Poetry

ks_hp


older other poems newer

16 june 2013

Ren XII albo Koszmar

Szumią podwzgórza o zalesistości,
płodzą się wiatry z wywonnych rusałek.
Przeddzień połamał kolor w nagie kości,
księżyc opuścił przyszłość owdowiałą:

nie wstał, nie zaszedł - zawisł na krawędzi
misy jak ziarno, suchy i jałowy;
zgrubne nasienie wbite w nocne lędźwie.
Gęsto skapuje w pustopestne głowy.

To zsierocone światło stóp - nie słyszę.
Teraz odpływa do lepszego nieba.
Łatwiej mi chyba opisywać ciszę,
niż iść po śladach do rąk. Nie dostrzegam.

Niechaj się stopią w małotrwałym ścisku,
poblask je znowu rozgoni o świcie.
Później wrócimy do monodotyków,
tak pojedynczo skarlałych, jak życie.

W nozdrzach samotny zmierzch pęcznieje dławnie,
próżnią rozpycha się, wzdyma głos twardo.
Gdyby rozmaryn zapachniał jak dawniej,
a stare baśnie powiedziały prawdę -

Darmo mi czekać łun zorzopolarnych
w nadosaczeniu czarnosennych grobów.
Zapadłem; w lustrach widuję maszkary.
Przyśnij się zatem, z urojeń mnie obudź.



____________________
cykl: Reny






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1