19 september 2012
Zimny Duch - Księga II - rozdz. I- XI
KSIĘGA II
MISJA
Rozdział I
Znaleźli się na działce. Domek był niewielki, ale mieściło się wszystko, co potrzebne jest do przetrwania.
- No to opowiadajcie – powiedział Dorato – co takiego zrobiliście.
Opowiedzieli im historię od momentu, gdy siedzieli na ławce w parku. Nie mogli przecież powiedzieć, że przenieśli się w czasie, gdyż uznaliby to pewnie za coś podejrzanego, a teraz próbują się z tego w jakiś dziwny sposób wykręcić.
- A wy? Dlaczego zwialiście z domu? – zainteresował się Jarek.
- Zwialiście? Skąd wy jesteście? – spytała Melisa.
- Stąd… no to? Czemu uciekliście?
- Ja przez mojego ojca. Dla niego liczą się tylko euraki i władza. Nie liczy się ze zdaniem innych i nie podoba mu się to, że spotykam się z Doratem.
- A ja, bo miałem dość szkoły i tej całej paplaniny mojej rodzinki o nierealnych planach, że uda im się namówić mojego wuja, żeby nie był egoistą i podzielił się majątkiem. Zamiast zarabiać na tym euraki to sam żre to i nikogo nie częstuje. Nawet nie wiem, o co chodzi. Tyle tylko ile usłyszałem. Miałem dosyć tych kłótni. Ojciec najeżdżał na matkę, żeby coś z tym zrobiła, bo to w końcu jej brat, ale ona nic nie robiła.
- A wy? Czemu zwialiście? – zapytała Melisa przyjmując ich słownictwo.
- To długa historia. Los nas tu sprowadził – odpowiedział.
- Szukacie kogoś? – zapytał Dorato.
- Skąd wiesz? – zdziwił się i spojrzał na Agatę.
- Sądziłam, że to ty… – wytłumaczyła.
- Coś wam pokażę.
Podszedł do niewielkiej szafy, z której wyciągnął kilka pomiętych kartek.
- Dorato… chciałabym z tobą porozmawiać – powiedziała Melisa.
Chłopak spojrzał na gości, wzruszył ramionami, wziął kartki ze sobą i wyszedł za dziewczyną. Kiedy wyszli z altanki, Agata zapytała Jarka:
- Dlaczego zostawiłeś mnie samą?
- Z dwóch powodów: widziałem jak nadchodzi Dorato i chciałem, abyś z nim pogadała, a po drugie wydawało mi się, że widziałem Kamę.
- Po pierwsze, jak mogłeś wiedzieć, że idzie Dorato, skoro tak długo czekałam, a po drugie skąd wiedziałeś, że to on?
- Zauważyłem go pod tunelem i miałem nadzieję, że tu przyjdzie, a ty go zaczepisz myśląc, że to ja.
- I nic mi nie powiedziałeś?
- A po co? Wiesz, że ten tunel, co prowadził na dworzec autobusowy, prowadzi teraz na parking? Są tam niezłe autka.
- Autka?! – oburzyła się. – Czekam na ciebie tyle czasu, a ty sobie autka oglądasz?
- Spokojnie. Gdybyśmy byli razem, to by się tylko przestraszył, a tak, to można było załatwić to trochę inaczej. Nie tak gwałtownie.
- Jak tam się dostałeś skoro pod tunelem stał Dorato?
- Z drugiej strony. Obszedłem kawałek i wróciłem tą samą drogą. Wtedy dostrzegłem Mel.
- Poczekaj. Nie przeraziło cię to, że ten chłopak jest podobny do ciebie?
- O mało ataku serca nie dostałem.
- Nie było tego po tobie widać – obruszyła się dziewczyna.
- Nie? Bo byłem jeszcze w szoku, że jest 2124 rok.
- Chyba, że tak. Bo nie wyglądałeś na przestraszonego, kiedy postanowiłeś mnie zostawić samą. Mogłeś mnie przynajmniej uprzedzić.
- Nie było czasu. On mógł przyjść w każdej chwili. Nie chciałem, żeby zobaczył nas razem.
- Trzy godziny czekałam… Ale z Melisą mnie pomyliłeś – dodała szybko.
- Mówiłem już: nie widziałem twarzy dziewczyny.
- To wszystko wyjaśnia.
- Zapomniałem o jednym. O akcji w hotelu. Pomylono cię z nią, a ja sądziłem, że to ty dopóki nie powiedziała, że zwiała z domu.
W tym momencie weszli Dorato i Melisa. On był bardzo zadowolony, a ona w szoku po tym, co usłyszała. Zza oknem słońce już zaszło. Zrobiło się ciemno, więc Dorato zapalił lampę i zasłonił okna.
Rozdział II
Wieczorem zmęczona i wyczerpana po całym dniu bezowocnych poszukiwań, Kamila poszła do mieszkania. Było tam chłodno, lecz przyjemnie. Pokoje były urządzone, ale bardzo zaniedbane, jakby nikt tu nie mieszkał od lat. W korytarzu nie było światła, a ciemność sprawiała, że dom zawierał jakąś mroczną tajemnicę. Kamila zadrżała.
Kiedy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności weszła do dużego pokoju znajdującego się po lewej stronie od wejścia. Zakurzone meble nie dawały po sobie poznać, jakiego są koloru. Szare firanki zwisały do parapetu, a okno zostało lekko uchylone. Pomarańczowe światło lampy ulicznej, oświetlał kawałek zakurzonej kanapy. Próbowała wejść do kolejnego pokoju, lecz drzwi były zamknięte na klucz. Weszła do ostatniego pomieszczenia i podeszła do łóżka. Ze zdziwieniem stwierdziła, że nie jest ono wcale okurzone, jak gdyby było używane.
Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, patrzy na nią. To dziwne uczucie obudziło ją o 3.00 nad ranem. Zobaczyła jakąś postać i zapytała zaspanym głosem:
- Kim jesteś?
Postać siedziała przy biurku plecami do Kamili, a kiedy usłyszała jej głos odwróciła się, lecz nic nie powiedziała. Kamila próbowała włączyć lampkę nocną stojącą obok łóżka, ale na próżno. Wyciągnęła latarkę spod łóżka, którą dostrzegła wchodząc do pokoju. Oświetliła istotę, która wyglądała jak zombie.
- Kim jesteś? Czego chcesz? – zapytała półprzytomnie.
- Tobiasz J. „A chłopiec powiedział: Tato, ja nie chcę” – zachichotał.
Stwór miał na głowie bordowy kapelusz, po bokach wystawały sterczące, białe włosy, miał wielkie nieludzkie oczy, wyglądające jak w bajkach, w ciemności, zła postać, lecz to nie była bajka, tylko rzeczywistość. Jego zieloną, wysuszoną twarz, szpecił wielki, splaszczony nos, usta zaś zarysowała cienka linia. Szyja była długa i cieniutka. Był wysoki i chudy, miał długie ręce, a jego palce zakończone zostały ciemnobrązowymi szponami. Wyglądał jak anorektyk w ostatniej fazie swego życia. Jego stopy były wąziutkie. Miał trzy palce u lewej nogi i odcięty duży palec u prawej. Gdy przemówił nie poruszał ustami jak człowiek, ale jakoś dziwnie, jak w reklamie serka Activii buźka na brzuchu. Miał na sobie jakąś długą do trzy czwarte łydki bordową suknię, a rękawy sięgały przed nadgarstkami.
Wiedziała, kim jest, nie wiedziała, czego chce. A on chciał tylko, żeby wypowiedziała dwa słowa: Zimny Duch, aby móc się wydostać i dokonać ostatecznej zemsty. To samo uczcie towarzyszyło jej wtedy we wnęce… wiedziała, że ten stwór jest Zimnym Duchem. Wystraszona dziewczyna próbowała uciec z mieszkania, lecz z przerażeniem zauważyła, że drzwi wejściowe są zamknięte na klucz, którego nie miała. Odwróciła się i przyległa do nich patrząc na pokój, w którym widziała nieludzką istotę. „Może mi się przewidziało, może to tylko sen, koszmarny sen, z którego…” pomyślała, lecz kiedy zobaczyła, że postać wyłania się z pokoju wiedziała już, że to nie sen. Ukucnęła w kącie kuląc się i modląc, żeby stwór już sobie poszedł. Postać stanęła na środku korytarza, odwróciła się w stronę Kamili i przemówiła swoim ochrypłym, upiornym głosem:
- Pelargonie sobie kwitną, wokół niosą śmierć. Ludzie nic nie wiedzą – świat zagładą jest! Ha, ha, ha! – rozległo się cicho, ale przerażająco.
Kamila zamknęła oczy, a niedługo potem nadszedł sen.
Rozdział III
- Spójrzcie na to.
Pokazał im kilka zniszczonych kartek.
- Gazeta z 2004 roku? – zdziwiła się Agata.
- Tak. To nie przypadek, że jesteśmy do siebie podobni. – zwrócił się do Jarka. – Wszyscy chłopacy w tym wieku wyglądali tak, jak ty. Jesteś…
1990 Mirka 1981 Krzysztof
2012 Adam 2010 Malenia
2048 Firlej 2035 Anibla
2077 Polan 2058 Gałka
2107 Dorato 2083 Szalma
2107 Melisa
Wyciągnął zmiętą kartkę i dokończył:
- … bratem mojej praprababci. A ty Agato jesteś siostrą praprapradziadka Melisy.
- Niezłe obliczenia! – z podziwem powiedział Jarek patrząc na kartkę.
- Dostawaliśmy to z pokolenia na pokolenie. Jak za bardzo były zniszczone – kopiowaliśmy. Chodzi o gazety, bo to odpisywaliśmy. To akurat sam napisałem kilka lat temu.
- Dlaczego to trzymacie?
- Mojej rodzinie zależało na tym, aby kiedyś w przyszłości zbadać te okoliczności. Prawdopodobnie kiedyś też się coś takiego zdarzyło, ale ja na ten temat nic nie wiem. Tylko tyle ile napisane jest w gazetach.
- A ty Melisa? Tak samo?
- Nie. Ja nic o tym nie wiedziałam. Dopiero teraz się o tym dowiaduję – przyznała.
- To skąd masz te obliczenia?
- Od Kolwekota Jaśmińskiego – odpowiedział za nią Dorato. – Jest detektywem. Mój ojciec był ciekaw, co z tymi dziewczynami. Tej co szukacie, to tylko wiadomo, że była Diana Saher, córka Sebastiana, jej brata, a później nic nie wiadomo.
- A ze strony Kamila badaliście? – spytała Agata unosząc głowę znad artykułu.
- A kim on był?
- Bratem Diany…
- A tak, tak – zaczął wertować kartki poczym powiedział – Zginął tragicznie w 2034 roku w wypadku samochodowym. Miał prawie 32 lata. Zginęły wtedy 4 osoby. On, jego syn i małżeństwo, co jechało z naprzeciwka. Zderzenie czołowe, brak jakiejkolwiek szansy na przeżycie. Chłopak miał 8 lat.
- Nie wiadomo, co się stało z Dianą? – zapytał Jarek.
- Nic. Oni tu nie mieszkali, a o tym wypadku dowiedzieliśmy się z gazet. Pokazał nam je Kolwekot i skserowaliśmy je.
- No, a dzieci jej rodzeństwa? – powiedziała Agata. – Przecież Kamila miała oprócz Sebastiana jeszcze trzy siostry i braci.
Dorato spojrzał na nią, a jego wyraz twarzy mówił, że nic mu na ten temat nie wiadomo.
- Nie próbował dowiedzieć się czegoś więcej? – spytał Jarek.
- A i pewnie, że próbował, tylko nic nie znalazł. Prawdopodobnie jego przodkowie też chcieli się czegoś na ten temat dowiedzieć.
- I??
- I nic. Porozmawiajcie z nim, może wam coś powie, bo ja jednak sądzę, że on wie więcej niż mówi. My nie możemy, bo on pracuje dla ojca Melisy. Szuka nas.
- Nas pewnie też… – zauważył Jarek.
- Z tych artykułów wynika, że zniknęliśmy w niewytłumaczonych okolicznościach na oczach pewnego chłopaka, który twierdzi, że zniknęliśmy w kamieniu… niczego nie znaleziono. Zdarzyło to się już 40 lat temu z… – urwała i spojrzała na Jarka.
- Co jest?
- Klemens Orlelski… – zbladła i pokazała mu zdjęcie.
- To ten, z którym się spotkaliśmy. Co ci jest? Dobrze się czujesz?
- Spójrz na to – powiedziała bardzo cicho, ale Jarek zdołał ją usłyszeć i spojrzał na gazetę.
- Ile tu nazwisk! – zdziwiła się i naliczyła około dwudziestu. – Tyle osób się tu przedostało? To gdzie są wszyscy?
- Jakie nazwiska? Przecież nic nie było takiego, a ten artykuł był… był znacznie krótszy! Nikt tego i tak pewnie nie potwierdzi… Przeczytaj ten artykuł – powiedział Dorato.
Agata przeczytała notatkę na głos.
- Nie rozumiesz? – odezwał się Jarek, gdy głos dziewczyny się umilkł. – Gdy jedna osoba wchodzi, druga wychodzi! Tak w kółko! Przynajmniej tak twierdzi ten facet… Co on powiedział? Wszystko może się skończyć? I chyba to ma też związek z tymi liniami, co były na drzwiach…
- To całkiem możliwe…
- No tak. Szukamy Kamy i Krzyśka i do dzieła.
- Mówiłeś, że to nie Krzysiek…
- Nie rozpędzajcie się! Krzysiek nie żyje, od… bo ja wiem. 60 lat chyba – przerwał im Dorato.
- Wszyscy, kogo znamy nie żyją od około 60 lat, a musimy kogoś znaleźć. Chyba, że zostaniemy tu na zawsze.
- Nas też tu nie powinno być – dodał Jarek.
- Nie wiem, o co tu chodzi, ale nic nie zdziałacie. Nie ma żadnych źródeł do takiej wiedzy. Wszystkie książki, które były „nieprzydatne” zostały spalone.
- Ludzie się nad nimi męczyli latami, a oni tak po prostu je spalili? – nie mogła uwierzyć Agata.
- A jakie były te „nieprzydatne”? – zapytał Jarek.
- Właściwie to wszystkie… Zostały książki naukowe, badawcze i takie tam różne, które wykorzystywane są w szkołach. Jak powstawały nowe to te stare chowano i interesowało się nimi po latach, żeby patrzeć jak wszystko się rozwija. Nikt nie pisze żadnych innych książek, bo nikt ich już nie czyta.
- Niech ino się Kamila o tym dowie – powiedziała Agata.
- To, co się działo i nadal dzieje można chyba zaliczyć do książek badawczych? – to było raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Ludzie nie wierzą w takie rzeczy, toteż nie opłacało się takich historyjek trzymać. A te nazwiska, co tu widzicie to nic pewnego.
- Co się z nimi stało?
- Mnie się pytasz? – zdziwił się. – Ja nic na ten temat nie wiem.
- Chodźcie spać. Już jest późno – przerwała im Melisa. – Jutro też jest dzień.
Rozdział IV
Nagle poczuła, że ktoś ją dotyka. Otworzyła oczy i już szykowała się do krzyku, kiedy niespodziewanie zobaczyła znajomą twarz kobiety, z którą rozmawiała poprzedniego dnia.
- Dobrze spałaś? – zapytała.
- Okropnie… – ledwo słyszalnie odpowiedziała.
Kiedy spostrzegła, że leży w łóżku, myślała, że to co spotkało ją w nocy to był naprawdę tylko sen. Jednak wiedziała, że nie mogła to być mara senna, gdyż krzesło, na którym siedziała istota nie było okurzone.
- Chodź, zjesz coś. Przygotowałam pyszne śniadanko. Nie wyglądasz najlepiej – zauważyła. – Chodź, umyj się i doprowadź do porządku. Ja przez ten czas zrobię herbatę.
- Dlaczego zamknęła pani drzwi na klucz?
- Nie zrobiłam czegoś takiego… dlaczego pytasz?
- Były zamknięte.
- Niemożliwe. Klucze do tego mieszkania zniknęły wiele lat temu. Coś się stało?
Kamila nie odpowiedziała, ale nie musiała tego robić. Kobieta dobrze wiedziała, że coś musiało się stać.
Śniadanie zjadła z wielkim apetytem w milczeniu. Nie jadła od dwóch dni i jej żołądek zaczął domagać się swoich praw. W głowie miała mętlik, czy to, co w nocy się wydarzyło, to był tylko sen, czy rzeczywistość. Nie wiedziała, czy może wszystko opowiedzieć tej kobiecie. Czuła, że jeżeli komukolwiek nie opowie swojej przygody to zwariuje.
Po śniadaniu, popijając herbatę, Werwina spojrzała na nią i przeprosiła za to, że pokazała jej to mieszkanie.
- Nie sądziłam, że tam będziesz nocować – kontynuowała – wszyscy wiedzą, że to mieszkanie jest przepełnione śmiercią. Myślałam, że… – zapadło długotrwałe milczenie, lecz Kamila nic nie powiedziała, tylko patrząc na nią, czekała aż coś powie – że znasz tę historię – dokończyła w końcu.
- Jaką historię? – zainteresowała się.
- To bardzo długa historia, nawet nie wiem, w którym roku się zaczęła.
- Proszę mi opowiedzieć… co się wtedy wydarzyło?
- Opowiem ci, ale pod jednym warunkiem…
- Jakim? – zdziwiła się.
- Ty opowiesz, co ci się przydarzyło.
- Skąd pani wie, że coś się wydarzyło?
- To widać. I jak będzie? Zgadzasz się?
Zastanowiła się. Nie miała pewności, czy może zaufać tej kobiecie, ale z drugiej strony chciała wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego się tu znalazła.
- Niech będzie – odparła.
- Zaczęło się od morderstwa guru sekty Aspekt Atkes – Eryki Ogarskiej – zaczęła. – Była to potężna sekta działająca na terenie całego kraju. Wstępowały do niej osoby, które spędzały wakacje poza swoim miejscem zamieszkania.
Na wzmiankę o tej sekcie Kamila wiedziała, że coś kiedyś o tym czytała, ale nie mogła sobie przypomnieć, kiedy to było.
- Pewnego dnia zostali przejrzani przez pewną dziewczynę, której udało się uciec. Ona też miała do nich należeć. Od tamtej pory Eryka dręczyła Ernesta, który pozwolił jej uciec. Sądziła, że ta dziewczyna powie komuś o ich działaniu, gdyż słyszała ich rozmowę, lecz nie wiedzieli jak długo tam stała i co usłyszała. Po jakimś dłuższym czasie Eryka została zamordowana właśnie w tym miejscu. Jej przyjaciółka widziała to na własne oczy, ale nic nie mogła zrobić. Kiedy morderca zniknął ona zamiast wezwać kogokolwiek na pomoc, zabrała ciało i późną nocą, kiedy wszyscy spali zakopała je na skarpie. Nie chciała żeby było na nią, żeby nie mówili, że to ona popełniła tę zbrodnię. Nigdy nie znaleziono jej ciała. Przekopali całe miejsce jej ostatniego pobytu, ale na próżno. Od tamtej pory Eryka mści się na ludziach. Niektórzy twierdzili, że widzieli kamień, w którym znikają ich przyjaciele. To była jej kryjówka. Jej tajemnica, w której czaiło się zło i nienawiść. Jeśli kiedykolwiek coś takiego zobaczysz nie wchodź tam, chociażby niewiadomo jakby cię kusiło. Potem nie będzie odwrotu i zniknie ktoś tobie bliski. Raz wejdziesz i jesteś w szponach Eryki. Tylko ta druga osoba zna „hasło zemsty”. O to właśnie jej chodziło. Zemsta na przyjaciołach lub znajomych, których się lubi.
- Ale trzeba najpierw dotknąć kogoś kto tam jest uwięziony – dodała dziewczyna przypominając sobie rozmowę z Jarkiem.
- Masz rację. Eryka wybiera sobie osoby, które mają zniknąć, ale tamta osoba szuka kogoś, kto nadaje się do odwiedzenia tego miejsca. Zazwyczaj są to ludzie pozbawieni złych emocji i złości, ktoś, kto nie będzie szukał zemsty, lecz sprawiedliwości. Resztą zajmuje się ona.
Kamila teraz zrozumiała, że to nie Klemens siłą woli skierował tam jej kolegę, lecz Eryka. On tylko sprawił, aby Jarek go dotknął.
- Co to ma związek z tymi morderstwami?
- Uwierz mi – ma. Otóż, za każdym razem, kiedy ktoś zostanie zamordowany w tym mieszkaniu, znika jakaś osoba.
- Dlaczego akurat to mieszkanie?
- W tym miejscu zginęła Eryka. A dlaczego akurat to mieszkanie? Nie wiem. Tak sobie wybrała i zostało.
- Co się stało z tą przyjaciółką Eryki?
- Zniknęła. Eryka zawsze powtarzała – przyprowadź, a resztą sama się zajmę. Od tamtej pory w tym miejscu, a później mieszkaniu, ginęło mnóstwo ludzi w odpowiednich odstępach czasu. Tych, których sądzili, że widzieli jak ich przyjaciele znikają, uważali za umysłowo chorych, gdyż mówili coś o skale za skarpą, ale nigdy, niczego, nikomu nie udało się udowodnić.
- Skąd pani to wie?
- Ach. Mój przodek próbował rozszyfrować tę zagadkę, kiedy zniknęli jego koledzy ze szkoły. Jarek Girch i Agata Kaczmarek i prawdopodobnie Kamila Saher, bo też zniknęła tak nagle i nie wiadomo co się stało. Uzyskane informacje przekazywane zostały z pokolenia na pokolenie, aby rozwiązać tę dziwną tajemnicę.
- Agata i Jarek też tu są? – nie mogła uwierzyć.
- Słucham? – myślała, że się przesłyszała. – Ty… jesteś jedną z nich? – zapytała nieśmiało i cicho.
- Moja kolej – odpowiedziała – teraz ja opowiem trochę o sobie.
Opowiedziała wszystko, co wiedziała: jak się tu dostała, co robiła, gdzie nocowała, czego się dowiedziała i o ostatniej nocy. Jednak nie wypowiedziała słów: Zimny Duch. Zamiast tego powiedziała:
- …wypowiedziałam „hasło zemsty” i się tu znalazłam…
- Boże! – wykrzyknęła kiedy skończyła – widziałaś ducha Eryki!
- Nie boi się pani mieszkać obok niej?
- Całe życie tu mieszkam… mieszkania tu są dość tanie ze względu na złą sławę, a mnie nie stać na nic innego… Zresztą – idzie się przyzwyczaić.
- Wie może pani, o co chodziło, kiedy powiedziała: „Tato, ja nie chcę”, albo: „Pelargonie sobie rosną wokół niosą śmierć. Ludzie nic nie wiedzą – świat zagładą jest”?
- Nie rosną, tylko kwitną. – poprawiła ją. – Chodzi o pelargonicę.
- O co?
- O taką chorobę. Zmodyfikowane kwiaty pelargonii.
- Co to takiego?
- Pewnego dnia, mały chłopczyk zachorował, ale lekarze nie wiedzieli, co mu jest. Tobiasz J. był farmaceutą. Postanowił sam wyleczyć tego chłopczyka. Wziął od niego próbki krwi i przekazał szczurom. Nie uznawał testowania leków ani niczego innego na żywych organizmach, ale nie miał wyboru. Chciał uratować biedne dziecko. Ono miało 8 lat i całe życie przed sobą. Po dwóch latach udało mu się wyleczyć 15 szczurów. Wtedy podawał lekarstwo chłopcu. Pił je ze specjalnej szklanki przez… jakby ci przybliżyć ten obraz… ach tak! Do kolorowej szklanki wkładane było coś podobnego do lejka, tylko z szerszą rurką. Choroba nie była całkowicie wyleczona, ale się zatrzymała. Po bardzo długim czasie, podobne objawy miała siedemnastoletnia dziewczyna. Lekarstwo nie miało smaku. Pewnego dnia, sądząc, że farmaceuta zmienił leki, dziewczyna powiedziała, że tamto było lepsze, bo przynajmniej nie miało smaku. Mężczyzna oniemiał. Skoro dziewczyna poczuła smak, to znaczyło, że została wyleczona. Została przebadana i nic jej nie dolegało. Była zdrowa i choroba nigdy już nie powróciła.
- A ten chłopak?
- Co ten chłopak? – zapytała, ale zanim Kamila odpowiedziała, kontynuowała: – Ach, tak, tak. Chłopak. Co roku przez miesiąc musiał pić to lekarstwo, aby choroba nie powróciła. Dopiero po miesiącu czuł słaby smak i mógł je odstawić na 11 miesięcy.
- Ale dlaczego Eryka powiedziała mi o tym?
- Nie wiem. Może wie coś na ten temat. A może to jej sprawka?
- Tą dziewczyną, która została jako pierwsza wyleczona to pani, prawda?
- Bystra z ciebie dziewczyna – uśmiechnęła się.
- A co było dalej? Kto tu mieszkał ostatnio?
- Ostatnio… w 2040 roku mieszkały tu trzy dziewczyny – Katara Marsek, Sylwia Orlelska i Magdarita Korbacz. Wszyscy mówili do nich Kasia, Sylwka i Magda. Pewnego dnia odkryły, że ten biznesmen – tu wskazała palcem sufit i potrząsnęła nim kilka razy w górę i w dół – coś mataczył. Zdobyły dowody, ale nie udało się ich przedstawić policji. Pomagali im dwaj chłopacy: Jakub i Krzesimir Jacyśtam. Nie znałam nazwisk. Co tam się działo! Krzyki niemożliwe, szarpanina, bijatyka. Coś niesamowitego! W tym czasie wszyscy byli albo w szkole, albo w pracy, ale ja to słyszałam. Byłam w domu z nianią. Moja opiekunka, którą była właśnie Sylwia, poszła zobaczyć, co się dzieje i już nie wróciła. Nie widziałam go. Dopiero później wszyscy się dowiedzieli, kto to zrobił. Wszyscy zostali zamordowani! Ciała znalazła Marietta, siostra Kasi. Była w strasznym szoku. Było tam mnóstwo krwi, które oblepiały meble, podłogi…
- Bez szczegółów proszę… – przerwała zniesmaczona Kamila. – przed chwilą jadłam…
- Dobrze, dobrze. Cała czwórka miała dosłownie mówiąc poodrywane głowy. A raczej poodcinane. Morderca zrobił to z zimną krwią, jeszcze poukładał je (te głowy) w pokoju Kasi i Sylwii: trzy na półkach, i jedna na tapczanie. Ciała zaś znaleziono w dużym pokoju, złożone na kupie. Musiał to być okropny widok.
- Jak to: czwórka?
- Wtedy akurat byli ci chłopacy. Oni, Kasia, no i Sylwia.
- A Magda?
- No cóż… z tego, co wiem, to była tam, ale jakimś cudem udało jej się uciec. Zobaczyłam ją przez okno. Mówię ci, nieprzyjemny widok, zwłaszcza dla dziecka. Była cała we krwi, pewnie długo nie pożyła, gdyż była za bardzo ranna. Pewnie się wykrwawiła. Wtedy nie było już, jak to kiedyś budek telefonicznych. Nie miała szans.
- Kto wtedy zniknął?
- O dziwo, nikt. Te znikanie po morderstwie odpowiedniej osoby w określonym miejscu i czasie wydawało się nieco naciągane.
- I od tamtego czasu mieszkanie stało puste?
- Tak. Przez 3 lata. Nikt nic na ten temat nie mówił, ale nikt nie chciał się tam wprowadzić, bo czuć było zapach śmierci, chociaż mieszkanie ogarnięto.
- Ja czułam co innego… – wtrąciła.
- Dopiero po trzech latach po tragedii przyjechała tu młoda dziewczyna, Joanna Urban. Ten biznesmen jak ją zobaczył to zbladł, bo ta dziewczyna wyglądała prawie tak samo jak Magda. Już chciał ją wepchnąć do środka i pewnie zabić jak tamtych, ale wtedy akurat wyszła moja matka, która również zbladła na jej widok. Asystentka tego jak on się nazywał? Ach, tak! Worcki. No to jego asystentka spojrzała tylko na niego, lecz nic nie powiedziała. Dziewczyna uśmiechnęła się, przedstawiła i powiedziała, że szuka siostrę, Magdę Korbacz. Ulżyło im, bo myśleli już, że to duch, zjawa tej zmarłej, albo sama Magda. Moja mama zaprosiła ją do środka i powiedziała jej, że Magda nie żyje, ale nie powiedziała dokładnie jak to się stało. Zrobił to Worcki. Pewnie chciał zobaczyć jej reakcję. Słyszałam jak rozmawiają, gdyż drzwi były uchylone, a ja akurat szłam do domu. Chyba nabrał pewności, że to nie ona, bo idąc na górę (nie zauważył mnie, bo zeszłam trochę na dół) powiedział do tej, tej: „To nie ona…”, ale następnego dnia, znaleziono ją na łóżku Magdy… martwą. W jej ciele znajdowały się wszystkie noże i widelce, jakie były w mieszkaniu (a mieli ich sporo) powbijane aż do uchwytu. Odcięto jej głowę i położono na biurku. Miała otwarte oczy i knebel w ustach. W nocy było słychać stłumione krzyki, ale nikt nic nie zrobił, bo się bał. Albo udawał, że śpi, albo, że nic nie słyszał. Wszyscy wiedzieli, kto za tą zbrodnią stał. Facet przyznał się do wszystkiego dopiero wtedy, kiedy sekcja zwłok wykazała, że to naprawdę była Joanna Urban. Przyznał się do wszystkiego i się zastrzelił.
- Niesamowita historia! Czy wtedy ktoś zniknął?
- Wręcz przeciwnie – pojawił się.
- Kto?
- Eryka…
- Gdybym jej nie widziała, to bym nie uwierzyła.
- Tak, tak…
- Czy łóżko, na którym spałam…
- Tak… Należało do Magdy – przerwała jej kobieta. – A co z twoimi przyjaciółmi?
- A, tak. Mówiła pani, że pani przodek ich wtedy widział. To był Michał, prawda?
- Tak. Opowiem ci o nim wieczorem dobrze?
- Dobrze. A co z kluczami? Kiedy zniknęły?
- Po wizycie pewnej młodej pary. Nie wiem, co się tam działo, ale gdy usłyszałam krzyki, wyszłam na klatkę zobaczyć, co się dzieje. Zobaczyłam młodą dziewczynę, która chyba czegoś dotknęła, tylko tyle usłyszałam, bo potem zadzwoniłam po karetkę. Nie wiem czy przeżyła, ale więcej się nie pojawili. Nikt inny też.
- Nieźle. Idę poszukać przyjaciół.
- Idź i wróć. Tym razem prześpisz się u mnie.
Rozdział V
- Czemu stąd nie wyjechaliście? – zapytał Jarek.
- Próbowaliśmy, ale za każdym razem, kiedy zasypialiśmy, to budziliśmy się na skarpie. Wtedy też, kiedy nas pierwszy raz zobaczyliście. Postanowiliśmy wówczas iść do przyjaciółki Melisy, bo wiedzieliśmy, że ma działkę i tu zostaliśmy.
- To dlatego Melisa tak szybko ci uwierzyła – wtrąciła się Agata.
- Tak, chyba tak… Chciałbym się dowiedzieć, czy wam to naprawdę się przydarzyło i jakim sposobem?
Tym razem opowiedzieli im wszystko od początku. Jak Jarek znalazł kamień, co tam robił i o uczuciu jakiego doznał, kiedy miał powiedzieć o tym Kamili. O tym jak biegł po Agatę i co było dalej.
- Ha! Mówiłem, że to oni! Nawet nie zaprzeczali, gdy mówiłem o naszym pokrewieństwie! – zatriumfował.
- Poinformujesz Kolwekota? – zapytała Melisa.
- Coś ty! A wy? – zwrócił się do gości. – Co zamierzacie zrobić?
- Poszukać jej. Pomożecie nam?
- Ale… jak? – odezwała się Melisa.
- Jest tutaj nasze zdjęcie? – zapytał Jarek wskazując na gazetę.
- Jest, ale niewyraźne – stwierdził Dorato.
- Ona was rozpozna, myśląc, że to my – powiedziała Agata.
- Musimy wymyślić jakieś imiona. Nas mogą po nich rozpoznać, a wy macie niedzisiejsze.
- Co proponujesz?
- Ja będę Mincer – powiedział Dorato – a ty… może Arlej?
- Lepszego nie ma?
- Szanker, albo Samir?
- Może Czil, albo Agarek? – wtrąciła się Melisa.
- O! Agarek. Jarek – Agarek, pasuje.
- A ty, Agato, możesz być Wenda – zaproponowała.
- O.K. niech będzie – zgodziła się. - A ty?
Nim odpowiedziała, Jarek rzekł do niej:
- Menda – Wenda? – zaśmiał się z własnego dowcipu i poczuł pięść Agaty na swym ramieniu.
- Ja będę Ransza.
- Kara bardziej ci będzie pasować – powiedział Dorato.
- To niech będzie Kara – przystała na tę propozycję Melisa.
- To na pewno są popularne imiona? – zwątpił Jarek.
- Nie martw się – usłyszał głos Dorata.
- A jest takie imię: Jata, albo Taja?
- Taja to skrót od Tajany, albo Tajanaty, a co? – odpowiedziała mu Melisa.
- Do Agaty bardziej będzie pasować.
- Tak sądzisz? – rzekła zainteresowana.
- Spójrz: Agarek – imię te zawiera 3 pierwsze litery z twojego imienia i 3 ostatnie z mojego. Taja zawiera 2 ostatnie twojego i 2 pierwsze mojego, a Jata odwrotnie.
- Ale wymyśliłeś. Ale może być: Tajana. Taja. Nie chcę, żebyś mówił do mnie „Menda”, zamiast Wenda.
- Spoko. Ustalmy plan działania.
Rozdział VI
Kamila wybrała się znów pod skarpę. Postanowiła, że szybciej będzie, jak zostawi im wiadomość. Miała szczęście, kiedy zauważyła Najnę i Bzurę.
- Cześć, ze szkoły? – zapytała.
- Jak widać – odparła sucho Najna.
- Nieźle mnie załatwiłyście.
- To nie my, to Wirna – próbowała usprawiedliwić się Bzura.
- Nie szkodzi. Przynajmniej dowiedziałam się bardzo ciekawych rzeczy.
- Uwierzyłaś tej wiedźmie w te bajeczki? – zapytała, ale Kamila udała, że nie usłyszała tego pytania.
- Mam do was prośbę – odparła tylko.
- A jeśli jej nie spełnimy?
- Wasza sprawa. Nie będę was zmuszać, ale dla was to pestka.
- Zatem słuchamy – powiedziała Najna.
- Chodzicie do tej szkoły, tak? Możecie załatwić mi kredę?
- Kredę? Naprawdę spadłaś z księżyca? Skąd ty jesteś?
- To czym piszecie na tablicy?
- Czym piszemy na tablicy?
- Nieważne… macie coś do pisania?
- Zaraz, zaraz… – to była Bzura – co miałaś na myśli mówiąc: nieźle mnie załatwiłyście? Chyba nie nocowałaś tam?
- Nocowałam.
- Wydarzyło się coś? – zainteresowała się Najna.
- Niby, co?
- Widziałaś ducha? – zapytała cicho Bzura.
- To, co mi się przytrafiło nigdy byście nie uwierzyły. Duch to nic, w porównaniu z tym – powiedziała odbierając od Bzury flamaster.
- To znaczy?
Nie odpowiedziała. Na chodniku, gdzie niegdyś stał Klemens Orlelski napisała:
JAK GKS
A.K. 21
MICHAŁ J. G. 21
- Co to jest?
- Szyfr. Zainteresowani go rozszyfrują.
- A.K. 21, to chyba Armii Krajowej 21? – zapytała Najna.
- A to JAK?
- Dzięki – odparła tylko Kamila i oddała flamaster właścicielce.
Rozdział VII
Cały dzień przesiedzieli w altance nie mając żadnego pomysłu.
- Zamiast tak siedzieć i myśleć, może powinniśmy pochodzić. Może spotkamy ją przez przypadek – stwierdził Jarek.
- Dobry pomysł – przyznała mu rację Agata i usiadła na tapczanie – tylko, że gdzie chcesz iść? Wszędzie już byliśmy. Jeszcze raz pod skarpę? A może tam będziemy cały czas siedzieć, aż w końcu się pokaże, albo zgarną nas gliny, co?
- A może Hrabina nam pomoże? – pomyślała na głos Melisa.
- Hrabina? – powtórzyła Agata.
- Daj spokój. Już dość nam pomogła. Chyba, że Alt… – powiedział Dorato.
- Kim oni są? – zainteresowała się.
- Hrabina to właścicielka tej działki, a Alt to mój kumpel.
- Ma trzech braci: Soprana, Tenora i Basa – dodała Melisa.
- Nieźle. Jeszcze powiedzcie, że są to czworaki – roześmiała się.
- Nie – odpowiedział i również zaczął się śmiać.
- Ich rodzice mają na imię Głos i Nuta? – zapytał Jarek śmiejąc się.
- Ty, skąd wiedziałeś?
- Serio? – rzekła Agata, a ten potwierdził kiwając głową.
- No to, co robimy? – zmienił nagle temat Jarek. – Będziemy tu siedzieć bezczynnie i nic nie robić?
- Dzisiaj ma przyjść Hrabina, to z nią pogadamy.
- O której? – zapytał Dorato.
- Po szkole – odparła Melisa.
- No to, co? My się przejdziemy, nie, Agatka? – rzekł Jarek.
- Poczekajcie. Pamiętajcie: ty jesteś Agarek, a ty Taja.
- Jasne. Ty Kara, a Doti Mincer.
- Nie przy niej! – zaprotestowała Melisa.
- Żartowałem przecież – powiedział i się uśmiechnął.
Rozdział VIII
- Szybko wróciłaś. Miałaś szukać przyjaciół.
- Zostawiłam im wiadomość. Ma pani komputer?
- Teraz to się to nazywa tarants. Dlaczego pytasz?
- Ciekawe… Chciałabym, zanim stąd się wydostanę, napisać książkę.
- Strata czasu.
- Mam już pomysł. I tytuł: „Wakacyjne opowieści”. Różne historie kilku dziewczyn. Pisałam kiedyś takie opowiadanka i na szczęście wiele z nich pamiętam. Mam nawet plan działania. Jeśli się uda sprzedać cokolwiek, a mam taką nadzieję, cały dorobek może sobie pani wziąć, za możliwość nocowania tu i korzystania z komputera. Pomoże mi pani?
- A jeśli się nie uda?
- Musi się udać.
- Miałaś szukać przyjaciół.
- Oni znajdą mnie.
- Jak, skoro tu będziesz cały czas siedzieć?
- Po pierwsze: nie cały czas, a po drugie, to zostawiłam im wiadomość. Agata na pewno ją rozszyfruje. Ona również ma dobrą pamięć. Niech ino przejdą się pod skarpę. A z pewnością tam się przejdą. I to nie raz. Nie wiem, kiedy. W końcu tam wszystko się zaczęło.
- Jeżeli taka jesteś pewna swego, to proszę bardzo, ale i tak wiem swoje, że to ci się i tak nie uda.
- Trochę optymizmu… – uśmiechnęła się.
- Jestem realistką, Najno. A raczej Kamilo.
- Oczywiście – i ruszyła do pracy.
Rozdział IX
Melisa i Dorato przywitali się z dość pulchną dziewczyną, która była bardzo zadowolona.
- Wejdź – powiedziała Melisa, a kiedy znaleźli się w środku przedstawiła jej swoich gości – To jest Taja i Agarek, a to Hrabina.
- Cześć! – przywitała ich wesoło.
- Cześć – odpowiedzieli.
- Miło was poznać. Widać, że jesteście z rodziny Dorata i Melisy. Jesteście tacy do siebie podobni. Jak bliźniacy.
- To jest jej królestwo – powiedział Dorato.
- No, ściślej mówiąc to moich rodziców.
- Co to było za zamieszanie na osiedlu? Wracałam od tamtejszego fryzjera, a tam mnóstwo ludzi. Co się działo?
- To wy nic nie wiecie? Ten właściciel warzywniaka został zagryziony przez psa tego ślepego. Nie pamiętam nazwiska, ale to jest nieistotne.
- Przecież ten pies jest bardzo spokojny!
- Stanął w obronie jakiejś dziewczyny, bo ten facet gonił ją z tasakiem w ręku.
- Doti, co ci jest? – zmartwiła się Agata, kiedy zobaczyła bladą twarz chłopaka.
- Właściciel tego warzywniaka… – powiedział Dorato – to… to Szarnat Barnicki, mój wuj…
- Naprawdę? Nigdy nic nie mówiłeś – zauważyła Melisa.
- Moi rodzice są… byli – poprawił się – z nim skłóceni…
- Przykro nam…
- Nieważne… To przez niego nie można było wytrzymać w domu, dlatego… uciekłem. A co słychać w szkole? – zapytał.
- Właśnie…
Podała im kartkę, na której było napisane:
JAK GKS
A.K. 21
MICHAŁ J. G. 21
- Co to? – spytała Melisa.
- Pokaż – zainteresowała się Agata.
Przeczytała i podała kartkę Jarkowi.
- JAK, GKS, A.K. 21, MICHAŁ J. G. 21? – przeczytał na głos.
- To jakiś szyfr – powiedziała Hrabina.
- Ciekawe, co oznacza… – zastanowiła się Melisa.
- To nie trzyma się kupy – rzekł Jarek.
- A.K. 21 to pewnie Armii Krajowej 21 – próbowała rozszyfrować go Hrabina – GKS to kiedyś jakiś klub chyba był, nie? MICHAŁ to może być jakieś nazwisko, a J. G. imiona. Może Juka i Gurol, albo Jork i Gwinea? – roześmiała się.
- Nie pasuje mi tylko to G. 21… – powiedziała zamyślonym głosem Agata.
- Kumasz ten szyfr? – zapytał Jarek.
W tym samym czasie, co on, odezwała się pozostała trójka:
- Rozumiesz coś z tego?
- Prawie wszystko, ale… – spojrzała niepewnie na Hrabinę.
- Nią się nie przejmuj. Nic nie powie – oznajmiła Melisa.
Hrabina rzuciła jej gniewne spojrzenie.
- Hej, co przede mną ukrywacie?
- Poczekaj – odrzekła i zwróciła się do Agaty: – Mów, o co chodzi.
- JAK, to Jarek, Agata, Kamila. GKS – to Girch, Kaczmarek, Saher.
- A.K. 21, to tak jak mówiła Hrabina?
- Tak, chyba tak.
- A to: MICHAŁ J. G. 21? – zapytał Dorato.
- Michał… Jaśmiński, ale zaraz, zaraz… jak do tego doszłaś? Dość szybko to rozszyfrowałaś – zauważył Jarek.
- To było proste. Raz na lekcji historii, Kamila się nudziła i z tyłu zeszytu napisała „JAK GKS”. Dopisałam: „Pokonał PZU”, a ona się roześmiała i rozwinęła skrót: „Jarek, Agata, Kamila, a pod spodem Girch, Kaczmarek, Saher”. Potem dopisała: „Pokonał próżną Zuzę Urlińską”. Na szczęście było to koniec lekcji, bo przeczytałam to na przerwie jak się pakowałyśmy i prawie wybuchłam śmiechem.
- Naprawdę musiało jej się nudzić. Ale… kiedy to było? – zapytał Jarek, na próżno szukając tego wydarzenia w swej pamięci.
- W zeszłym roku szkolnym. Tak pod koniec. Skąd wiedziałeś, że J. to Jaśmiński?
- Tylko on przychodzi mi do głowy. To wskazówka, którą Kamila nam przesyła. Może osobę, którą musimy odszukać to właśnie Michał? Kamila coś odkryła. Musimy się z nią spotkać.
- Dobrze kombinujesz. Też o tym pomyślałam. Michał jest przodkiem tego Kolwekota i próbuje wytłumaczyć zaczęte przez niego śledztwo.
- Moment, nie tak prędko – przerwała ich entuzjazm Hrabina. – Co jest grane? Jesteście ich klonami, czy co? I co do tego wszystkiego ma ten detektyw?
- Co to jest G. 21, mądralo? – zapytał ją Jarek, a Melisa w tym samym czasie rozmawiała z Doratem, czy powinni wtajemniczyć Hrabinę. On powiedział, że to zależy od Agaty i Jarka.
- Bo ja wiem. G. 21.
- Właśnie, G. 21.
- Czekajcie. Skąd wiecie, że to do was, i że to właśnie to oznacza? Jak to wytłumaczycie? – przerwał im dyskusję Dorato.
- Tylko ona mogła wpaść na coś takiego.
- Skąd to masz? – zapytała Melisa Hrabinę.
- Spotkałam Najnę, a ta mi mówi, że spotkała jakąś dziwaczną dziewczynę, no, więc pytam się, czemu dziwaczną, a ta, że szuka biblioteki…
- To musiała być Kama – potwierdził Jarek.
- To naprawdę było dziwne, wtedy Hrabianka powiedziała, że może pochodzi stamtąd, gdzie są biblioteki.
- Hrabianka to jej siostra – przerwała jej, zarazem informując nowopoznanych Melisa.
- No, ale nic – kontynuowała Hrabina. – Potem szukała noclegu i wysłały ją do tej wiedźmy Werwiny.
- To na pewno była Kama – uradowała się Agata.
- Ale co to takiego: Jarek, Agata, Zuza i co tam jeszcze było? Kama, czy Kamila?
- Imiona.
- Imiona? Chyba żartujecie! Cóż to są za imiona? – zadrwiła.
- A cóż to za imię Hrabina, czy Hrabianka? – odwdzięczył się Jarek.
- Jeszcze może jesteście bliźniaczkami? – dorzuciła Agata.
- Przestańcie – przerwała Melisa. – Co wy macie z tymi bliźniakami? – zwróciła się do Jarka i Agaty.
- Nic. Tak wyszło – odpowiedziała.
- G. 21 – usłyszeli głos Dorata, który chodził po pomieszczeniu.
- Wytłumaczycie mi wszystko? – poprosiła.
Dorato zatrzymał się i spojrzał na Melisę, Melisa na Agatę, Agata na Jarka, a Jarek na Agatę.
- A nie wydasz nas? – zapytał w końcu Jarek i spojrzał na Hrabinę.
- Dajcie spokój. Słowo Chomika. Mówcie – z zapałem, a zarazem z głębokim zainteresowaniem odparła i poczęła słuchać.
Powiedzieli jej wszystko od początku nie pomijając żadnego szczegółu. Co chwilę mówiła: „O rety!”, „Plajtujecie”, „Coś podobnego”, „Niemożliwe”, lub zadawała pytania. Oni również przestrzegali ostrzeżenia Klemensa i nie używali słów Zimnego Ducha.
- Coś nieprawdopodobnego! – stwierdziła na koniec. – Niezła historyjka, ale… chyba nierealna?
- Skoro tu jesteśmy… to chyba realna… ale niesamowita, to fakt.
- A niech mnie łupież weźmie! Co za przygoda! Jak wrócicie możecie spisać jak wyglądać będzie świat za kilkadziesiąt lat i po śmierci będziecie sławni!
- Daj spokój. Chcemy się stąd tylko wydostać – odpowiedział Jarek. – Gdzie mieszka ta Werwina?
- Armii Krajowej 21 – odparła Melisa.
- Zdaje się, że jest sławna skoro wszyscy wiedzą gdzie mieszka – zauważyła Agata, a Hrabina odpowiedziała, że jest babcią dobrego, znanego detektywa, który często u niej bywa. Wielu ludzi uważa, że jest trochę stuknięta, ale nikt tego nie mówi w obecności jej wnuka.
- A dlaczego słowo chomika? – spytał się Jarek.
- A to taki tajny klub. Kiedyś tam uczęszczałam. Byliśmy chomikami. On już chyba nie istnieje, ale można było zarobić na loda, czy cukierki. Wiecie, co? Macie dziwne słownictwo…
- To slang młodzieżowy. Wy nie macie żadnego? Zapytał zdziwiony Jarek.
- Raczej nie…
- Myślcie. Znaliście ją przecież, co to jest G. 21? – Doratowi szyfr ten nie mógł dać spokoju.
Rozdział X
- Jestem gotowa. Proszę opowiedzieć – powiedziała po napisaniu trzech opowiadań.
- Zaprosiłam wnuka na kolację. Będzie za kilkanaście minut. Jest detektywem, ma na imię Kolwekot. Wie wszystko na ten temat.
- A co z pani przodkiem? Kim on był dla pani?
- To był brat mojego dziadka.
- Skąd pani wie tyle o tym domu?
- Dowiedziałam się tego od Kolwekota. Jego wszyscy znają. Jest bardzo dobrym detektywem.
- Wie pani gdzie mieszka Klemens… to znaczy Szelman Orlelski?
- Wiem.
W tym momencie usłyszeli telefon.
- O, przepraszam cię na chwilkę – powiedziała i podniosła słuchawkę.
Rozmawiała przez kilka minut, poczym się pożegnała i rozłączyła.
- Kolację zjemy same. Kolwi nie może przyjść, bo ma ważne zlecenie.
- Trudno. Może innym razem.
- Więc przełóżmy tę rozmowę na jutro, dobrze?
- Czy korzystając z tego, mogłabym odwiedzić pana Orlelskiego? Wrócę jak najszybciej – dodała szybko.
- Ależ oczywiście. Proszę. Oto jego adres – zapisała go na małej karteczce, którą znalazła przy telefonie w kuchni i podała ją Kamili.
- Dziękuję.
- Uważaj na siebie.
- Będę przed 21. Jeszcze jedno.
- Tak?
- Kto został zamordowany w dniu kiedy zniknęliśmy?
- Usiądź. Pana Szarnata odwiedzisz jutro.
- Czyżby to była długa historia?
- Pewnie wiesz, kto mieszkał tu za twoich czasów.
- Nie.
- Nie? To trochę zejdzie. Mieszkało tu małżeństwo z trójką dzieci. Właściwie z dwójką, bo ten najstarszy syn Emil, wstąpił do zakonu. Miał jakieś dwadzieścia parę lat. Potem była piętnastoletnia, czy szesnastoletnia, w każdym bądź razie chodziła do trzeciej klasy gimnazjum – Kasia i ośmioletni Kamil. Tego dnia, co zniknęliście, Kasia znalazła Emila, z którym była umówiona, w szkolnej świetlicy. W jego ciele znaleziono nóż. Rok później uciekła z domu. Kiedy zmarła zostawiła list swojemu mężowi, który miał otworzyć go dopiero wtedy, kiedy jej już nie będzie. Opisała tam dokładnie całe zdarzenie. Dlaczego to zrobiła, jak i co było potem. Pisała, że miała szczęście, że nikt jej wtedy nie widział. Po dokonanej zbrodni weszła do łazienki, która znajdowała się tuż obok świetlicy, umyć ręce. Jak wychodziła z niej, zobaczyła dwie osoby idące do świetlicy. Weszła tam i udawała przerażoną. Uwierzono jej, gdyż wszyscy wiedzieli, że Kasia i Emil nigdy się nie kłócili i zawsze się dogadywali. Ale wtedy coś poszło nie tak, jak chciała i dźgnęła go nożem. Nie znaleziono sprawcy. Nie wiadomo też skąd miała nóż… Psycholodzy twierdzili, że to jakiś psychopata, ciało znaleziono na krześle, na którym siedział. Jego głowa była nienaturalnie odchylona do tyłu. Prawdę powiedziawszy to trzymała się na pasku skóry. Dziwne, że wytrzymała jej ciężar. Na stole ktoś położył jego dłonie. Odcięto mu dwa palce lewej ręki i kciuk prawej. Dziewczyna potem tłumaczyła, że czuła w sobie siłę, której nie mogła się oprzeć. Wtedy się pokłócili i zabiła go. Nie wiem, co było tego przyczyną. Nie wyjaśniła tego.
- Ma pani ten list?
- Nie. Kolwekot go miał, ale gdzieś się zapodział.
- Dlaczego to morderstwo nie było dokonane w mieszkaniu, tylko w szkole?
- Bała się. Weszły tam aż dwie osoby na ratunek…
- Kto się bał?
- Eryka. Nie powiedziałam ci jak została zamordowana, prawda?
- Domyślam się. Odcięto jej głowę i ładnie gdzieś ułożono, a reszta ciała nie interesowała mordercy.
- Nadajesz się na detektywa, albo policjantkę.
- Nie, dziękuję. Nienawidzę takich widoków, ani takich spraw, ale nie mam wyjścia. Muszę dowiedzieć się wielu rzeczy, na które mogę wpłynąć, kiedy już wrócę do domu. Ja nie znałam ich, ale ta dziewczyna jest w wieku siostry Jarka. Może on będzie wiedział, o kogo chodzi. Jak się nazywali?
- Nie wiem, ale jak powiesz mu, że tam mieszkali to może będzie wiedział.
- A jak nie on, to jego siostra.
- Z pewnością.
- A to morderstwo było dokonane po naszym zniknięciu?
- W tym samym czasie. W mieszkaniu nikogo nie było, a to był idealny moment, żeby cię tam wprowadzić. Zresztą nie zapominaj, że oni tam mieszkali. Zresztą… te dwie dziewczyny, co weszły do świetlicy, twierdziły, że (idąc tam, przy schodach), sądziły, że kogoś widziały, jakby widmo, zielone, pomarszczone. Wyszły ze szkoły zobaczyć, co to takiego, ale to „coś” znikło. Gdyby nie to, zdążyłyby wejść do świetlicy przed Kasią i nie doszłoby do tego morderstwa.
- To była… Eryka? Ale…
- Nie, to był tylko jej wizerunek, który miał sprawić, że odciągnie te osoby o kilka minut od wejścia na świetlicę, tak, aby Katarzyna mogła uciec. To była TA siła, o której mówili Kasia i Worcki.
- Ale Eryka jest uwięziona – dokończyła Kamila.
- Niby tak, ale oni mieszkali w tym domu wraz z Eryką i gdy Kasia wyszła, Eryka poszła za nią. To był ten dzień, a w domu o tej porze nikogo nie było, więc poszła z nią. Cierpiała, ale dokonała swego. Dopiero po śmierci Emila, Eryka dowiedziała się, że ktoś będzie chciał ci pomóc. Nic nie mogła zrobić, tylko rzucić się w przyszłość. Dlatego postanowiła, że ktoś musi to widzieć, nieważne, kto, żeby mieć czas i żeby tę osobę zniechęcić. Ale Jarka nie dało się zniechęcić. Eryka to była cwana bestia, a Jarek był bezradny. Nie wiedział, co robić. I takich ludzi szukała guru sekty. Nie spodziewała się, że coś takiego się stanie. I trafiła w końcu kosa na kamień.
- Jak mogła być w dwóch miejscach jednocześnie?
- No cóż. W końcu jest duchem, a duchy z tego, co wiem to potrafią szybko się przemieszczać. Nawet o kilka kilometrów.
- Ale przecież… Ona pojawiła się w tym domu jakiś czas później, jak zmarła Joanna Urban…
- Jej duch był tam cały czas uwięziony, słaby i nieszkodliwy, jej prawdziwą kryjówką był kamień Dla ciebie przejście było zapewne sekundą, ale dla nas czas się nie zatrzymał, płynął wciąż, a ona robiła wiele zła jeszcze w tym czasie dla ludzi, którzy znajdowali się w tym mieszkaniu…
- Proszę opowiedzieć o Michale…
- No dobrze. Miałam zrobić to jutro, kiedy Kolwi przyjdzie, ale cóż… Kiedy zniknęliście w tym kamieniu, Michał postanowił wyjaśnić to. Nikt mu nie wierzył, wszyscy twierdzili, że coś z nim nie tak. On w końcu się poddał i sam postanowił rozwiązać tę zagadkę. Szukał, szperał, znalazł wiele ciekawych rzeczy na temat Eryki i tych zdarzeń, co ci opowiedziałam. Odwiedzał biblioteki, rozmawiał z ludźmi, którzy pomagali mu szukać tych książek. Dla nich to była legenda. Muszę ci coś wyznać… Kolwekot to nie jest mój wnuk, tylko… dziadek.
- Dziadek? Kolwekot to Michał? Ale… jak to możliwe? Mówiła pani, że…
- Tak, tak, wiem. A co miałam powiedzieć? Kolwi, to znaczy Michał, czytał o tym. Kiedy osoba, która widziała jak ktoś znika, on sam żyje nadal. Aż do momentu „wymiany”. Kiedy miał 50 lat zmarł. Na pelargonicę. Przestał brać leki, bo twierdził, że ile można…
- To był ten ośmioletni chłopiec? – przerwała jej.
- Tak.
- A kim był farmaceuta?
- Jego wujem. Młodszym bratem jego ojca. Ale wracając do tematu. Zdarzyło się to w 2037 roku. Potem pojawił się tak nagle w domu jako… siedemnastoletni chłopak… żył 33 lata i umierał i za każdym razem, kiedy umarł jako pięćdziesięcioletni mężczyzna powracał jako siedemnastoletni chłopak. Rodzina nie mogła w to wszystko uwierzyć, ale on już wiedział, że ma to związek z tym, co widział. Umarł już trzy razy. W 2037, 2070 i 2103. Teraz, jeżeli to się nie skończy, umrze w 2136… za jakieś 12 lat. Najpierw był Michałem, synem, potem Pawłem, bratankiem ojca, później Rudem, moim kuzynem, teraz Kolwekotem, moim wnukiem. Ma 38 lat… Licząc to, że w 2103 miał 17.
- Niesamowite…
- Tak. Bardzo niesamowite.
- Zastanawiam się jeszcze nad jednym…
- Tak?
- Dlaczego Emil został zamordowany w inny sposób?
- Zabrakło jej sił na dokończenie odcięcia głowy, więc odcięła mu palce.
- Jak przypomni pani sobie coś jeszcze, powie mi pani? – zapytała nieśmiało.
- Ależ oczywiście! Jutro pogadasz z Kolwim.
Tak. Jutro wieczorem. Nie mogła się doczekać. Zbliżała się dwudziesta pierwsza. Kamila wyjrzała przez okno.
Rozdział XI
- Jutro idziemy na osiedle. Pokręcimy się trochę i może ją spotkamy – oznajmiła Agata.
Zapadał zmrok. Cała czwórka wiedziała, że siedząc na działce nic nie zdziałają. Próbowali ułożyć jakiś plan, ale nie mieli żadnych pomysłów, oprócz tego, żeby pokręcić się w miejscach, w których, według nich, mogłaby być Kamila.
- Dobra, a my z Doratem będziemy koło skarpy. Nie wiemy jak wygląda, ale ona pewnie nas rozpozna – powiedziała Melisa.
- Z pewnością. Chcę już wrócić do domu. Nie to, że mi się tu nie podoba, ale nie możemy ciągle mieszkać na działce i ukrywać się.
- O rety! – krzyknął Jarek.
- Co jest?
- Ale z nas głupki! Właśnie uświadomiłem sobie, że ta wiadomość, którą dostaliśmy, nie była skierowana do nas.
- Dlaczego tak uważasz? – zainteresowała się Melisa. – Jeszcze kilka godzin temu, byliście tego tacy pewni.
- Kamila nie mogła przekazać nam żadnej wiadomości, bo nie wie, że tu jesteśmy – wyjaśnił.
- Rzeczywiście – przyznała mu rację Agata.
- Chyba, że się dowiedziała – odparł Dorato.
- Też racja – poparła go Melisa.
- Już sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć… – powiedział Jarek i spojrzał na kartkę, która leżała na szafce przy oknie.