melkart, 26 september 2013
ileż to razy ludzie zdumieni
patrzą na zegarki. Coraz dokładniejsze,
wymyślniejsze - jakby chcieli upiększać
przemijający czas. Z ratuszy starych miast,
dumnie nadają tempo przechodniom,
werble przemijania. W nieubłaganym tańcu
dookoła tarczy, kreślą ludzkie życie
bezlitosne, smętne i dokładne.
melkart, 6 september 2013
Nietoperz marzyciel,
słuchał raz kazania na kościelnej wieży.
Ksiądz prawił o świetle miłości,
rozświetlającej nocne mroki.
Więc zaciekawiony, nocą wybrał się na poszukiwania światła
i odtąd kreśli skrzydłami szerokie łuki,
zatroskany w swych dociekaniach.
Wraca, wciąż wraca, by sprawdzać, czy znajdzie.
I po dziś dzień, nie może go znaleźć.
melkart, 9 february 2013
Na stole trzy księgi leżą otwarte
- sami historycy, natchnieni poeci.
Im częściej sądzą, że myślą, tym próżnia mocniej wschodzi.
Słyszysz jak Muzy znikają w czeluściach głębiny -
nic bezrozumnej głupoty nie zwodzi,
i nie stacza z równi pochyłej bezmyślnej pęciny.
Kroczą tu zawsze, odwiecznie skorzy do zwady.
Z wieczną swobodą, niezmienni w pejzaże
- tam ojciec, tu syn, ciotki i dziady.
... i widzę pół wieku ich roześmiane twarze.
Wiecznie ci sami, powolni w próby godzinie,
w garnitury strojni, pierwsi prawdziwi bogobojni.
Gdy na nich patrzę z oczu łez potok płynie,
zdeptane diamenty, siła dziś w glinie!
melkart, 9 february 2013
Czyś jest Piękno? Czy Piękno masz na imię? Okrutnie figlarnie spoglądasz znad jasnego ramienia. Czyś niezwykłą jak dzieła Michała Anioła? Cisza? Nic nie rzeczesz. Tylko blady uśmiech skrycie odpowiada. Już mi trucizna krew zatruła, w porządek dysharmonię wprowadziła - obłęd i zbawienie od ciebie zależą. Uczyń cichą, choć najcichszą obietnicę... O przemocy, co targasz mój umysł, krynico obłędna... Ewo z raju wygnana, sprawczyni zmysłów płodności, tyrańską moc posiadłaś, i błyszczysz czystością miłości! Tyś zapachem łąk kwietnych i róż w krzewach skąpanych. Odrobiną goryczy, słodkokwaśnych upojeń i płomiennych lodów! Dziś jam pijany, i struty słodkością. O morderczyni zwana Miłością.
melkart, 9 february 2013
Chwyćcie smoleński sztandar i wplećcie w krajobraz Polski, a mowę wężową uczyńcie hymnem. Niech łoskot języków stanie się werblem. Wzniećcie ognisko, pożogę olbrzymią, co stłamsi demokrację - ladacznicę najcyniczniejszą! Pogrom uczyńcie dla tych do krzyża nie noszą; za ciszę i zadumę ćwiartujecie buntowników! Za inne poglądy, niczym zadżumionych, wykluczcie spod opieki prawa, niech w pogardzie dla ludzi zabrzmią krwawe brawa. W krwi utopcie liberałów, innowierców - moralności karłów - wszak Toruń wam wieszczy poznanie boskich zamiarów. Wojownicy dobrowolni, skąpani w zuchwałej chwale, gdy Polska upadnie - miejsce do siebie żale! Więc naprzód, więc z drogi! Zawistni Polacy, marsowi kawalerzyści.
melkart, 9 february 2013
Baliśmy się milcząc pod obstrzałem pogardy.
Aktor, robotnik, adwokat,
wszystko tchórze.
Gdy wolność myśli upadała
chowaliśmy się w zakamarkach swych domów, baliśmy się za bardzo,
wszystko tchórze -
policjant, dziennikarz, student.
Gdy demokrację zmieszano z ziemią,
wlokąc w fekaliach głupoty,
tarzaliśmy się bardziej niż to było konieczne.
Bibliotekarz, sprzedawca -
wszystko tchórze.
Upadł w nas duch przekory,
gdy prawdę wleczono czarnym brukiem,
więc baliśmy się naprawdę.
Choć nikt nas nie smuszał,
zbudowaliśmy Babilon -
Symbol naszego moralnego upadku.
melkart, 22 may 2012
Odejść w tło,
jednością stać się z mirażem.
Zapomniałem wszystkie twarze,
kłamstwa i szkło,
obłudę, wyuzdanie, samotność.
Rzucam klątwę na nie!
Zgasiłem wzrok
i ze spokojem zapadam w mrok.
Znikam w pustkach tafli,
gdzież głęboko, gdzieś w złudnym tle.
Tonę zanużony w przydennym śnie.
(Tylko w ten sposób czuję się wolny,
samotnością spokojny żyję pełnią życia).
melkart, 22 may 2012
Cóż mi ze skrzydeł, skoro nie wzlecę w dal.
Serce płonie, lecz ciało zamarło w stal.
I czasem, na chwilę, wzbijam się w przestworza
- współczesny Ikar -
by z rozpaczą na ustach zniknąć wśród wyśnionych mar.
Zbyt liche mam skrzydła, zbyt słabą pierś,
by nie ranić się o słów krawędzie
- krwi czerwona struga - tak było, i tak będzie.
melkart, 2 may 2011
Małe księżniczki w sukienkach od Armaniego,
noszą swe dzieci na ustach, twarzy i piersiach
- mają farbowane włoski.
Puste lalki w tuszu Maybelline,
tańczą w takt wymuszanych wymiotów.
Na smukłych szyjach świecą brylanty
obłudy i fałszu.
W blasku błękitnych oczu,
prześwituje obraz głodu i arogancji,
wkomponowanych w uśmiech z botoksu.
Och, Wenus z Milo, czy tak wygląda współczesna Fryne?
Więc śpijcie w kroplach botoksu,
śnijcie warstwami sylikonu!
Ktoś w telewizji radośni gaworzy,
tuląc w dłoniach atomy czasu - krem na noc.
Natura nie śmie uchodzić za piękno,
terroryzowana wyidealizowanym obrazem śmierci!
Więc brawo, zniszczmy naturę!
Po co nam ona, skoro nóż plastyka
stał się dłonią Boga!?
(A chłopcy pragną bogiń z fotografii,
okupionych milionami bezsensownych wyrzeczeń,
tak samo głupi jak upadłe boginie).
melkart, 20 april 2011
Zastukał raz w okna mego przeźrocze
mały Amorek.
Podszedłem, by wpuścić go do środka.
Wleciał i zawołał:
"Ratuj poeto, bo broczę!
Trza mi twych słów osoczę!
Ludzkość zatraciła się w swej bezpamięci,
miłość mych strzał już ich nie nęci!
Mój łuk i strzały złamane,
a skrzydła czasem potargane.
Daj mi tchnienie serca twego,
i żywot wcielenia nowego,
abym strojny w nowe szaty
włożył nowe strzał ornaty,
i zasiał na nowo miłość w duszach,
nim zginą w swych rozumnych katuszach!"
- to rzekłszy znikł, może uleciał...
Amorze! co ja mam zrobić
by miłość odnowić?