Prose

darolla


older other prose newer

19 september 2012

Zimny Duch rozdz. VIII - XV

Rozdział VIII
 
        - Cześć – powiedziała, gdy otworzyły się drzwi.
        - Cześć.
        - Czy to ogłoszenie jest nadal aktualne? – wskazała na gazetę, którą trzymała w ręce.
        - Tak. Wejdź. Jak się nazywasz?
        - Magda Korbacz.
        - Kasia Marsek – powiedziała podając jej rękę. – Pewnie chcesz obejrzeć mieszkanie?
        - Tak.
- Będziemy mieszkać we trójkę – poinformowała ją, przechodząc do jednego z pokoi – to będzie twój pokój.
Był on niewielki, mieściło się łóżko, biurko, dwie szafki i pusty regał. Dla Magdy był idealny. Ściany były pomalowane na kolor ciemnopomarańczowy, meble zaś były ciemnożółte.
- Świetnie. Jest wszystko, co trzeba.
- Co studiujesz?
- Nic – odpowiedziała idąc za Kasią do kuchni. – Będę chodzić do tutejszego liceum. Jestem przyjęta, ale nie mam gdzie mieszkać. Hotele są tu strasznie drogie.
- Nie wyglądasz na licealistkę. Dałabym ci, co najmniej 20 lat.
- Wszyscy mi to mówią – roześmiała się oglądając łazienkę. Magda była niewysoką blondynką o lekko kręconych włosach. Nosiła buty na wysokim obcasie, co sprawiało wrażenie osoby o kilka centymetrów wyższej. Kasia – studentka politechniki, miała długie falowane, kasztanowe włosy, brązowe oczy i była bardzo wysoka.
- Pierwsza klasa?
- Druga.
Łazienka, niczego sobie. Jak łazienka. Wanna, lustro, automat, półki, umywalka, szafka. Pod lustrem była lustrzana półka, na której mieściły się kosmetyki.
- Jest jeszcze salon, – powiedziała wychodząc z łazienki – tu jest ubikacja, a tam nasz pokój – pokazała palcem na drzwi znajdujące się naprzeciwko łazienki, a potem na zamknięty pokój obok kuchni i przeszła do salonu. Ta tylko się spojrzała i poszła w ślady dziewczyny.
        - Cześć – powiedziała Magda wchodząc do dużego pokoju. Przed telewizorem siedziała studentka medycyny. W pokoju znajdowały się dwie kanapy, a przed nimi stał niewielki stolik. Przy nim były dwie szerokie, prostokątne pufy. Między kanapami był stolik, na którym stała mała lampka. Telewizor stał pośrodku ściany, między komodami. Na ekranie widniał zespół, który był zaangażowany do programu „Rzuć palenie razem z nami”. Słychać było głos spikera:
        - „…autor nieznany, tytuł niepamiętany. Jedyne, co znamy to tekst, który tu mamy”.
        Zaraz po tym rozległa się muzyka i słychać było tekst piosenki śpiewany przez młodą artystkę i jej chórek:
 
Czy to lata, czy fruwa?
Czy to życie zatruwa?
 
Dym z papierosa,
Dym z papierosa.
 
Czy to żyje, czy chodzi?
Czy zdrowiu to szkodzi?
 
Dym z papierosa,
Dym z papierosa.
 
Czy życia nie szkoda?
Bądź piękna i młoda.
 
Zgaś papierosa,
Zgaś papierosa.
 
Chcesz być silny i zdrowy?
Czuć się piękny i młody?
 
Zgaś papierosa,
Zgaś papierosa.
 
Czy to choroba, czy moda?
Zostaw nałoga!
 
Zgaś papierosa,
Dym z papierosa,
Zgaś papierosa.
 
Dam ostrzeżenie:
RZUCAJ PALENIE!!!
Zgaś papierosa!
 
        - Cześć – odpowiedziała krótkowłosa brunetka.
        - Co oglądasz?
        - Program antynikotynowy.
        - Chcesz rzucić palenie?
        - Nie, skąd. Nie palę. Nic innego nie ma.
        - A ty? Palisz? – zapytała Kasia.
        - Nie. Szkoda mi zdrowia. Podoba mi się wasze mieszkanko. Chętnie się tu wprowadzę, ale to już zależy od was.
        - A jak z czynszem? Będziesz miała 250 euro miesięcznie?
        - Jasne. Nie martwcie się o to. Pasuje mi.    
Z telewizora słychać było znany, stary przebój Piersi trochę zmodyfikowany:
         
 
Paliła Zośka fajki,
 z fajek leciał kurz,
tak często je paliła,
że siły nie ma już,
więc radio se włączyła,
a w radiu chłopak grał
i lżej się jej robiło,
gdy do niej tak śpiewał:
 
Nie pal już,
Bo raka będziesz mieć,
Nie pal już,
Bo chora będziesz tak.
 
A ona go słuchała
I rzucić fajki chciała
Ale słabą wolę ma.
 
Kierowca w autobusie
Co zdążyć chciał na czas
Do dechy radio zgłośnił
I wdepnął mocno w gaz,
To w radiu swym usłyszał
Tę samą piosenkę,
Co Zosia ją słuchała,
więc nucił ten refren:
 
Nie pal już,
Bo raka będziesz mieć,
Nie pal już,
Bo chory będziesz tak.
 
I każdy z pasażerów
Zaśpiewał razem z nim,
Bo każdy przeciwnikiem był.
 
Kierowca autobusu
Przez okno wyjrzał swe
Zobaczył przez nie Zosię,
Jak pali fajki te,
Więc zaraz się zatrzymał
Cygara wziął jej z rąk
I zaczął ją namawiać
śpiewając piosnkę tą
 
Nie pal już,
Bo raka będziesz mieć,
Nie pal już,
Bo chora będziesz tak
 
A Zosia go ujrzała
I posłuchała go
I po 3 miesiącach
Nie paliła już
La, la, la, la
I po 3 miesiącach
Nie paliła już
 
        - A jacy są sąsiedzi?
        - Obawiałyśmy się tego pytania – roześmiała się.
        - Daj spokój Sylwka. Sąsiedzi ogólnie są w porządku.
        - Oprócz sąsiadeczki na górze – dodała Sylwia. – A tak przy okazji to Sylwia jestem i nie lubię zdrobnienia Sylwka.
        - Magdarita i nie lubię zdrobnienia Rita.
        - Kiedy chcesz się wprowadzić? – zmieniła temat Kasia.
        - W każdej chwili. Hotele mnie zrujnują.
        - Gdzie masz swoje rzeczy?
        - W hotelu.
        - O.K. podwiozę cię.
        - Nie chcecie porozmawiać jeszcze na ten temat?
        - Jestem za – odezwała się Sylwia.
        - Ja też – poparła ją Kasia.
        - Skoro tak… to jedźmy.

Rozdział IX
 
I Agnieszka.
 
- Aresztowali Pawła! – Patrycja wleciała do mojego pokoju jak z procy.
- Co? – nie mogłam uwierzyć. – Za co?
- Nie mam pojęcia.
Pół godziny później znaleźliśmy się na komisariacie.
- Dzień dobry – podszedł do nas tęgi, łysawy mężczyzna. – Pani Agnieszka Garczyńska?
- Tak, to ja… Pan jest adwokatem Pawła? – kiedy potwierdził zapytałam: – za co go aresztowali?
- Za morderstwo.
- Morderstwo?
- Dnia 29 lipca zeszłego roku zamordował młodą dziewczynę.
- Jak ona… się nazywała?
- Gabriela Tomszewska.
Nie mogłam uwierzyć. Całe wydarzenie sprzed roku stanęło mi przed oczami, jakby to wszystko działo się wczoraj.
Było wtedy chłodno. Umówiłam się z Gabryśką u niej. Kiedy o umówionej godzinie zjawiłam się przed jej klatką, nikt nie podnosił słuchawki od domofonu. Wówczas pomyślałam, że poszła do sklepu i zaraz przyjdzie, więc poczekałam. W pewnym momencie z klatki wyleciał jakiś chłopak i mnie potrącił. Nie widziałam jego twarzy, biegł jakby ktoś go gonił. Nim zdążyłam krzyknąć, żeby uważał jak chodzi, już go nie było.
Czekałam jakieś kilka minut, gdy otworzyły się drzwi od klatki schodowej i ujrzałam sąsiadkę Gabi.
Przywitałam się, a ona zapytała mnie, czy wchodzę. Już chciałam powiedzieć „nie”, ale w ostateczności weszłam i postanowiłam poczekać na Gabrysię na schodach.
Kiedy weszłam na górę, drzwi od jej mieszkania były uchylone. Opanowało mnie dziwne, nieprzyjemne uczucie. Przestraszona weszłam do środka. Zdławionym głosem zawołałam ją, ale odpowiedziała mi tylko martwa cisza. Weszłam do jej pokoju i wtedy ją zobaczyłam… leżała na łóżku cała we krwi. Przy niej siedział Stefan. Przeraziłam się. Krzyknęłam, ale zaraz sobie przypomniałam tego chłopaka, co wpadł na mnie. To było kilka minut temu, więc była jeszcze szansa, że żyje.
Na mój krzyk wpadło kilka osób. Ktoś zadzwonił na pogotowie i policję, a ja sprawdziłam, czy jeszcze żyje. Nie wyczułam pulsu. Gabi była ciepła, ale martwa.
- Mogę się z nim zobaczyć? – zapytałam adwokata otrząsając się z wspomnień.
- Nikogo nie wpuszczają. Pan Paweł może rozmawiać tylko z adwokatem.
- Ale ja musze się z nim zobaczyć!
Przekonywanie policjantów, aby pozwolili mi z nim porozmawiać nie trwało długo.
Weszłam do środka. Paweł siedział na pryczy, trzymał twarz w dłoniach opierając łokcie na kolanach. Gdy mnie zobaczył, wstał.
- Agusieńka – powiedział i podszedł do mnie, ale ja się odsunęłam.
- Nie mów tak do mnie.
- Ale…
- Nie, Paweł – przerwałam mu.
- Nie zabiłem jej, chyba mi wierzysz? Musisz mi uwierzyć, Aga…
- Nie wiem. Ale wiem jedno: nie mogę tego wybaczyć człowiekowi, który ją zabił.
- Wierzysz w to, że mogłem coś takiego zrobić?! Przecież mnie znasz!
- Człowiekowi, który zabił Gejbit życzę, aby zgnił w więzieniu.
-  Gejbit? – zdziwił się.
- Gabrysia była moją przyjaciółką, a TY ją zabiłeś!
- Aga! Nie mógłbym tego zrobić! Czy ja wyglądam na mordercę?
- Najgorsze jest to, że wleciałeś na mnie po tym czynie, nie zapamiętałam cię i byłam z tobą… – urwałam. Łzy napływały mi do oczu.
- Co?
- Nie pamiętasz? Stałam pod jej klatką. Czekałam na nią. Wiesz jak się czułam, kiedy ją zobaczyłam? W końcu to JA ją znalazłam!
- Naprawdę sądzisz, że to ja to zrobiłem? – zapytał spokojnie.
- Sama nie wiem – odpowiedziałam tym samym spokojnym tonem co on. – Znam cię zaledwie kilka miesięcy, o tej tragedii prawie już zapomniałam, chociaż ten widok na zawsze utkwi mi w pamięci. Muszę znać prawdę. Zrozum. To dla mnie bardzo ważne… Widzisz, Stefan… należał do Gabi. To był jej kot. Po jej śmierci zaopiekowałam się nim… Paweł… Ja… ja muszę to wiedzieć. Czy… Zabiłeś ją? – obserwowałam go cały czas. Oparł łokieć o ścianę i drapał się po głowie. Stał do mnie bokiem i milczał.
- Paweł… Proszę cię. Powiedz coś. Spójrz mi w oczy i powiedz, że ty tego nie zrobiłeś, a uwierzę ci. Naprawdę. Paweł… słyszysz?
Oderwał się od ściany, usiadł na pryczy i powiedział:
- Aga, ja… ja nie chciałem – nie patrzył w moją stronę.
- To znaczy… – spojrzał się na mnie i powiedział cicho:
- Tak. Musiałem.
- MUSIAŁEŚ? – ryknęłam.
- Ona… Wiedziała coś, czego nie powinna…
- To znaczy? – Ledwo wydobyłam z siebie głos.
- To dotyczy mojej rodziny. Jako jedyny nie maczałem palców w gnoju. Mój brat…
- Słucham – powiedziałam zdławionym głosem po dłuższej chwili milczenia. – Co: twój brat?
- Mój brat… Szantażował mnie. Powiedział, że jeżeli nie zabiję jedynego świadka jego przestępstwa to mnie wrobi i wsadzi. A ją sam zabije…
- Jakiego przestępstwa?
- On próbował zgwałcić jakąś dziewczynę, ale ta twoja przyjaciółka mu w tym przeszkodziła. Zadzwoniła po gliny i uciekła. Do gwałtu nie doszło, ale mój brat wrobiłby mnie w handel prochami. On sam był dealerem.
- Niezła rodzinka – rzekłam.
Po rozmowie z Pawłem oddałam nagranie policjantom. Tak. Nagrałam naszą rozmowę. Aresztowali go, gdyż był podejrzany. Nigdy by się nie przyznał do tego czynu, mieli za mało dowodów i musieliby puścić go wolno. Ale teraz… Teraz mają pewność, że to właśnie on był sprawcą. Niedługo rozpocznie się proces… I to nie tylko jego.
 
II
 
        - Niemożliwe! To wprost niewiarygodne! – młody chłopak, który ich obserwował nie mógł uwierzyć, że coś takiego mogło się wydarzyć. Wybiegł z kryjówki Jarka. Okrążając budynek, zauważył, że drzwi są otwarte. Wszedł do środka i zobaczył woźną.
– Dzień dobry – przywitał się.
        - Dzień dobry. Zapomniałeś czegoś? – była to niska, szczupła kobieta. Miała krótkie jasnobrązowe włosy, lekko kręcone. Nosiła bordowy sweter i beżową kamizelkę. Chłopak spotkał ją w jednej z klas.
        - Nie, nie… Agata i Jarek zniknęli.
        - Lekcje już dawno się skończyły.
        - Tak, wiem. Widziałem ich, jak wchodzili do tego kamienia, co jest za klasami, a potem znikają.
        - Tu nie ma żadnego kamienia – powiedziała poważnie.
        - Jak to nie ma? Taki niewielki… proszę sprawdzić, pokażę pani, gdzie to było.
        Wyszli. Za budynkiem nic podejrzanego nie było. Same drzewa i trawa.
        - Co jest grane? Przecież przed chwilą był tutaj. To nie możliwe, żeby ktoś go wziął. Był dość spo… Czyżby i on zniknął wraz z nimi?
        - Mówiłam już. Nigdy nie było tu żadnego kamienia.
        - Nie wierzy mi pani, tak? W takim razie idę na policję. Coś tu śmierdzi, a ja muszę sprawdzić, co. Do widzenia.
        - Biedny chłopak – powiedziała, gdy ten szedł w stronę ulicy i wróciła do swojej pracy.

Rozdział X
 
I Sandra.
 
Zaczęło wiać nudą. Niestety nie miałam żadnych planów na wakacje. Wszystkie moje koleżanki w połowie lipca pojechały nad morze, jezioro, albo za granicę. Ja tymczasem całe dnie przesiadywałam w domu.
Pewnego ranka do mojego pokoju weszła jedna z moich przyjaciółek.
- Cześć – powiedziała – wstawaj leniu, bo prześpisz całą zabawę!
- To ty nie w Tunezji? – zapytałam zaspanym głosem. – Która to właściwie jest godzina?
- Ósma – poinformowała mnie.
- Co? – co jej przyszło do głowy, żeby wywalać mnie z łóżka o tak wczesnej porze?
Wiedziałam już, że nie zasnę, więc wstałam i poszłam do łazienki. Dopiero, gdy z niej wyszłam, zobaczyłam, że nie jest sama.
- Cześć młody – przywitałam jej pięcioletniego kuzyna Damiana.
- Cześć – odpowiedział.
Pół godziny później wyszłyśmy z domu. Edyta powiedziała, że w ostatniej chwili ich plany zostały zmienione i do Tunezji pojadą w przyszłym tygodniu.
Chodząc bez celu zobaczyliśmy Wesołe Miasteczko. Damian był zachwycony, gdy udało mu się namówić nas na kolejkę górską, filiżanki i inne karuzele. W końcu poszliśmy na samochodziki, które według Damiana są najlepszą atrakcją Wesołego Miasteczka.
Edyta siedziała w jednym samochodziku z kuzynem wbrew jego protestom. Stukaliśmy się jeszcze z jakimiś innymi ludźmi, gdy nagle wjechałam na coś bardzo dziwnego. Wydawało mi się, że przejechałam słupek, stojący na samym środku parkietu, potem poczułam, że ktoś na mnie wjechał, a później zobaczyłam, że wylądowałam w nieznanym mi miejscu.
Nie było już Wesołego Miasteczka, Edyty, ani Damiana. Była godzina 9.50 i trochę się ociepliło. Błądziłam kilka godzin nie wiedząc gdzie się znajduję. Tak spacerując dotarłam na targ, gdzie sprzedawali różne piękne i niespotykane w naszych stronach przedmioty, które były wykonywane z brązu i żelaza.
Oglądałam również piękną biżuterię. Gdy przebierałam i przymierzałam pierścionki, stara kobieta spojrzała na mnie groźnym wzrokiem i zaczęła coś mówić. Nie wiedząc, o co chodzi odłożyłam biżuterię na miejsce. Podeszłam do straganu znajdującego się prawie naprzeciwko jej kramu. Wyciągnęłam dwie monety pięciozłotowe i wskazałam mężczyźnie, że dam mu je za tę bransoletkę. Dziwnym wzrokiem na mnie popatrzył i wyciągnął rękę. Podałam mu pieniądze. Kiwnął głową, że zgadza się na taką wymianę. Już chciałam odejść, kiedy kobieta, która przed chwilą na mnie nakrzyczała podała mi podobną bransoletkę. Spojrzałam na nią i pokazałam jej, że mam tylko dwa złote i czterdzieści groszy w pięciogroszówkach. Widziałam jak oczy kobiety zaświeciły się, kiedy zobaczyła monety. Włożyła mi do ręki piękną bransoletkę i wzięła czterdzieści groszy. Byłam zadowolona z takiej transakcji, gdyż ta bransoletka była o wiele bardziej warta niż czterdzieści groszy. Na biżuterii były umieszczone jakieś napisy w nieznanym mi języku.
Przeszłam cały targ aż dwa razy. Ludzie nie tylko handlowali biżuterią, ale także rzeźbami, obrazami, dzbanami i innymi drobniejszymi przedmiotami. Za te dwa złote, co mi zostały, kupiłam małą, lecz bardzo piękną figurkę z brązu.
Kiedy opuściłam targ, poczęłam znowu błądzić. Znalazłam się w centrum miasta. Język, który słyszałam brzmiał nieco inaczej niż na targu. Tam ludzie przekrzykiwali się i kłócili. Tu zaś, był spokój.
Zwiedzając miasto zrobiło się cieplej, więc zdjęłam sweter. Spojrzałam na zegarek. Była już 14.30. Po chwili ludzie zaczęli mi się przyglądać. Z początku nie wiedziałam, dlaczego. W końcu jakiś mały chłopczyk, podchodząc do mnie, złapał mnie za rękę. Z tego, co zrozumiałam to o coś mnie pytał. Spojrzałam na niego i dopiero wtedy zobaczyłam, że malec wskazuje na mój nadgarstek. Uświadomiłam sobie, że nie znali zegarka. Szybko założyłam sweter.
Chodziłam po osiedlach i poznawałam wiele interesujących miejsc. Nagle zaczęło się ściemniać. Zupełnie straciłam wyczucie czasu. Zaczęłam szukać mojego pojazdu, ale nie mogłam znaleźć drogi. Błądziłam. W końcu znalazłam moją maszynę i wróciłam do domu. Była 23.30. Z początku wydawało mi się, że to mi się przyśniło.
- Nieźle się zabawiłaś – usłyszałam głos Edyty.
Dopiero teraz zauważyłam, że leżę w swoim pokoju z rozbitą głową, ale gdy zajrzałam do mojej torby, którą miałam cały czas przy sobie, znalazłam tam figurkę z brązu i dwie bransoletki.
Po kilku dniach odwiedziłam eksperta w dziedzinie biżuterii. Nie chciałam sprzedawać bransoletek, lecz dowiedzieć się ile są warte i skąd one pochodzą.
Nie łatwo było dowiedzieć się czegokolwiek, ale udało się. Rozmawiałam z profesorem historii. Od niego dowiedziałam się, że takie bransoletki robili ludzie bardzo dawno w Etrurii, dzisiejszej Toskanii. Pochodzenia Etrusków, ani ich dziejów do dziś nikomu nie udało się ustalić. Również ich języka nie udało się odczytać, chociaż zostawili po sobie wiele napisów. Dowiedziałam się o nich niewiele, ale przedmioty, które kupiłam były warte o wiele więcej niż 12,40 PLN.
Pod koniec wakacji, kiedy wszyscy się spotkaliśmy, każdy zaczął opowiadać o swoich wakacjach.
- A ty, Sandra? Pojechałaś gdzieś w końcu? – zapytała Edyta. – Oprócz szpitala.
- Byłam w Toskanii – odparłam i pokazałam im bransoletkę, którą kupiłam.
 
II
 
        Szła wolno, dotykając nierównych ścian opuszkami palców. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. „Musisz odszukać wnękę. Taką samą jak ta…” słowa mężczyzny chodziły jej cały czas po głowie. Cisza, jaka tu panowała, była pełna napięcia i niepokoju.
        - Co tu robisz? – usłyszała groźny, gruby głos mężczyzny po czterdziestce.
        Wystraszyła się. Nic nie odpowiadając poczęła iść szybciej. Usłyszała trzask ostrego narzędzia w miejscu, w którym przed chwilą znajdowała się jej ręka. Gdyby się nie przesunęła prawdopodobnie pozbawiona zostałaby części prawej kończyny górnej. Ze strachem odwróciła się i zobaczyła błysk narzędzia. Szła dalej. Ciemności nie pozwalały jej na szybką ucieczkę. Z oddali zobaczyła słabe światło dzienne. Nagle poczuła, że dotknęła jakiejś gęstej mazi. Oderwała szybko dłoń od ściany i podążyła w kierunku światła. Mężczyzna był tuż za nią. Przyspieszyła o tyle ile było to możliwe.
        Dotarła do drzwi. Weszła po pięciu, wąskich, wysokich stopniach, nadusiła klamkę i pchnęła je na zewnątrz. Obok drzwi znajdowało się niewielkie lustro. Spojrzała na nie przelotnie, lecz mimo to zauważyła ze zdziwieniem, że ubrana jest zupełnie inaczej. Nie miała już bladoróżowej bluzki z krótkim rękawem i niebieskich jeansów, tylko letnią, krótką sukienkę do kolan z kwadratowym dekoltem w morskim kolorze. Niezmienne było obuwie – wygodne brązowe półbuty, które pasowały zarówno do spodni, jak i do sukienki.
        Znalazła się w samoobsługowym sklepie warzywnym. Wszędzie znajdowały się stoiska z warzywami, a po drugiej stronie od drzwi, z których wyszła, znajdowała się kasa. Nie było tu wielu ludzi. Tęga kobieta w średnim wieku, w letniej, długiej sukni w kwiaty, uszyta z lekkiego materiału; ośmioletnia dziewczynka w krótkich spodenkach i żółtej bluzeczce z niebieskimi wykończeniami i napisemÜberirdische Gemϋse,oraz szczupły mężczyzna około czterdziestki z wąsem i nażelowanymi włosami. Miał czarny T – shirt, z jakimś białym napisem po angielsku i czarne jeansy. Starsza pani stała przy kasie, dziewczynka wybierała pomidory, a mężczyzna oglądał sałatę. Przy kasie siedziała młoda dziewczyna po dwudziestce, przyodziana w biały fartuch z niebieskim napisem Überirdische Gemϋse.
        Nikt nie zwrócił uwagi na wybiegającą Kamilę z pomieszczenia dla personelu. Na drewnianych drzwiach widniał napis: „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”. Z impetem wyszła ze sklepu, a za nią mężczyzna. Wyczuła, że ją ściga, ale nie obejrzała się za siebie.
        Rozpoznała miejsce, w którym się znalazła. Było nieco inne niż zapamiętała, kiedy była tu ostatnim razem, ale przypomniały jej się słowa mężczyzny z wnęki: „Nie wiem gdzie ty się znajdziesz…”. Była na Osiedlu Leśnym. Bloki były pomalowane w ten sam sposób, lecz na inne kolory, a numery i nazwy ulic zamieszczono na górze.
        Kamila skręciła w lewo i przebiegła jezdnię. Dogonił ją jeszcze głos mężczyzny:
        - Zapamiętałem cię! Nie waż się tu pokazywać, bo cię złapię!
        Odwróciła się dopiero, gdy znalazła się po drugiej stronie ulicy. Zobaczyła niewielu ludzi. Nikt nie zwrócił na te słowa uwagi. Kobieta z warzywniaka weszła do tunelu i zniknęła jej z oczu. Nad sklepem widniał szyld „Überirdische Gemϋse”. Kiedyś był tam sklep samoobsługowy, ogólnospożywczy „Żabka”.
        Do sklepu weszło dwóch mężczyzn i dziewczyna, na którą nie zwróciła uwagi. Przyglądała się panom, aby ich unikać jakby tu się znalazła. Wiedziała, że będzie musiała tu wrócić, aby odszukać wnękę. Jeden z nich był wysokim szczupłym brunetem, mającym zaledwie dziewiętnaście lat, a drugi, ostrzyżony na jeża, około trzydziestki z zaokrąglonym brzuszkiem. Do żadnego z nich nie pasował głos, który słyszała. A co najważniejsze, nie zobaczyła, żeby któryś z nich miał w ręku jakiś ostry przyrząd. Doskonale wiedziała, że mężczyzna wybiegł za nią z narzędziem, przez który o mało nie straciła dłoni. Wzdłuż sklepów przeszły dwie młode dziewczyny, zapewne jeszcze uczennice. Mówiły cicho, lecz znacznie głośniej się śmiały.
        Zorientowała się, w której części osiedla się znajduje. Była przy sieci sklepów, tworzących odwróconą literę L. Kiedyś była tu poczta, sklep mięsny, bankomat, sklep monopolowy, odzieżowy, dwa meblowe i papierniczy, potem był tunel, pod którym znajdował się totolotek i odzieżowy po jednej stronie i agencje bankowe po drugiej. Wychodząc z tunelu, zaraz obok jednej z agencji znajdowała się „Żabka”, a potem „Lewiatan”. Z drugiej strony, obok tylnego wejścia na pocztę była pizzeria „Marcello”, potem jakiś magazyn, za rogiem agencji był kolejny odzieżowy, pasmanteria, drogeria, a za nią i „Żabką”, obuwniczy i zoologiczny.
        Bardzo wiele się zmieniło. Tam gdzie była poczta, mięsny i pizzeria, teraz znajdowała się kawiarnia „Pod leśnym ogrodem”. Zamiast odzieżowego i monopolowego był zoologiczny, a zamiast sklepów meblowych, papierniczego i totolotka znajdował się sklep ogólnospożywczy „Pod ręką”. Pomiędzy sklepami był bankomat. Pod tunelem zamiast agencji bankowych i sklepów znajdujących się za nimi i obok, utworzono salon fryzjerski „Odjazdowa fryzura”. Obok był warzywniak „Überirdische Gemϋse” i restauracja „Okolinka”. Przy restauracji znajdował się kolejny bankomat.
        Mimo zmian, jakich tu dokonano Kamila miała nadzieję, że spotka się ze swoją przyjaciółką. Idąc wzdłuż bloku, przypomniała sobie o substancji, której dotknęła w pomieszczeniu dla personelu. Spojrzała na nią. Była ciemnobrązowa i rozpuszczona. Powąchała ją i wzięła do ust. Wykrzywiła się z obrzydzeniem. Pamiętała ten smak z dzieciństwa. Po raz pierwszy i ostatni próbowała czegoś takiego, kiedy miała 6 lat. Potarła kciukiem miejsce, w którym znajdowała się gorzka i przestarzała maź.
        Obok bloku znajdował się dietetyczny McDonald. Zlikwidowano dwa trawniki znajdujące się przy restauracji. Teraz był tam chodnik, a na nim stoły, krzesła i parasole, należące do McDonald’s. „Nie za dużo tu barów?” pomyślała przechodząc. Nadal szła prosto omijając akacje i 3 stojące obok siebie sklepy. Będąc przy pierwszej klatce bloku stojącego tuż za sklepami, cofnęła się. Spojrzała na szyldy: „Drogeria Opal” głosił jeden z nich, „Prasa” – następny, „Świat zabawek” ostatni. Weszła do sklepu, gdzie znajdował się szyld z napisem „Prasa”.
        - Dzień dobry – powiedziała i zaczęła się rozglądać.
        - Dzień dobry – odpowiedziała jej kobieta z wiśniowymi włosami.
        W sklepie znajdował się tylko jeden klient. Kamila wzięła jakieś czasopismo i szukała daty. „Maj 2124” głosił napis. Na kolejnym napisane było „Czerwiec 2124”. Przeraziła się. Wiedziała już, że nie ma możliwości spotkania nikogo znajomego.
        - Który dzisiaj jest? – rzuciła pytanie tak, jakby jej to nie interesowało.
        - Czwarty – odparła ekspedientka.
        - Dziękuję – odłożyła gazetę na miejsce, powiedziała „do widzenia” i wyszła.
        Było jeszcze jasno, więc postanowiła się przejść. Chciała zobaczyć, czy istnieje jeszcze las za szkołą.
 

Rozdział XI
 
I Kora
 
Szkoła, szkoła i wakacje! Pierwszy dzień mieliśmy zaplanowany, co do godziny – najpierw kino, potem pizza, a na końcu spacer. Kiedy już wróciłam do domu, była godzina 18.00. Włączyłam TV, akurat zaczynał się mój ulubiony program rozrywkowy.
Program polegał na tym, że w każdym odcinku, bierze udział 12 osób, którzy podzieleni są na sześć drużyn. W każdej dwuosobowej drużynie znajdują się osoby płci obojga. Zawodnicy mają do przebycia kilkanaście kilometrów, wykonując przy tym sześć różnych zadań. Wygrywa ten, kto najszybciej rozwiąże zadania i będzie pierwszy na mecie. Główną nagrodą jest 50 000, a dla reszty nagrody pocieszenia od sponsora. W każdym odcinku występują inne osoby.
- Cześć jestem Tina Parvez – rozległo się z ekranu – ale wszyscy mówią do mnie Ivan. Nie wiem skąd się ten diabeł wziął. A na domiar złego mam siostrę bliźniaczkę.
Na ekranie pojawiła się druga dziewczyna tak samo ubrana na różowo z przepaską na głowie w biało - różowe paski i powiedziała:
- Cześć jestem Ivan Parvez, dziś będziemy ze sobą rywalizować.
- Chodźmy poznać naszych partnerów.
I w tym momencie zadzwonił telefon:
- Cześć Kora! Wpadnij do mnie, mam ci coś ważnego do zakomunikowania!
Nie odrywając wzroku od telewizora odpowiedziałam:
- Cześć Cola. Komunikuj.
- Nie przez telefon. Nic się nie stanie jak nie obejrzysz jednego odcinka!
- Wlecę jak się skończy, OK?
- To już będzie za późno. Cześć. – i się rozłączyła.
Po Łowcach nagród zjawiłam się u Coli.
- Szkoda, że nie mogę brać udziału w tym fascynującym programie – rozmarzyłam się, ale zaraz wróciłam na ziemię i rzekłam: – Chciałaś mi coś powiedzieć. O co chodzi.
        - Miałam wrażenie, że ktoś był w domu dziewczyn.
        - Może wróciły?
- Nie uważasz, że gdyby wróciły to by się odezwały?
- No tak, ale może wróciły dopiero co i nie miały jeszcze jak nas powiadomić…? – pomyślałam.
- Nie wydaje mi się. Masz klucze?
- Zostawiłam w domu. Tylko nie mów, żebym po nie poszła!
- Kora, a jeżeli…
- Trzeba było powiedzieć mi przez telefon!
- Chciałam, ale…
- Pola! – przerwała jej mama Coli.
- Dzień dobry – przywitałam się, gdy pojawiła się w pokoju.
- O! Dzień dobry. Polu, obiecałaś dziadkowi, że go odwiedzisz. My z tatą właśnie się wybieramy do niego.
- Poczekajcie na mnie chwilę – i zwracając się do mnie powiedziała – dasz sobie radę, prawda?
- Mam tam sama wejść?
- Przecież i tak pod ich nieobecność byłaś tam milion razy!
- Tak, ale dom był pusty…
- Ja naprawdę muszę jechać do dziadka.
- Ok., ok. Poradzę sobie.
Wracając do domu po klucze spotkałam Adama. Przeprowadził się tu dokładnie rok temu. Gdy zaczął się rok szkolny, okazało się, że jest w moim wieku i będziemy chodzić do tej samej klasy. Zawsze był uśmiechnięty i miał niezłe poczucie humoru.
- Adam! – zawołałam go, ale chyba mnie nie usłyszał.
Podbiegłam trochę bliżej.
- Adam! – zawołałam jeszcze raz. Nie zareagował.
Zauważył mnie dopiero, gdy chwyciłam go za ramię.
- Wszystko w porządku? – zapytałam.
- Co? Ach, tak, tak. Nic mi nie jest.
- Nie wyglądasz najlepiej – poinformowałam go.
- Aż tak widać?
- Wszystko w porządku z twoim dziadkiem?
- Tak, tak. To nie o niego chodzi…
- A o kogo?
- A jak myślisz?
- Jak nie wiesz, o co chodzi, to chodzi o…
- Dziewczyny – powiedzieliśmy równocześnie.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- A masz czas na słuchanie zakochanego idioty?
- Wcale nie jesteś idiotą. Wiesz, co? Moja kumpela poprosiła mnie, żebym zajrzała do domu, którym się opiekujemy pod nieobecność właścicieli. Właśnie idę po klucze, możesz pójść ze mną i po drodze wszystko opowiedzieć.
Popatrzyłam na niego. Lekko się uśmiechnął, ale ten uśmiech szybko znikł. Szliśmy dłuższą drogą do mojego mieszkania, a on zaczął opowiadać:
- Spotkałem ją w zeszłym roku. W wakacje. Pojawiła się w naszej wiosce tak nagle. Była smutna i nigdy nic nie mówiła. Nawet nie wiedziałem jak miała na imię… Coś ją gnębiło, ale nie mogła nic powiedzieć. Z początku sądziłem, że jest niema… zresztą… wszyscy tak sądzili. Ostatni raz spotkałem ją, gdy pojechałem do dziadka. Okazało się, że… hmm… Zacznę może od początku jej historii. Nie chcę się pogubić – powiedział, a ja nie przerwałam mu ani na chwilę, cały czas słuchając go. – Mówiła, że wszystko zaczęło się w dniu wypadku, w którym zginęli jej rodzice. Zamieniła się wtedy miejscami z siostrą bliźniaczką. Jej siostra zaspała, więc ich rodzice mieli ją podwieźć do szkoły. Gdy w szpitalu okazało się, że nie może mówić, postanowiła grać swoją siostrę dalej. Nie mówiła nic o zamianie, a ponieważ nie są pełnoletnie dostały się pod opiekę jakiejś ciotki, co ją to ucieszyło. Ale dla jej siostry nie było tak kolorowo. Przez to, że nie mogła mówić wszyscy się od niej odwrócili, oprócz niej i jak potem się okazało jednego chłopaka. Ta dziewczyna ani razu się nie odezwała przez ten rok, wyobrażasz to sobie?
- Co było dalej? – zapytałam zainteresowana.
- Ta jej siostra, co nie mogła mówić, została zamordowana. Mimo to nadal twierdziła, że nie może powiedzieć prawdy. Wiesz, co ją do tego skłoniło?
- Co takiego?
- Usłyszała jak jedna z jej kuzynek wpadła do domu i krzyknęła: „jedna z bliźniaczek nie żyje!”, a co oni na to? Miejmy nadzieję, że to nie…”, pewnie okropnie musiała się poczuć, bo postanowiła, że to jednak najodpowiedniejszy moment, aby znów być sobą. Po tygodniu uciekła. Wiedziała, że prędzej, czy później znajdą ją w tej wiosce. Powiedziała, że kiedyś mieszkała tam jej babcia. Często odwiedzała ją z siostrą i tatą. I miała rację… Odnaleźli ją. Nie wiem, co było po kolei, ale wiem, że jednemu na samochodzie napisała „TY DRANIU ZASŁUZYŁEŚ NA TO”. To chyba było po rozmowie z jej kuzynem – Robertem. Potem spotkała Kubę, kolegę Roberta - to był jego samochód. Szukała ją także policja. Z tego, co mówiła, to wzięła niewiele rzeczy. Między innymi dyktafon. Nagrała monolog jednego z chłopaków, który przyznał się do morderstwa jej siostry, bo jak to mówili… Chciał uwolnić ją od ciężaru, jakim jest jej siostra, czy coś w tym stylu. Myśleli, że zabili tę, co chcieli, ale się pomylili.
- Okropność! – wzburzyłam się.
- I to nie koniec.
- Co jeszcze?
- Spytałem się jej, dlaczego mi to mówi i dlaczego akurat teraz. Wiesz, co mi odpowiedziała?
- No?
- Że chciała, abym to wiedział. Kiedy spytałem dlaczego to pocałowała mnie, powiedziała „dlatego” i poszła. Nie widziała jej później…
- Nie próbowałeś jej zatrzymać?
- Miałem mętlik w głowie. Skoro miała coś do mnie to mogła mi to powiedzieć, nie?
- Może nie było okazji?
- Nie było? Było. I to mnóstwo. Przecież często tam jeździłem. Na święta, ferie i co drugi, czy trzeci weekend. „Rozmawialiśmy”. Wiesz, ona pisała na piasku czy kartce. W ogóle się nie zdradziła. Sam już nie wiem…
Gdy dochodziliśmy do domu dziewczyn, rzekłam:
- Wiesz… też kiedyś znałam pewne bliźniaczki. Była też podobna historia: wypadek, śmierć rodziców, ciężki stan jednej z nich. Wyjechały do ciotki. Pisały najpierw często, potem rzadziej, sporadycznie i w końcu przestały. Nazywały się Maria i Julia Simenson. Pisze się SIMENSON, ale mówi się Simson. Nazywałyśmy je Mania i Jessica. Nie wiem, co się z nimi teraz dzieje. Opiekuje się ich domem razem z Polą Kolińską.
Weszliśmy do domu. Było tam spokojnie i cicho. Nic nie wskazywało na to, że był tu ktoś obcy, ale miałam złe przeczucia. Poszłam na górę, podczas, gdy Adam postanowił pozostać na dole.
Rozglądałam się kilka minut, lecz niczego podejrzanego nie ujrzałam. W pewnym momencie miałam wrażenie, że ktoś rozmawia na dole, ale gdy zeszłam nikogo nie było. Adama znalazłam przed domem.
- W porządku? – zapytałam go.
- Tak. Idziemy?
Już chciałam przytaknąć, kiedy coś mnie tknęło i postanowiłam zawrócić.
- Poczekam tu na ciebie, ok.?
- Coś nie tak? – jego zachowanie lekko mnie zdziwiło.
- Wszystko gra.
- Czy ta opowieść o bliźniaczkach dotyczyła… – zaryzykowałam – tych bliźniaczek?
Nie odpowiedział, ale kiwnął lekko głową.
- Widziałeś zdjęcia? – było to raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Nie tylko…
- To znaczy?
- Kiedy powiedziałaś, jak się nazywa, to… wiesz…
Wiedziałam.
Weszłam do środka. Adam chyba zmienił zdanie, bo po chwili wszedł za mną.
Podchodząc bliżej salonu usłyszałam cichy głos należący do nieznanego mi chłopaka.
- Zabiliśmy tę, co trzeba, to, czemu udawałaś tamtą?
- Nie zrozumiesz tego – rozpoznałam głos Julii.
- Robert siedzi i to przez ciebie.
- Co zamierzasz zrobić?
- Jak to, co? To samo, co z twoją ukochaną siostrzyczką.
- Czyli zabijesz mnie.
Adam dyskretnie się wymknął, aby wezwać policję. Wejrzałam do salonu. Jessica siedziała w kącie.
- No to dalej. Zabij mnie. Straciłam wszystkich, na kim mi w życiu zależało. Nic mnie to nie obchodzi, co ze mną zrobisz.
Akurat odwróciłam się, żeby sprawdzić czy nie wraca już Adam, ale niestety jeszcze nie przyszedł. Na moje nieszczęście zauważył mnie morderca Manii.
- Zapraszam – powiedział chwytając mnie za rękę i wciągając do pokoju.
Próbowałam się wyrwać, ale on był silniejszy. Kiedy mnie puścił, spojrzałam się na niego. Pchnął mnie pod ścianę i upadłam.
- Co ty tu robisz? – zapytała mnie Jess.
- Cola miała wrażenie, że ktoś tu jest. No i miała rację.
- Może mnie przedstawisz koleżance? – zwrócił się do Julii, ale ta nic nie powiedziała. – No. Chce wiedzieć, kogo zabijam.
- Ona nic ci nie zrobiła – odezwała się niemalże natychmiast.
- Jak to nie? Widziała mnie. Nie wsadzi mnie byle sucz do pierdla! Wstawaj!
Kiedy nie zareagowałam chwycił mnie za rękę i krzyknął:
- Ruszaj się!
Powoli podniosłam się z podłogi. Niespodziewanie poczułam ostry ból brzucha. Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Z powrotem znalazłam się na podłodze. Ktoś, coś krzyczał. Nie rozumiałam słów, potem nie rozróżniałam głosów, a na końcu nic już nie słyszałam.
        Ocknęłam się w szpitalu. Kiedy Cola i Adam odwiedzili mnie, zapytałam o Jessicę, ale nic nie chcieli powiedzieć. W końcu dowiedziałam się, że Julia nie przeżyła…
II
 
- No, no, no. Jesteście prawdziwymi przyjaciółmi.
- Co się stało? Gdzie jesteśmy? – zapytała Agata.
- Nie mam pojęcia. Spójrz… – wskazał na Klemensa, który siedział pod ścianą i zwrócił się do niego. – Co pan tu robi?
- Jestem pod wrażeniem. Nie spodziewałem się was tutaj. Wasza koleżanka jest już na drugiej stronie.
- Pytałem pana o coś! Jest pan głuchy? Gdzie jesteśmy?
- Jarek… daj spokój.
- Widzę chłopcze, że coś do mnie mówisz, ale na próżno. Jestem głuchy. Jesteście tutaj, aby pomóc koleżance? Naprawdę jesteście prawdziwymi przyjaciółmi. Ja nie miałem takiego szczęścia. Mój przyjaciel mnie zdradził. Przyprowadził mnie tutaj, tak jak ty swoją przyjaciółkę, a kiedy zniknąłem opowiedział to wszystko osobom trzecim. Zostawił mnie. Gdyby nikomu nic nie powiedział udałoby mi się stąd uciec. Gdyby wrócił, powtórzył za mną te słowa… Wiem… nie pomogło ci jak powiedziałeś, ale musiał cię ktoś przypadkowy zobaczyć jak znikasz. Wtedy udałoby się wszystkim stąd uciec. Skończyłoby się to, ale teraz. Teraz dzięki wam wszystko może się zakończyć definitywnie, na zawsze, bezpowrotnie, nieodwołalnie. O mało, co nie utkwiłbym tu na zawsze gdyby wasza koleżanka przekroczyłaby tę linię – spojrzeli na granicę wnęki, którą Kamila chciała przekroczyć – miałem szczęście. Pewnie chcielibyście wiedzieć gdzie jest Kamila? Niestety nie wiem. Jeszcze nie teraz. Gdybyś powiedział Agacie o tym poza granicami tego kamienia ona byłaby tu uwięziona, a mi udałoby się stąd odejść. Znalazłaby wnękę, powiedziała to samo, co tutaj i wróciłbym, a ona by musiała czekać na odpowiednią osobę i chwilę. Żyłbym jak normalny człowiek. Jak przedtem. Ale wy… przyszliście tu. Jeśli wam się nie uda… wyjdzie stąd tylko Kamila. My nigdy. Słuchajcie… Jeśli chcecie aby to się raz na zawsze skończyło musicie odnaleźć dwie osoby: waszą koleżankę i osobę, która was widziała jak znikacie. On już powiedział o tym osobom niepowołanym, ale to już nie działa, bo ona cię tu nie przyprowadziła. Tylko gdybyś ty, chłopcze powiedział jej wcześniej… ale to już nie ma znaczenia. Ale do rzeczy. Jak je znajdziecie musicie odtworzyć wszystko jeszcze raz. Najpierw jednak musicie odnaleźć wnękę.
- Kim był człowiek, który nas widział? – zapytał na próżno Jarek.
- Kamila przeszła przez trzecią linię. Widzicie… na drzwiach jest jej obraz – dopiero teraz zauważyli, że na wielkich drzwiach Gargamela jest sylwetka i zadowolona twarz ich koleżanki. Miała na sobie morską sukienkę sięgającą do kostek typu meksykańskich tancerek. Głowa była odchylona do tyłu, ręce rozłożone po bokach, jedna noga zgięta i zawieszona w powietrzu, druga na „ziemi”. Była uśmiechnięta. Wyglądała jakby tańczyła. – Chcecie się z nią spotkać to przejdźcie przez tę samą linię. Powodzenia.
- O co tu chodzi? – zapytała Agata.
- Wszystko ci wytłumaczę jak przejdziemy przez tę linię. Przynajmniej tyle ile wiem.
- Aha – zatrzymał ich Klemens – jeszcze jedno. Nigdy nie wypowiadajcie słów, dzięki którym się tu znaleźliście.
-, Dzięki którym? Chyba, przez które – oburzył się.
- Daj spokój. I tak cię nie słyszy.
- Chyba, że będziecie robić rekonstrukcję – kontynuował – Trzymam za was kciuki. Do zobaczenia wkrótce. A teraz zapraszam na drugą stronę.
Przeszli pełni niepokoju i obaw.
 

Rozdział XII
 
        - A co z tą sąsiadką? – zapytała gdy wróciły.
        - Sylwka przesadza. Spotyka się z takim jednym żonatym, niby to coś ma związek z pracą, bo jest jego asystentką, ale to tylko pretekst. Niezbyt jest wesoło jak on tu jest. Ostatnia nasza współlokatorka wyniosła się, bo nie pozwalał jej imprezować, więc jeśli chodzi o party to nie tutaj.
        - Często imprezujesz? – wtrąciła się Sylwia oglądając reklamy.
        - Ja? Skąd! Tylko na urodzinach.
        W telewizji słychać teraz było zapowiadacza:
        - W sobotę w tvn: o 12.00 12 prac Asterixa. Dwaj dzielni Galowie, przeżywają niezwykłą przygodę. Czy Rzymianie w końcu ich pokonają? O 14.30 Przeprowadzka. Stara panna śledzi przyjaciółkę. Co z tego wyniknie? O 17.10 Siłacze. Najsilniejsi mężczyźni wkraczają do boju. Kto tym razem wygra?
        - Widziałyście ten film? – zapytała Sylwia. – Mówię wam jest świetny! – zachwyciła się.
        - Telemaniaczka – szepnęła do Magdy.
        - Słuchajcie. Lata 80, XX wieku. Stara panna Elizabeth śledzi swoją przyjaciółkę. Ona przeprowadziła się do innego miasta, bo poznała jakiegoś faceta, ale nie chciała, aby ją ktoś znajomy widział, a poza tym mieszkał w innym mieście i chciała częściej się z nim widywać. Niczego nie świadoma córka prawie powiedziała jej, że widziała Elizabeth. Ona robi wszystko, żeby nic nie mówiła matce. Stoi za plecami przyjaciółki. Potem się spotykają, ta jej mówi o wszystkim i razem postanawiają ją obserwować. Jak ta się z córką wyprowadziła, to Elizabeth postanawia ją odwiedzić. Idąc do niej zobaczyła jak wychodzi z mężczyzną i zaczyna ich śledzić. Nawet wynajęła pokój. Kate nigdy nie wspomina, że kogoś poznała, więc Elizabeth robi wszystko, aby przyjaciółka jej o wszystkim powiedziała. Jej córka też o niczym nie wie. Trwa to dwie i pół godziny, ale mówię wam – warto. Mają niezłe wpadki podczas śledzenia. Kiedy Kate wychodzi jej córka Susan dzwoni do Elizabeth, a ta zaczyna obserwacje. Sue dołącza się do niej dopiero po szkole. Niezły ubaw, co one tam wyprawiają. A właśnie. Kate jest wdową, Elizabeth starą panną. Okazuje się, że ten facet też się tu przeprowadził…
        - Rozumiesz coś z tego? –zapytała Magdę.
        - Nie bardzo – przyznała się.
        - Nie martw się, ja też – zachichotała.
        - Kto się ze mnie śmieje? – odwróciła się.
        - Nikt. Oglądamy TV – skłamała gładko Kasia.
        - A właśnie, co się dzieje, bo nie słyszałam?
        - Eee… Nic ciekawego. Gdzie masz zeszyty? – zwróciła się do Magdy.
        - Gdzieś tam w torbie będą. Zresztą, zaczynam dopiero za tydzień.
        - Jak będziesz mieć problemy z biologii, chętnie pomogę – zaproponowała Sylwia.
        - Ja jestem na politechnice, więc chętnie pomogę z fizyki.
        - Dzięki. Dam sobie radę. Tak myślałam sobie o tym sąsiedzie z góry… mówiłyście, że robi jakieś ciemne interesy. Odkrywając je i zaniesienie anonimowo na policję pozbędziemy się nieprzyjemnego sąsiada…
        - Nie mamy czasu bawić się w detektywa. Zresztą to są tylko podejrzenia. Nic pewnego.
        - Zajmę się tym. Wiecie… Chcę zostać dziennikarką. Facet na pewno ma coś na sumieniu. I chyba już wiem, co…
 
 

Rozdział XIII
 
 I Jowita.
 
Miałam dziwny sen.
        Był tam Sławek, w jakimś ciasnym, bardzo słabo oświetlonym pomieszczeniu, jakby w dawno opuszczonym instytucie. Rozmawiał ze starszym mężczyzną o długich, białych włosach i taką samą brodą.
- Powiedz mi… Dlaczego jak tu przychodzę, zawsze cię tu zastaję? – zapytał.
- Ja tutaj jestem cały czas – odpowiedział.
- Naprawdę? Jak to zrobiłeś? Ja już nie chcę tam wracać, chcę w końcu mieć spokój…
- Niech pan przejdzie przez ten zielony tunel. Ja tak zrobiłem.
Zaprowadził go i razem przeszli przez drzwi, za którymi widać było zielone promienie. Wychodząc, Sławek, który szedł przodem, powiedział:
- Widzi pan. Teraz pan tu zostanie.
I w tym momencie zobaczył, że ten mężczyzna dziękuje mu i zastanawia się, dlaczego jest gdzie indziej niż jego towarzysz, stojąc na schodach, piętro wyżej.
Sławek odwrócił się i zobaczył tam młodego chłopaka. Za nim weszło jeszcze kilka osób. Na końcu, po jakiejś chwili przyszła dziewczyna.
Chłopak, który wszedł tu za nim, zaczął krzyczeć. Potem rzekł:
- Śpicie na kocach, na podłodze.
Ktoś chciał zaprotestować, ale on odparł, że tylko on będzie spał na karimacie i to podwyższonej.
- To my będziemy na obniżonej – zaproponował ktoś.
- Nie – odparł i zaczął ją rozkładać.
Wszyscy go posłuchali oprócz Sławka. Wziął karimatę i położył się na niej, nie podwyższając jej.
Nowoprzybyły wpadł w szał. Zaczął go rzucać po całym pomieszczeniu. Reszta osób się przestraszyła. Na szybach, zza których nic nie było widać oraz na ścianach, widniały zdjęcia i napisy po niemiecku, których nikt z przybyłych nie rozumiał. Gdy Sławek znajdował się przy zdjęciach, kazał mu je całować. W kilku momentach zobaczył złoty pył, utworzony w kształt twarzy młodej dziewczyny. Potem spostrzegałam, że jest to moja twarz, a on całuje mnie w usta. Przechodzę przez ściany w różnych miejscach tego pomieszczenia; wchodzę i po chwili wychodzę. Marek, co chwilę mówił do Sławka: „Całuj moją dziewczynę”.
Gdy już się nieco uspokoiło, Sławek zobaczył, że jedno z tych okien jest uchylone, a na nim pisze: „Tam jest otchłań,” po niemiecku. Jako jedyny z całego towarzystwa znał ten język.
W tym samym czasie, pewna rodzina przyjmowała gości. Zajadali się ciasteczkami, rozmawiali i oglądali w TV koncert Maryli Rodowicz w Niemczech. Widownia była zachwycona.
W pewnym momencie wpadłam do pomieszczenia wprost w ramiona Oktawii, mojej przyjaciółki. Wstałam i odwróciłam się. Wyczułam, że dopiero teraz Sławek mnie poznał. Przytulił mnie i szepnął:
- Jowita… – spojrzał mi w oczy i dodał: – Czekałem na ciebie.
Marek się wściekł. Rozdzielił nas i wyrzucił go przez okno. Widać było tam ciemną betonową posadzkę i białe ściany. Powierzchnia była w wielkości sali gimnastycznej w małej szkole. Kiedy wylatywał przez okno, poinformował nas o otchłani, a Marka to bardzo ucieszyło.
Wszyscy myśleliśmy, że jest już po nim, kiedy on wrócił.
Po trzech dniach przeszliśmy przez drzwi, za którymi widać było zielone promienie. Marek został w jakiś niezwykły sposób wypchnięty przez okno i przepadł w otchłani. Nagle został nabity na trójząb i wciągnięty pod powierzchnię, zostawiając po sobie czerwony beton. Jego los podzielili jeszcze trzej mężczyźni.
Gdy przeszłam wraz ze Sławkiem, Oktawią i kilkoma jeszcze osobami, spostrzegłam, że to, co się wydarzyło, to nie był sen.
Mieliśmy wypadek. Zderzyliśmy się z autobusem, stąd te nieznane mi osoby. Chłopacy, Marek i jeszcze kilka osób z autobusu, zginęło na miejscu. Oktawia zmarła w drodze do szpitala, a o moje życie walczyli lekarze. Stąd te chwilowe wtargnięcia do „poczekalni”.
Teraz jestem szczęśliwa. W końcu uwolniłam się od Marka.
Sławek tyle czasu czekał na mnie z utęsknieniem, na zbawienie lub stracenie w poczekalni, pomagając wielu ludziom.
Podszedł do nas mężczyzna, którego uratował jako ostatniego.
- Już wiem, dlaczego nie mogłeś przejść. Czekałeś na swoją dziewczynę…
Sławek pomógł tylu zagubionym duszom… Może za życia nie był aniołem, ale po śmierci… dzięki temu, że pomagał innym, uzyskał zbawienie…
        I znów jesteśmy razem…
 
II
 
Znaleźli się w tym samym miejscu, co Kamila. Również poczęli poruszać się dotykając ścian. Dość szybko zauważyli światło dzienne. W miarę jak się przesuwali do niego oderwali ręce od ściany i mogli normalnie się poruszać. Dotarli do drzwi, które były otwarte na oścież. Wyszli przez nie. Agata spojrzała w lustro. Miała lekko kręcone włosy, oraz taką samą sukienkę, jaką miała Kamila, tylko, że czerwoną. Ubranie Jarka niewiele się zmieniło. Nadal miał biały T – shirt, tylko bardziej obciślejszy, a zamiast czarnych jeansów – granatowe bojówki. Ich obuwie, tak jak u Kamili nie zmieniło się.
- Co tu robicie? – zapytał otyły mężczyzna z ciemnobrązową, gęstą brodą i tasakiem w ręku.
- Nic.
- Pokażcie ręce – a gdy zobaczył, że są czyste odparł: - Nie umiecie czytać? „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”. Wynoście się. Jak was tu zobaczę, to pożałujecie. Rozumiecie?
„Pod groźbą awantury” – pomyślał chłopak, a na głos powiedział:
- Już sobie idziemy.
Ominęli jakąś dziewczynę oraz dwóch mężczyzn i wyszli ze sklepu.
- Co teraz? – zapytała Agata.
- Słyszałaś. Musimy poszukać Kamę i kogoś jeszcze.
- Tylko, kogo.
- Właśnie. Facet nic o nim nie wspominał. Skąd będziemy wiedzieć, o kogo chodzi?
- Dobre pytanie.
- O cholera!!! Spójrz! Jesteśmy na Osiedlu Leśnym, albo na jego podobieństwie!
- To jakiś żart? Co tu się dzieje?
- Kamila musi być niedaleko. Tylko, w którą stronę poszła?
- Skoro wszystko zaczęło się od skarpy…
- … to pewnie tam poszła – dokończył.
- Właśnie.
- Świetnie. Chodźmy nim zniknie nam zupełnie.
Szli niecałe pół godziny, zanim znaleźli się pod szkołą. Nie zauważyli ani Kamili ani nic, co przypominałoby im dawną szkołę. I tu wiele się zmieniło. Było dużo zieleni i odnowionych pięknych domów i bloków. Agata spojrzała w górę.
- Spójrz… – chwyciła go za przegub na kilka sekund.
- Co jest? Dlatego nie minęliśmy żadnego samochodu… Czuję się jak w Matriksie! – powiedział gdy zobaczył podniebną autostradę i poruszające się po niej samochody.
- Co teraz? Nikogo tu nie ma.
- Chodźmy do parku. – i po chwili dodał: – Jeśli jeszcze istnieje.
- Ale tu pięknie! Zachwyciła się, gdy dotarli na miejsce.
Siedzieli jakiś czas na ławce rozmyślając o tym wszystkim. Jarek opowiedział jej jak to się wszystko zaczęło. Rozmawiali o tym jeszcze trochę, kiedy zaczęło się ściemniać.
- Musimy gdzieś przenocować – zmieniła temat Agata.
- Dorato! – usłyszeli – dziś jest 4 maj, a nie 3!
- Masz rację Meliso – odpowiedział – 4 maj 2124!
- 2124? – powtórzył z niedowierzaniem Jarek – to tłumaczy widok, który jest nad nami.
- Fakt.
Minęło kilka minut nim chłopak znów się odezwał. Był w większym szoku niż jego koleżanka.
- Chodźmy. Mam pewien pomysł. Nie wiem czy przejdzie, ale warto spróbować. – Znajdźmy hotel.
- Hotel? Czym zapłacisz? Nic przecież nie mamy!
- Zaufaj mi… – uśmiechnął się. Jej jednak nie było do śmiechu.
 

Rozdział XIV
 
I Renata
 
        Te wakacje miały być niezapomniane. I będą. To był mój pierwszy wyjazd z przyjaciółkami – bez rodziców i siostry, a tu proszę. Pogoda spłatała nam niezłego figla. Zamiast zwiedzać miasto i spędzać czas na świeżym powietrzu, siedzimy w hotelu.
Od trzech dni pada, a my przebywamy już tu prawie tydzień. Leżałyśmy na łóżkach w hotelowym pokoju i myślałyśmy jak możemy wykorzystać ten czas.
W pewnym momencie Ida dostała pustego SMS – a od jakiegoś nieznanego numeru.
- Głuchnę mu, podyktuję wam numer.
Po chwili przyszedł SMS:, „Sorki kim jestes?” Odpisała jej: „A Ty?”, kiedy odpisała zapytałyśmy ją skąd ma ten numer, a ta, że pomyliła.
- „Pomyliła” – rzekła Jolka – znam te „pomyłki”. Uwierzyłabym gdyby nie to, że dostałaś pustego SMS – a. Gdyby jeszcze jakaś treść była, to ok., ale tak?
- Wiesz, tylko dziewczyny się „mylą”. O dziwo, żaden facet się nie „myli” – Ida wyglądała na zasmuconą.
- Oj, to fakt. Pamiętacie jak jakaś laska do mnie napisała, myśląc, że do kumpla pisze?
- Pamiętam. Wtedy to była naprawdę pomyłka. Nieźle się wtedy ubawiłyśmy.
- No, troszkę pożartowałyśmy sobie – przyznałam.
- A ja nie pamiętam. Napisz jej: Aha. Zdarza się – podsunęła Maja.
Nie czekałyśmy długo jak przyszła kolejna wiadomość: „A tak wogle jak masz na imie?”. Odpisała.
- Pewnie siedzi gdzieś na obozie i się nudzi jak my – powiedziałam.
Gdy po dłuższym czasie nie dostałyśmy od niej wiadomości Ida napisała: „Jak szukasz faceta to wejdź na 4fun.tv. Od 23.00 są matrymoniały.”
- Mogłaś dopisać: Może znajdziesz kogoś. Powodzenia – powiedziała Majka.
- Dobra jest.
- Słuchajcie – powiedziałam – a może byśmy tak powysyłały esy pod jakieś zmyślone numery? Z treścią oczywiście.
- Jakie esy? – zainteresowała się Jola.
- Np. tu sexy girl. Masz ochotę na małą psotę? – zadrwiła Ida.
- Nie, no. Bez przesady – rzekłam. – Np. oto szansa na zdobycie nowej miłości. Wyślij SMS – a o treści… Być może spotkasz miłość swojego życia.
- No to może być dobre – powiedziała Majka.
- Ale tak od razu miłości? – nie spodobało się Jolce.
- No to: oto szansa na zdobycie nowej znajomości – powiedziała Majka – wyślij SMS – a zwrotnego w treści wpisując ble, ble,ble…
- Imię, wiek, miejsce zamieszkania – podsunęłam.
- I co najbardziej podoba ci się u płci przeciwnej – dodała Ida.
W ostateczności napisałyśmy: „Oto SZANSA na nawiązanie nowej znajomości. Wyślij sms–a zwrotnego, w treści wpisując: imię, wiek, miejsce zamieszkania, zainteresowania oraz co najbardziej podoba ci się u płci przeciwnej. Być może to jest szansa na nową miłość…”
Każda z nas wysłała takiego SMS – a do pięciu różnych osób. Po kilku minutach Ida otrzymała wiadomość: „Niezainteresowany”.
- Co mu odpiszemy? – zapytała.
- Że „niezainteresowany” pisze się osobno? – pomyślała Maja.
- Nie! – zaprotestowałam śmiejąc się. – Może: właśnie ominęła Cię szansa na nową znajomość. Jeśli jesteś osobą samotną , wyślij tego sms – a do kilku osób…
- … których nie znasz – dokończyła Jola. – Ale jakiego SMS – a?
- No, tego pierwszego – powiedziałam.
- To może tak: – zaczęła Ida. – Właśnie ominęła Cię szansa na nową znajomość. Jeśli jesteś singlem wyślij sms – a SZANSY do kilku nieznanych osób/numerów. Być może spotkasz miłość swojego życia.
- Co wy z tą miłością? – oburzyła się Jola. – może chłopok ma dziewuchę.
- To, co proponujesz?
- Być może straciłeś coś ważnego w swoim życiu. Jeśli się zdecydujesz – odpisz. Albo: być może właśnie ominęło Cię coś ciekawego. Jeśli zmienisz zdanie – odpisz.
- Albo dzięki za info – zachichotała Majka.
W końcu wysłałyśmy drugą wersję Jolki. Więcej się nie odezwał.
Kolejny SMS przyszedł do Joli:
„Olek, 26, gdansk, szybkie samochody, laski, imprezy, niezle cialko. Lapiesz sie?”
- Ale stary! – powiedziała. – Nie odpisuję.
Majka odpisała na SMS – a, którego dostała od: „Sabrina lat 15, mieszkam w gliwicach, interesuja mnie faceci, filmy i sport, a u facetów cenie szczerosc i osobowosc. A ty kim jestes?”
W sumie na 20 SMS – ów odpowiedziały nam 3 osoby.
Następnego dnia dostałyśmy wiadomość od dziewczyny, co do Idy wysłała pustego SMS – a o treści: „Nie szukam sama sobie wejdz”.
- Długo nad tym myślała – skwitowała Ida.
- Aż całą noc – dodałam.
Kilka godzin później dostałam SMS – a SZANSY od nieznanego mi numeru. Odpisałam. Pisałam z nim przez pół godziny. Dowiedziałam się m.in., że ma na imię Tomek, 19 lat i mieszka w Poznaniu. Interesują go dobre filmy, książki i zwierzęta. U dziewczyn ceni dobre poczucie humoru i piękny uśmiech. Właśnie zdał maturę i chce studiować na politechnice.
Pisaliśmy ze sobą przez miesiąc. Pewnego dnia dostałam od niego SMS – a: „Spotkamy sie?” Bez zastanowienia odpisałam, czy przyjedzie. Owszem, zgodził się, ale pod warunkiem, że prześlę mu zdjęcie. Wysłałam.
Spotkaliśmy się następnego dnia w barze. Bardzo miło nam się rozmawiało. Cały czas mnie rozśmieszał opowiadając zabawne historyjki. Postanowiliśmy, że się jeszcze spotkamy. Kiedy potem rozmawiałam z dziewczynami, Ida rzekła:
- Ty szczęściaro. Do mnie sami po trzydziestce pisali!
- Ja nie odpowiadałam na żadne esy. – powiedziała Majka - Czasami Sabrina pisała, to jej odpisywałam. Głównym tematem byli faceci.
- A ja nadal piszę z bojami, ale z żadnym nie dłużej niż jeden, dwa dni – stwierdziła Jolka.
- A ja tylko z Tomkiem piszę – odparłam.
- Myślisz, że coś z tego będzie? – zapytała mnie Majka.
- Z pewnością. Nawet, jeśli miałaby być to tylko przyjaźń – odparłam.
II
 
Polana już nie istnieje. Wąski, aczkolwiek długi pas lasu został wycięty. Stało tam tylko jedno drzewo, które wówczas odstawało od reszty. Za lasem była wolna przestrzeń. Miejsce to Agata wraz ze swoim rodzeństwem i znajomymi nazywała tundrą, ze względu na to, że rosła tam trawa i kwiaty. Drzewa tuż za lasem, które kojarzyło się Jarkowi z brukselką, gdyż ich korona przypominała właśnie to warzywo, nadal stały „na swoim miejscu”.
Teraz zamiast lasku i polany wybudowane zostały bloki, chodniki i place zabaw dla dzieci. Także las po drugiej stronie ulicy został zagospodarowany. Nie mogła uwierzyć, że ona, dziewczyna z początku XXI wieku dożyje czasów, w których zamiast natury ujrzy tutaj osiedle.
I tak nie mając, co robić, postanowiła się rozejrzeć.
Znajdowały się tu trzy- i czteropiętrowe bloki, między nimi były place zabaw dla dzieci, boiska do gry w kosza i piłki nożnej, a także dużo zieleni. Za rurami znajdował się ogrodzony, ogromny plac, gdzie widniała tabliczka: „WYBIEG DLA PSÓW”. Umieszczone tam zostały drzewa i krzaki, a nierówny teren zawierał mnóstwo ścieżek. Całe miejsce zostało oświetlone wysokimi lampami. Zza ogrodzeniem zaczęto budować kolejne bloki. Jeden z nich był już prawie gotowy. Stał w stanie surowym, czekając, aż wprowadzą się do niego ludzie. Nie należały już one do tego osiedla.
Zaczęło się ściemniać. Kamila nie pomyślała o tym, aby poszukać jakiegoś noclegu. Dopiero, kiedy słońce zaczęło zachodzić, stwierdziła, że nie ma gdzie spać. Nagle wpadła, zdawałoby się, na świetny pomysł. Przenocuje w jednym z pustych mieszkań w bloku zza wychodkiem dla psów.
 

Rozdział XV
 
        Tej nocy miała niespokojny sen. Została oskarżona o morderstwa, których nie popełniła. Ktoś próbował ją wrobić. Zamordowywano osoby, z którymi ostatnio się widziała. Udało jej się uciec. Wiedziała, że śledzi ją jakaś kobieta, nakrzyczała na nią i wzięła taksówkę, co akurat jechała. Następnie przeszła przez jakiś plac, gdzie była budowa bloku i zobaczyła stojącego mężczyznę, który się na nią patrzył. Potem leżała za piaskownicą na piasku, którym zaczęła rzucać. W nią strzelali granatami, ale leciały trochę za daleko. Uniosła głowę i zobaczyła żołnierza. Spod munduru zauważyła koloratkę.
        - Jesteś księdzem? – zapytała. Spojrzał na rozpięty u góry mundur.
        - Tak – powiedział zdziwiony, że to dostrzegła.
        Wstała.
        - Chcę się spowiadać.
        - Dobrze – odpowiedział, również wstając. – Słucham cię.
        Padła na kolana przed nim i złożyła ręce.
        - Ja nie mogę tak żyć. Nikogo nie zabiłam, nikogo. Nie mogę wrócić. Jestem niewinna, a chcą mnie aresztować. – Ni stąd, ni zowąd weszła jej siostra. – Wyjdź – powiedziała, a gdy wyszła, kontynuowała: – nie wiem, co robić.
        - Musisz wrócić – to będzie twoja pokuta.
        - Dobrze – wstała. – A rozgrzeszenie?
        Teraz widziała się w pewnym domu u pana Baumanna, którego nie znała w rzeczywistości. Rozmawiała z nim, próbowała go przekonać, że nie jest morderczynią, ale on jej nie słuchał. Wyglądało to tak, jakby dobrze się znali. Kazał jej wyjść, co też zrobiła, ale nie od razu.
        Weszła do samochodu. Miała tam sprzęt: kamery, pluskwy, nagrywarkę. Wszystko zarejestrowała. Odjechała kawałek, poczym po kilku minutach wróciła pod pretekstem, że czegoś zapomniała. Weszła i zobaczyła znanych jej ludzi: kobietę, co ją śledziła (stara, gruba, siwa i zgryźliwa), taksówkarza, który ją podwiózł (średniej budowy, z wąsem, miły i rozmowny) oraz mężczyznę z budowy (łysy, siwy na potylicach, strasznie milczący). Rozpoznała ich, chociaż mieli brązowe pończochy na głowach. Tylko ten taksówkarz miał czarną.
        - Zostawcie go! – krzyknęła.
        - O, wróciłaś – ucieszył się kierowca. – To dobrze. Pobijcie ją… i jego też, żeby było, że niby się, bronił, walczył, a potem go zabijcie.
        - Dlaczego to robicie?
        - Bo nam kazano – odezwał się budowniczy.
        - Kto was zlecił? – dopytywała się.
        - Piotr Urban. Mówi ci to coś?
        - On nie istnieje!
        - Ależ tak! Istnieje! – z zachwytem powiedział wąsacz. – Został wrobiony w morderstwo, a teraz się mści.
- Na tobie – wtrąciła się kobieta.
- Chce – kontynuował taksówkarz – żebyś się dowiedziała jak to jest, jak się siedzi za niewinność. Już 6 lat!
- On dostał 25 lat, a ja za to dostanę dożywocie.
- Nie nasza sprawa. Póki jesteś na wolności będziemy zabijać każdego, z kim się spotkasz.
Wybiegli z mieszkania, a ona podeszła do mężczyzny leżącego na podłodze, związanego, pobitego i zakneblowanego. Był to człowiek dużej budowy, stary, siwy i wystraszony.
- Panie Baumann… – powiedziała, wezwała pogotowie, rozwiązała go i pojechała na policję.
Gdy wychodziła z domu, zauważyła dwóch komisarzy, z którymi rozmawiała 6 lat temu podczas zeznania.
Pojechała na komisariat i oddała nagranie policjantom.
Obudziła się z przerażeniem.
„Czy to możliwe?” zapytała się.
- Dzień dobry. Jakieś złe sny? – usłyszała.
- Kim pan jest? I  jak pan tu wszedł?
- Nie poznajesz mnie?
- Nie! Jestem tu pierwszy raz. Chwileczkę… spotkałam pana wczoraj, na klatce. Czego chce pan ode mnie?
- Jak się nazywasz?
- Pytał mnie pan o to wczoraj…
- Odpowiadaj jak grzanie pytają! – powiedział cicho, ale ostro.
- Mówiłam już. Joanna Urban.
- Nie kłam! – uderzył ją w twarz, a ona z bólu krzyknęła. Zakneblował ją.
- Nie uda ci się. Nie uda. Wiem, co kombinujesz.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1