahuczy
ostatnią nić zerwie
i zanim zdążą dostrzec
rozpłyną się wszelkie granice
zatrzymam się na moment
o jeden krok z nurtu wystąpię
i miniesz mnie
niczym uciekającym pociągiem
poczekam i popatrzę
zawieszona pomiędzy
ledwo dostrzegalnym obrazem
echem zabrzmię
za niewidzialną kurtyną
pomacham na dowidzenia
ale nie zdołasz zobaczyć
może muśnięcie dłoni na twarzy poczujesz
gdy zanikając kosmyk włosów
odgarnę
Hanna Mazankiewicz, 19 september 2016
pierwsza jesień zgodnie z rozkładem
w październiku
melancholią z kątów wylazła
przemoczona pożółkłe liście
rozsypała na dywan
druga jesień gdzieś w środku zimy
korkiem szampana wystrzeliła
odwilżą z szyb szron starła
zastukała w rynnach
przebudzona zapachem
pojedyńczym obrazem
trzecia jesień została na dłużej
przywitała się w maju
echem burzy przetoczyła nad dachem
tęsknotami wypełzła z albumów
z zakurzonych kufrów na strychu
wieczorami zaczęła przynudzać
w szafach bałagan zrobiła
szukając butów
starych swetrów
kluczy
które dawno zgubiłam
trzymała aż do czerwca
przegoniona przypadkiem
ledwo zarysowaną tęczą
Hanna Mazankiewicz, 13 july 2016
Na krawędzi stołu filiżanka herbaty
brzęk łyżeczki odkładanej na spodek
przez głosy przebijający się świst gotującej wody
i dzwoneczek nad drzwiami
ich otwarciem poruszony
dym z papierosa w drugim końcu sali
czyjeś zerwanie od szyby odbite
wymieszane z zapachem ciasta z aromatem kawy
dwa słowa rzucone w biegu przez dawnych znajomych
z kawą na wynos telefonem przy uchu
chichot przyjaciółek przy jednym ze stolików
gdzieś w drugim tle urwane pożegnanie
muśnięcie dłoni po policzku
pospiesznie wypity łyk przed spotkaniem
między ścianami kawiarni przemieszane historie
przelotne niezdarne zdania
ściany kawiarni tak wiele przyjmą
w zgiełku chwil ulotność przechowają
Hanna Mazankiewicz, 15 march 2016
w zbyt ciężkim od deszczu powietrzu
te wszystkie niedbale splecione warkocze
zbyt długie sobotnie poranki
zielony kubek zapach herbaty
te ponure listopady zachodzące przed oczy
odlatujące z ogrodu ptaki zbyt głośnym trzepotaniem skrzydeł
zapamiętaj piątkowe zmęczenie
wygrzewane pod kocem po ciężkim tygodniu pracy
wspólne mycie naczyń po niedzielnym obiedzie
nie zapamiętuj długich korytarzy
wózków, kroplówek, pielęgniarek
tylko te chwile pomiędzy
wszystkie zachody słońca na plaży
z pierwszych wspólnych wakacji
i uśmiechy przyjaciół
podczas urodzinowych przyjęć
w stosach dziwacznych prezentów
zapamiętaj brzęk kluczy odkładanych na stolik
stukanie obcasów na schodach
kiedy już tylko korytarze zbyt białe
i przerywana cisza pikaniem respiratora
zostaje
Hanna Mazankiewicz, 30 november 2014
Ciemne chmury zawisły nad dachem,
i jedną kroplą deszczu horyzont się rozmył
za oknem wiatr zamilkł jakby przerażony,
gdy z łomotem skrzydeł czarnych
z podwórka odleciały wszystkie wrony
i jakieś mdławe światło dociera z oddali
budząc świadomość, że jest tu ktoś jeszcze,
i może też patrzy zmęczonymi już oczami
w rozmytą za oknem przestrzeń
zmierzcha powoli,
kilka latarni wzdłuż drogi rozbłyska,
jakimś niewyraźnym blaskiem oświetlając
kawałek chodnika
a w pokoju ciepło, a w pokoju przytulnie,
ulubiona melodia się po myślach snuje
w sercu znany klimat późnej jesieni
w brunatnej barwie już opadłych liści
To listopad po ulicach goni,
zagubionych podróżnych szukających drogi
szarymi chodnikami przechadza się senny,
odstraszając na dobre urok jesienny
lodowatym deszczem po szybach spływa,
listopad groźny przed zimą ostrzega,
opadając ciemnymi chmurami na zamokłe dachy,
zroszone łzami przez odlatujące stąd ostatnie ptaki
Hanna Mazankiewicz, 30 november 2014
Wychodząc z domu drzwi bezszelestnie zamknę
nawet zardzewiała furtka nie trzaśnie
ledwie krok o bruk ulicy uderzy
szum liści każdy mój odgłos zagłuszy
schody nie zatrzeszczą
żadne szmery i szumy dochodzące z dołu
nie zbudzą
może tylko wiatr nieco głośniej firanką poruszy
niczym nie obciążona wybiegnę
na chwilę w tajemniczym ogrodzie
zatrzymam
do starej studni zajrzę
echo pożegnam
zanim świt zdąży się do pokoju zakraść
pies sąsiada zaszczeka wątłym szelestem zbudzony
w porannej rosie stopy zmoczę
lekko nad ziemię się wzniosę
wszystko zostawiając nietknięte
tam dokąd idę nie mogę nic zabrać
Hanna Mazankiewicz, 26 january 2014
Zatęskniłam dziś za tobą kochanie
zupełnie przypadkiem wspomnieniem wróciłeś
niebieską sukienką butelką wina w kinie
spacerem mostem nad ruchliwą ulicą
czułym objęciem w talii
twoja twarz zakołatała ton głosu zabrzmiał
ledwo dostrzegalnym echem wśród wysuszonej trawy
może ta przedłużająca się zima
tak bardzo niechciana
może to tylko melancholia
gnębiąca od rana
przypomniałam sobie twój śmiech
na uniwersyteckim korytarzu
zapach wody kolońskiej
kolor oczu
i serce zastygłe mocniej zabiło
i chciałam przytulić
a ciebie obok nie było
napłynął też żal za tą krótką chwilą
którą mieliśmy by w życiu coś zmienić
i zrobiło mi się tak strasznie przykro
że zabrakło odrobiny odwagi
to ciągle boli kochanie
po tylu latach cały czas tak samo