19 september 2012
Zimny Duch - Księga II - rozdz. XII - XXIII
Rozdział XII
Ten dzień był dokładnie przez Kamilę zaplanowany. Postanowiła, że najpierw spotka się z Klemensem Orlelskim, potem dokończy swoje dzieło, a wieczorem porozmawia z Michałem alias Kolwekotem.
Zadzwoniła do mieszkania Szelmana. Drzwi otworzyła wysoka, ruda dziewczyna.
- Dzień dobry. Zastałam pana Orlelskiego? – zapytała.
- Pan Szelman nie przyjmuje gości.
- Proszę mu powiedzieć, że przyszłam z ważną sprawą.
- Z ważną sprawą? Do pana Orlelskiego? Chyba żartujesz!
- Nie. Nie żartuję. Proszę mu powiedzieć, że przyszła…
Nie wiedziała, czy powiedzieć Najna Kamilska, czy Kamila Saher. Gdyby powiedziała Najna Kamilska, mężczyzna mógłby odprawić ją z kwitkiem, a gdyby zaanonsowała się jako Kamila Saher, to pewnie zostałaby potraktowana przez tę dziewczynę tak samo, jak przez te trzy, które spotkała pod skarpą. W normalnych warunkach nie przeszkadzałoby jej to, ale miała już serdecznie dość kłótni, więc powiedziała tylko:
- Pan Orlelski mnie oczekuje.
- Gdyby tak było, powiedziałby mi o tym.
- Kto przyszedł, Femo? – usłyszeli głos Szelmana.
- Poczekaj – powiedziała do niej ruda dziewczyna, zwana Femą i zamknęła drzwi.
Mimo wszystko słychać było ich rozmowę:
- Kto to był?
- Jakaś dziewczyna twierdzi, że pan ją oczkuje.
- Naprawdę? A kto to jest?
- Nie przedstawiła się.
- Wpuść ją.
- Słucham?
- Nie słyszałaś? Wpuść ją. Porozmawiam z nią.
Po kilku sekundach w drzwiach stanęła Fema.
- Wejdź – powiedziała niemiłym głosem.
- Dziękuję – odpowiedziała tym samym tonem.
Gdy przekroczyła próg od razu podbiegł do niej wielki, czarny pies i zaczął ją lizać po rękach. Klemens siedział w fotelu inwalidzkim przy oknie. Kiedy usłyszał głos dziewczyny od razu ją poznał.
- Nareszcie jesteś! Widzę, że nie bardzo ci się spieszy?
- Szczerze mówiąc, to muszę odnaleźć… wie pan, kogo.
- Tak, tak. Femo, weź wyprowadź Skorupę. Chciałbym spokojnie porozmawiać z…
- Najną – odpowiedziała Kamila słysząc wahanie mężczyzny.
- Z Najną – przytaknął z aprobatą.
- Będę w porze obiadowej – powiedziała.
Kiedy za Femą i psem zatrzasnęły się drzwi, Klemens od razu przystąpił do rozmowy.
- Co cię tu sprowadza?
- Chyba pan wie…
- No tak. Jak mnie znalazłaś?
- Dostałam namiary na pana od babci Kolwekota.
- A! Od wnuczki Michała!
- Właśnie.
- Napijesz się herbaty? – mówiąc to podjechał do kuchni i włączył czajnik. – Zawsze pełen, to mi się podoba. Nie to, co za naszych, starych czasów.
- Sam do końca się napełnia?
- Och, nie, nie do końca. Można regulować do ilu ma się napełniać, ale Fema uszykowała mi na minimum. Wystarczy. Spójrz – tu włączasz, gdy woda się zagotuje, wystarczy nacisnąć guzik i woda sama leci do kubka. Otwieram szufladę, wkładam kubek, a gdy usłyszę dzwonek poznam, że herbata gotowa. Można uregulować, czy ma lecieć na całą, połowę, czy ćwierć szklanki. Mocna, średnia, słaba.
- A skąd pan wie, który guzik nacisnąć?
- Kwestia wprawy… Już się przyzwyczaiłem do nowości.
- Tak – po chwili milczenia spytała się: - Właściwie to… dlaczego chciał pan mnie widzieć jeżeli nie będę mogła znaleźć wnęki?
- No cóż… ale ze mnie gospodarz, siadaj proszę. Chciałem ci powiedzieć, że skoro nie znalazłaś wnęki to znaczy, że są tu twoi przyjaciele.
- Czy to znaczy, że…
- Nie – przerwał jej szybko. – To nie znaczy, że jesteście bez szans na wydostanie się. Możecie stąd wyjść, ale najpierw musicie się spotkać. Odnaleźć chłopaka, który widział wtedy Agatę i Jarka i dokonać rekonstrukcji wydarzeń.
- To wszystko przez Erykę, prawda?
- Tak. Nie powiedziałem ci wtedy prawdy.
- Kiedy?
- We wnęce. To nieprawda, że zostałabyś tam uwięziona. To ja bym się stamtąd nigdy nie wydostał.
- Dlaczego pan wcześniej mi o tym nie powiedział?
- Ech… a tak, na złość. Ludzie wtedy byli strasznie złośliwi. Widziałem to. Wiedziałem również, że nie zaliczasz się do tego grona, ale po człowieku nigdy nic nie wiadomo.
- Dlaczego akurat ja?
- Nie wiem. Ona mi kazała. Ona jest… wiesz, kim.
- Zi…
- Ciii… nie wypowiadaj go tutaj, bo będzie mogła poruszać się po całym mieście, a nawet kraju, a tak uwięziona jest w tym domu.
- Słyszałam tę historię.
- Nie wiesz wszystkiego.
- Czyli…
- Albert Klarens to był mój przyjaciel. Sprowadził mnie tu i zostawił. Samego. Na domiar złego, powiedział o tym osobom trzecim.
- A gdyby tego nie zrobił?
- Gdyby umarł, powróciłbym.
- I to by się skończyło?
- Nie, ale ja byłbym wolny i mógłbym ostrzec innych. Ale tak się nie stało. On powiedział i byłem tu skazany aż do jego śmierci. Potem wróciłem jako niemowa, jeżeli ktoś mnie dotknie, ja steruję jego w stronę kamienia, który pojawił się wraz ze mną. W środku jestem głuchy, tu niewidomy. Po kilku miesiącach on przyprowadza swojego kumpla, znajomego, czy przyjaciela, w waszym przypadku ciebie jako koleżankę, ty widzisz wnękę, znikasz, a on albo cię zostawia i Eryka niszczy waszą przyjaźń; albo cię ratuje. Jeżeli nikomu by nic nie powiedział poza granicami wnęki, kamień tam jest, ale widoczny tylko dla niego. Może tam wejść i uratować przyjaciela, albo powiedzieć innym. Jeżeli by nic nie powiedział po jego śmierci, uwięziona osoba wraca jako on. Jakby powiedział, jak w moim przypadku, czekam aż umrze, a potem pojawiam się i wybieram, a raczej Eryka wybiera osoby na moje miejsce. Trafiła w końcu kosa na kamień i trafiła na was. Oni jak przeszli, osoba, która ich widziała, gdyby nie powiedziała innym pewnie umarłaby bezpowrotnie i tylko tobie mogłoby się udać wydostać i powrócić z osobą, która o tym wiedziała, czyli ze mną, a że ten chłopak powiedział to, to żyje nadal, ale nie mogę powiedzieć, kto jest tą osobą, lecz ty przecież wiesz, kto to taki. Ale nie gdybajmy. Miała tu przejść tylko jedna osoba po tobie, nikt się nie spodziewał, że na ratunek wejdzie tyle osób… Wystarczyłoby gdyby wypowiedział te słowa i gdyby ktoś go zobaczył, ale skoro już przyprowadził tu twoją przyjaciółkę… Zadbałem o jeszcze jednego świadka, z którym druga osoba wprowadzona przez twojego kolegę zjednoczyłaby siły, wiedzieliby o tym i żyliby do dziś. Niestety stało się inaczej. Ona pewnie nie chciała by zjednoczyli siły, wolała, żeby ona też tu się znalazła… No, ale cóż… Najważniejsze, że wszyscy mamy szansę się stąd wydostać.
- A gdybym przeszła przez tę granicę i oni by tu przyszli?
- I tak bym się nie wydostał. Moja dusza byłaby uwięziona. Mój poprzednik wyszedł, gdyż odnalazłem wnękę i wypowiedziałem TE słowa i zamiast mnie, wyszedł on. Zostałem tu dopóki nie umarł Albert. Gdyby twoi znajomi tu nie przyszli historia by się powtórzyła, ale są i mamy szansę. Gdybyś wtedy przekroczyła tę linię, to wy byście się wydostali, wszystko by znikło, a ja zostałbym uwięziony na zawsze w roku 2124 i przeżywał wszystkie dni tak samo.
- Strasznie to zagmatwane.
- Wiem. Sam już się w tym wszystkim czasem gubię.
- Jaki to ma związek z tymi morderstwami?
- Wielki. Niestety doprowadziła w końcu do katastrofy, o której zapewne już słyszałaś.
- Ale dlaczego akurat ta dziewczyna musiała zginąć, skoro zabiła cztery inne osoby?
- Bo to były wnuczki Alberta.
- A Sylwia Orlelska to była pana wnuczka?
- Nie. To była prawnuczka starszego brata mojego ojca. Ale wracając do Alberta. Jego córka i jej mąż zginęli w wypadku samochodowym, kiedy dziewczyny miały 19 i 16 lat. Asia była starsza – wyszła za mąż, ale Magda go nienawidziła. Sądziła, że szwagier oszukuje jej siostrę, zdradza, okłamuje.
- I miała rację?
- Mówiła jej o tym wiele razy, ale tylko się pokłóciły. Aśka była wrogo nastawiona w stosunku do siostry. Przestała jej słuchać i się zwierzać. Oddaliły się od siebie. W końcu Magda nie wytrzymała. Pół roku później, kiedy zobaczyła, że jej siostra czeka na męża, to było w nocy, wykrzyczała, że jest głupia i ślepa i znowu zaczęły się kłócić. Magda wybiegła na ulicę, Joaśka za nią. Żadna nie zauważyła nadjeżdżającego samochodu, który trochę za szybko jechał. Magda zginęła na miejscu.
- Jak to? – nie mogła uwierzyć, gdyż słyszała inną wersję wydarzeń. – Przecież Magda zginęła w mieszkaniu, gdzie znajduje się teraz Eryka. To znaczy… umarła później, ranna wybiegła i się gdzieś wykrwawiła…
- To wersja oficjalna. Nieoficjalna jest taka, że Asia uwierzyła siostrze dopiero po pogrzebie.
- A co z tym facetem?
- Z byłym Asi? Już mówię…
- Nie. Z tym co ją śmiertelnie potrącił…
- Nie pojawił się. Aśka go wygnała. Chciała się przekonać, czy śmierć Magdy była tego warta.
- Co??? – oburzyła się.
- Źle to sformułowałem. Chciała dowiedzieć się, czy to, co mówiła jest prawdą, czy tylko jej wymysłem żeby się go pozbyć z domu.
- Aha. To już lepiej. A co na to policja?
- Nic nie mogła zdziałać, bo tylko Asia widziała twarz mordercy.
- I pozwoliła mu uciec?
- Daj dokończyć. Asia wrobiła Piotra, bo okazało się, że Magda miała rację. On naprawdę ją zdradzał. Po pogrzebie wróciła wcześniej i zobaczyła ich razem. Policja aresztowała go i wsadziła. Rozwiodła się z nim i wyjechała. Zamieszkała tutaj z dwoma koleżankami. Miała szczęście, że te dziewczyny pilnie poszukiwały współlokatorki, bo każda mieszkała dwa, trzy tygodnie i się wyprowadzały. A ona została. W gazecie widziała jego zdjęcie, więc sama chciała się na nim zemścić, odkrywając jego nieczyste interesy. Dowiedziała się o nim wiele rzeczy, między innymi gdzie mieszka, pracuje, bywa. W końcu zaczęła go śledzić. Na klatce schodowej spotkała tego faceta, on jej nie poznał, ale na wszelki wypadek przedstawiła się jako Magda Korbacz. Gdyby odkrył, co robi, uciekłaby i wróciła pod własnym nazwiskiem. A on pewnie ścigałby Magdę. Zmieniła wygląd na tyle ile to możliwe, starając się bardziej upodobnić do siostry. Była nią przez dobre 3 lata. Sąsiedzi go nie znosili. Z początku sama zebrała o nim mnóstwo informacji, a potem dziewczyny jej pomogły. Zdobyła także nowych współpracowników w postaci dwóch chłopaków. Razem osiągnęli połowiczny cel. Kiedy wyszło na jaw co chce zrobić, postanowił, że im w tym przeszkodzi. Pomogła mu Eryka, choć sądził, że to jego decyzja i jego działanie. Asi udało się uciec, o mało, co nie wykrwawiła się, ale miała szczęście, że akurat jechała karetka. Zabrała ją i uratowała. Po kolejnych trzech latach powróciła, aby pomścić, aż pięć osób, bo ona naprawdę zaprzyjaźniła się z tymi ludźmi. No i udało jej się. Poświęciła za to własne życie, ale dopięła swego. Czuła się winna śmierci Magdy. Facet przyznał się do wszystkiego, kiedy okazało się, że zabił Joannę, a nie Magdę. Dostałby dożywocie, gdyby nie to, że palnął sobie w łeb. Piotra wypuszczono na wolność. Przesiedział dobre 6 lat za niewinność. Ci komisarze, co prowadzili śledztwo, byli najlepszymi policjantami, ale wszystkie dowody świadczyły przeciw niemu. Nieźle go załatwiła.
- Asia powiedziała komuś, kim jest naprawdę i czego chce?
- Nigdy. Sądzili, że jest licealistką, a potem studentką dziennikarstwa.
- A kim była naprawdę?
- Szpiegiem. Szpiegiem biznesmena Worckiego.
- Jak zginęli rodzice Asi i Magdy?
- Wypadek samochodowy spowodowany przez Kamila Sahera, który wracając do domu prowadził samochód w stanie nietrzeźwym.
- Kamil Saher spowodował wypadek?
- Tak. Ach… tak, tak. To twój bratanek, tak. Nie skojarzyłem. Ale jeżeli sądzisz, że masz nieograniczony czas przebywania tutaj, to się grubo mylisz.
- O co panu chodzi?
- Masz 12 dni. Każdy rok, jaki pozostał tamtemu człowiekowi to jeden dzień spędzenia tutaj. Jesteś już tu kilka dni, zostało niewiele czasu. Nie zajmuj się jakimiś bzdurami, bo jeżeli on umrze, tylko ty będziesz mogła przejść na drugą stronę, a my zostaniemy skazani tutaj na śmierć. Pamiętaj… oni przyszli tu za tobą. Są prawdziwymi przyjaciółmi. Nie pozwól im zginąć. I przy okazji mnie…
Wyczuł, że zdobył zaufanie tej dziewczyny. Ona od samego początku wiedziała, że mężczyźnie można zaufać, gdyż pragnie tylko jednego: chce się stąd wydostać. I zrobi wszystko, aby tylko pomogła mu żyć. Żyć jak dawniej.
- Pewnie interesuje cię śmierć Emila Sulejskiego – powiedział po dłuższej chwili milczenia. Dziewczyna z początku nie wiedziała, o kim jest mowa. – Mam ten list, który napisała jego siostra. Pokazałbym ci go, ale jak widzisz, nie widzę i nie wiem gdzie on teraz mógłby być. Z tego, co wiem, to zabiła go, gdyż nalegał, aby powiedziała rodzicom prawdę. Ona ich okłamywała w wielu dziedzinach, gdyż byli dla niej bardzo surowi. Przez to kradła, zadawała się z podejrzanym towarzystwem i… brała. Miała z tym skończyć, Emil chciał jej pomóc, powiedział, że jeżeli ona nie porozmawia o tym z rodzicami, to ją wyręczy. No i wtedy… bach. Nie napisała w liście, dlaczego to zrobiła, bo się tego wstydziła. Po śmierci brata postanowiła się leczyć. Gdy udało się, uciekła z domu. Zmieniła się o 180 stopni. Koniec historii.
- Czy… hm… – zawahała się.
- Śmiało – zachęcił ją.
- Czy jeżeli przedostaniemy się… ktoś zostanie zamordowany?
- Chyba raczej nie… kiedy będziesz w swoim świecie, przyszłość się kolosalnie zmieni. Będziecie wy. Wy. Też będziecie mieć na nią wpływ. Inny niż dotychczas. Gdyby nie Kamil, rodzice Magdy i Asi żyliby. Gdyby nie Kasia, Emil również by żył. Mając taką wiedzę, można zapobiec, aż dwóm katastrofom. A nawet nie doszłoby do tragedii, która odbyła się w 2040 roku w tym nawiedzonym mieszkaniu.
- A wie pan coś na temat pelargonicy?
- Pelargonicy? Słyszałem. Zmodyfikowała kwiaty pelargonii. Matka tego tajemniczego chłopaka, co widział Agatę i Jarka, co musicie odnaleźć, podała mu ziółka. Był wtedy przeziębiony i zamiast poczuć się lepiej, poczuł się gorzej. Lekarze nie wiedzieli, co mu jest, ale coś obkładało się na nim wewnątrz. Na ratunek przyszedł jego wuj. Płatki pelargonii przestały się okładać, ale po jakimś czasie, gdy się cofały, chłopak czuł się nienajlepiej. Musiał brać leki, co jakiś czas, aby nie czuć bólu wycofywania się kwiatów z organizmu. W końcu przestał i rozerwało go od środka. Oczywiście skazany był na te leki do końca życia, gdyż chorobę, w jego przypadku, nie można już było wyleczyć. Było za późno, ale najważniejsze było, że mógł z tym żyć. Coś podobnego do AIDS. Tylko, że nie zaraźliwe i inaczej można było ją złapać. A tak nawiasem mówiąc, to jakieś 36 lat temu, znaleziono lekarstwo na całkowite wyleczenie tej choroby. AIDS, bo pelargonicy już dawno.
- Trzeba przemycić to lekarstwo do naszych czasów…
- Nie da rady. Wrócisz do domu z tym, z czym przyszłaś. No, chyba, że chodzi o wiedzę, ale to inna bajka. Poza tym lekarstwo jest tylko na receptę. Nikt nie uwierzy, że jesteś z przeszłości…
Rozdział XIII
Już chcieli wyjść i wykonać plan, jaki ustalili, gdy nagle usłyszeli szybkie kroki zbliżające się do domku.
- Ktoś idzie – powiedział cicho Jarek i wyjrzał dyskretnie przez okno.
- To tylko koleżanka Hrabianki.
- Cześć – usłyszeli głos szczupłej, wysokiej dziewczyny. – Rozmawiałam z Hrabianką. Pozwoliła mi tutaj przeczekać dzisiejszy dzień w szkole. Nie obrazicie się? O! Widzę, że macie gości.
- Tak – odparł Dorato. – To jest Agarek i…
- Taja – dokończyła Melisa.
- Miło mi. Jestem Najna. Mogę zostać? – zwróciła się do Melisy.
- Jasne, siadaj – odpowiedział za nią Dorato. – Co słychać?
- Nawet nie wiecie, co nam się przytrafiło.
- Opowiadaj – zachęciła ją Agata.
- Kilka dni temu idziemy ze szkoły i zaczepiła nas jakaś dziewczyna. Z początku było O.K., ale później…
- Hrabina nam coś wspominała – przerwał jej Dorato.
- Naprawdę?
- Nie wiesz gdzie możemy ją znaleźć? – zapytała Agata.
- Tylko nie mówcie, że znacie tę dziwaczkę!
- Dlaczego dziwaczkę?
- Nie mówcie, że macie ochotę czytać książki.
- No, tak. O to chodzi. Ona ma bzika na punkcie książek. Kiedyś, co chwilę zachęcała mnie do przeczytania jakiejś książki, to w końcu przeczytałam, ale nie tą, co mi poleciła, tylko taką, jakich ona nie lubi. To był jakiś horror Grahama Mastertona. Ja ją zaczęłam zachęcać do przeczytania jej, dobrze wiedząc, że i tak nie przeczyta, ale od tamtej pory dała mi spokój.
- Ja ją przeczytałem – wtrącił się Jarek. – Nawet niezła była. Coś o ludziach w ścianie, wciągali w nie ludzi i w ten sposób ich zabijali, coś o religii, czy magii, coś takiego było. Przeczytałem jeszcze inne jego autorstwa i powiem jedno: facet ma niezłą wyobraźnię. Każda o czymś innym, ale prawie każda, zawiera pewien wspólny szczegół. Zjawiska paranormalne.
- Mam nadzieję, że nie czujesz się teraz jak u Mastertona – zachichotała Melisa.
- O, nie! To nie jest na miarę Mastertona. Do niego jeszcze baaaardzo daleko! Na całe szczęście! Nie chciałbym spotkać i walczyć z nadprzyrodzonymi siłami, manitou, czy czymś takim! Maserton ma niesamowitą wyobraźnię i jego bohaterowie dają sobie radę, bo mają znajomości! I na szczęście to tylko książki, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością! Inaczej nasrałbym w pory, gdyby mnie się coś takiego przytrafiło jak jego bohaterom! – odpowiedział.
- Wiecie, co… Odwaliło wam – stwierdziła Najna. – Po co czytać takie brednie?
- Oglądasz filmy w telewizji? – dopytywał się Jarek.
- W telewizji? – zdziwiła się.
- Chodzi mu o tarantsa – wyjaśnił Dorato.
- No tak.
- I co cię tam najbardziej zainteresowało?
- O co ci chodzi?
- Przeczytaj sobie książkę, a potem obejrzyj film, na podstawie tej książki. Nie odwrotnie. Zobaczysz co mam na myśli. A po drugie książka nie ma fal, które szkodzą, nie tylko oczom, ale także mózgownicy.
- Na książkę trzeba patrzeć i czytać, a przed tarantsem można robić jeszcze wiele innych rzeczy.
- Więc jak nie masz nic do roboty, można się wyciszyć i skupić, przerwać kiedy chcesz i wrócić do tego miejsca, a film ci leci… o rety! Gadam jak Kama!
- Jak kto? – zdziwiła się.
- Zauważyłam – powiedziała Agata ignorując pytanie Najny.
- Oświeciło mnie. Ona ma rację – powiedział zrezygnowanym głosem. – Ale nie. Facet ma fajne książki. I to nie tylko horrory, bo thrillery też.
- Skąd wy jesteście? – zapytała Najna.
- Stąd – powiedziała cała czwórka.
- Dobra, ale gdzie znajdę tego Marestona, czy Matrestona.
- Mastertona – poprawił ją. – Pewnie w bibliotece, albo w dobrej księgarni.
- Chyba żartujesz. Wszystko zlikwidowano jakiś czas temu, bo ino się kurzyły i miejsce zajmowały. Kupować nie warto, bo raz się przeczyta i w kąt rzuci.
- To inni przeczytają. Rodzice, rodzeństwo, znajomi. Zresztą jak nie tego autora, to innego. Jest mnóstwo ludzi, którzy pisali książki. Niektórzy naprawdę świetni, tacy jak między innymi Graham Masterton, czy Agatha Christie, a niektórzy beznadziejni jak Nora Roberts, czy Danielle Steel.
- Co one pisały? – zainteresowała się Najna.
- Agatha Christie kryminały, a tamte jakieś romansidła.
- O, to ciekawe.
- Chyba ją przekonałeś – szepnęła do niego Agata.
- Wasza koleżanka stwierdziła, że skoro mamy wyobraźnię to, czemu jej nie użyjemy i nie napiszemy książki. Odpowiedziałam jej, że to nie ma sensu, bo i tak nikt tego nie przeczyta, ale gdyby tak przekonać ludzi do tego?
- Nie podała wam żadnych argumentów, jakie to czytanie przyjemne jest? – zdziwiła się Agata.
- Słabe.
- W takim razie: ona coś kombinuje.
- Tak sądzisz?
- Powiedziała wam, że książka potrafi zaskoczyć czytelnika? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Nie. Chyba nie. Powiedziała… że pozwala myśleć.
- W takim razie ona coś kombinuje.
Rozdział XIV
Kamila zrealizowała cały swój plan. Wróciwszy od Klemensa, zasiadła przed tarentsem i po jakimś czasie, napisała cztery opowiadania.
- Dowiedziałam się kilka ciekawych rzeczy – powiedziała, gdy skończyła.
- Naprawdę? – zainteresowała się Werwina.
- Tak.
- No to opowiadaj.
- Magda Korbacz i Joanna Urban, to była ta sama osoba – rzekła.
- Chcesz powiedzieć, że siostra Asi, Magda, nigdy naprawdę nie istniała?
- Nie. Asia i Magda naprawdę były siostrami, ale Asia po śmierci Magdy, podała się za nią, by wsadzić do kicia tego Worckiego, bo ją zamordował.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że Asia wrobiła swego męża, rozwiodła się z nim i żyła jako Magda.
Kamila powiedziała wszystko, czego dowiedziała się na temat sióstr. Kiedy skończyła, chciała powiedzieć jeszcze kilka rzeczy o Eryce, lecz przerwał jej dzwonek do drzwi.
- To pewnie Kolwekot – powiedziała Werwina.
- Cześć, babciu. Co to za pilnie ważna sprawa? – zapytał zadowolony.
- Czyżbyś rozwiązał, kolejny trudny problem?
- Właściwie to miałem wrażenie, że kogoś znajomego sprzed lat widziałem.
- Wejdź do pokoju, a ja przez ten czas zrobię herbatę – powiedziawszy to, poszła do kuchni.
Kolwekot wszedł do pokoju, w którym siedziała Kamila i zaniemówił. Nie spodziewał się, że spotka ją tutaj.
- Jak to możliwe, że…
- Nie rozmawiałeś z babcią?
- Przez ostatni tydzień byłem strasznie zajęty. Jak masz na imię? – zapytał ostrożnie.
- Daj spokój Michał. To ja – Kamila.
- Ale…
Nie pozwoliła mu dokończyć. Powiedziała mu, w wielkim skrócie, jak to się stało, że tutaj jest, a on żyje.
- Czyli naprawdę widziałem Agatę i Jarka…
- Gdzie?
- W hotelu, ale ich już tam nie ma. Byli podobni do córki i jej chłopaka, jakiegoś frajera, co mu zwiała.
- Michał!!! – oburzyła się Werwina – To jest jeden z ważniejszych ludzi w Polsce, a ty go nazywasz frajerem!
- Gdyby nim nie był, to by ta laska mu nie zwiała.
- Jak miło usłyszeć kogoś, z kim gadało się wieki temu – przerwała im Kamila.
- Myślałem, że umrę, jak ich zobaczyłem, jak rozmawiali z kierownikiem i tym f…– spojrzał się na Werwinę i dokończył – … acetem.
- I?
- I nic. Dali nogę i tyle.
- Gdzie mogą być teraz?
- Są na działce. Oczywiście, nie powiedziałem na razie tego temu facetowi, bo wiem, że tam jest Agata i Jarek. Odkryłem to już dosyć dawno, jak śledziłem jedną z ich koleżanek – Hrabinę, czy Hrabiankę, czy jak jej tam. Oni są tak blisko, a ten szuka ich, niewiadomo gdzie.
- Ale im imiona wymyślili. Hrabina, Hrabianka… co za czasy!
- A ty, jakie sobie wymyśliłaś?
- Najna – powiedziała z dumą.
- Jutro pogadam z nimi, bo dziś jest już późno.
- Pójdę z tobą, O.K.?
- Sam z nimi pogadam, przyprowadzę ich.
- A jak ci się nie uda, to ja tam pójdę. Sama.
- Jak chcesz.
Rozdział XV
Kolwekot pojechał porozmawiać z Agatą i Jarkiem. Niestety, kiedy dojechał do działki, okazało się, że nikogo tam nie ma. Nie wiedząc, o której mogą wrócić, postanowił, że nie będzie na nich czekać dłużej niż dwie godziny.
Po upływie trzech godzin postanowił, że pojedzie do ojca Melisy, powiedzieć o swoich poszukiwaniach.
Drzwi otworzyła wysoka, szczupła kobieta około pięćdziesiątki.
- Dzień dobry. Zastałem pana Agacińskiego? – zapytał.
- Tak, oczywiście. Proszę wejść, mąż zaraz do pana zejdzie. Proszę usiąść. Kawy, czy herbaty?
- Poproszę herbatę.
- Jak poszukiwania, panie Kolwekocie? – usłyszał po kilku minutach gruby męski głos.
- Witam – uścisnęli sobie dłonie. – Przepraszam za to w hotelu. Gdyby nie ja, to by panowie zwinęli tę parkę oszustów, ale niestety, mam słabe zdrowie.
- Nic nie szkodzi. Mam nadzieję, że czuje się pan dużo lepiej?
- O tak, dziękuję.
- Naprawdę to nie była moja córka? Była do niej taka podobna…
- Nie. To byli jacyś sobowtóry.
- Znalazł pan ich?
- Kogo ma pan na myśli mówiąc: ich?
- No, tę parę oszustów i oczywiście moją córkę.
- Ach tak, tak. Owszem. Kręcili się gdzieś tutaj niedawno. Ostatnio widziano ich w parku, naprzeciwko kościoła.
- Ci smarkacze powiedzieli mi to samo.
- Tak, ale nie powiedzieli gdzie są.
- Pan wie?
- Oczywiście! Dziś mają się z kimś spotkać. W tym tunelu, co prowadzi na parking autolotów z jakąś dziewczyną.
- Z kim?
- Z jakąś dziewczyną – powtórzył.
- Dzwonię po ojca tego chłopaka i na policję.
Rozdział XVI
Po wyjściu Najny zaczęli poszukiwania. Chodzili po mieście, kręcili się koło szkoły i po osiedlach. Najpierw Agata z Jarkiem i Melisa z Doratem, a potem Agata z Doratem i Melisa z Jarkiem.
Będąc przy skarpie i idąc w stronę parku zauważyli kilku mężczyzn.
- Wracamy na działkę – powiedział Dorato.
- Znasz ich?
- Tak. Jeden z nich to ojciec Melisy, drugi to mój ojciec, tamci dwaj to cywile, a tamten w okularach, to ten cholerny detektywek co nas szuka. O mało nas nie złapał, ale udało nam się uciec.
- Powiedzieliśmy im, że widzieliśmy was w parku…
- Komu? Kiedy?
- No, temu kierownikowi i ojcu Mel w hotelu.
- Widzę, że lubicie skracać imiona. Ciekawe jak twoje się zdrabnia? Albo Jarka?
- Moje się nie zdrabnia. Właściwie to może być Agatka. Albo Aga, ale to raczej skrót od Agnieszki. A Jarek to zdrobnienie od imienia Jarosław. Na Jarka można jeszcze mówić: Jareczek, Jaruś, Jaro.
- Jarosław?
- No, tak. Patrz: Mel i Jarek.
Podeszli do nich i spytali się o owoce ich poszukiwań. Żadne z nich nie miało nic ciekawego do powiedzenia, oprócz tego, że ich ojcowie i policja, czekają na nich w parku. Ponownie się rozdzielili. Jarek poszedł z Agatą na działkę przez Osiedle Leśne, a Melisa z Doratem przez las Dalhmana, który obecnie nosił nazwę Osiedle Dalhmana.
Byli już prawie przy drugim moście, kiedy usłyszeli za plecami jakiś nieznajomy głos:
- Hej! Gdzie się podziewaliście?
Odwrócili się i zobaczyli Kamilę, która trzymała w ręku dwie teczki i kilka kartek. Od razu wiedzieli, że to tę dziewczynę szukają od kilku dni.
- No cześć – odezwała się Melisa.
Kamila już chciała powiedzieć coś na temat jej fryzury, ale powstrzymała się. Zamiast tego powiedziała:
- Sorry, ale chyba was z kimś pomyliłam. Mam coś dla was. Przeczytajcie to, dobra? Tam nie ma zakończenia. Jeśli was to zainteresuje, będziecie mogli kupić książkę, która niedługo się ukaże. Dowiecie się tego niebawem, na razie, pa.
- Poczekaj! Kamila!
Na dźwięk własnego imienia, dziewczyna szybko się odwróciła. Wiedziała, że to nie oni, tylko ktoś, kto strasznie są do nich podobni.
- Skąd wiecie jak mam na imię? – zapytała podejrzliwie. – Przecież wy nie jesteście…
- Nie, ale wiemy gdzie są. Szukają cię.
- Kto?
- No… Agata i Jarek – odpowiedział chłopak. – Ja jestem Dorato, a to jest Melisa. Chodź z nami.
- Napisałam im wiadomość. Nie odszyfrowali jej?
- Nie do końca. Nie wiedzieliśmy co to jest G. 21.
- G. 21? Godzina dziewiąta wieczorem.
Chłopak chwycił się za czoło.
- No tak! – powiedział – że nie wpadliśmy na coś tak banalnie prostego!
- Czasami szukamy dalej niż nam się wydaje, gdzie to może się znajdować – powiedziała przypominając sobie spotkanie z Michałem.
- Na przykład my. Ojciec myśli… o kurcze… uciekajmy stąd. Byle szybko!!! Później wam powiem.
Rozdział XVII
W momencie, kiedy cała czwórka poszła na poszukiwania, Kamila rozdawała i zachęcała do przeczytania niedokończone opowiadania. Było to tak samo trudne jak roznoszenie ulotek na początku XXI wieku.
- Zabieraj to! Myślisz, że nie mamy nic ciekawszego do roboty, tylko czytanie jakiś bzdurnych, wymyślonych historyjek? – rzekł mężczyzna z wielkim wąsem pod nosem. Z takimi tekstami, albo podobnymi, spotykała się prawie za każdym razem.
- To nie jest długie – odpowiadała wtedy. – Jeżeli się panu nie spodoba, nie będzie musiał pan kupować tej książki.
- Nie mam takiego zamiaru.
- Niech pan chociażby przeczyta ten krótki fragmencik, który zawiera niecałe dwie strony! Co panu szkodzi!
Po jakimś czasie na odczepnego zabierali. Niektórzy czytali od razu, niektórzy wyrzucali nawet nie zerkając do pierwszego, lepszego kosza na śmiecie, a inni zabierali i chowali do torb.
Spotkała także Bzurę i Wirnę, które nie przyjęły tego spotkania z nią z otwartymi ramionami. Dziewczyny nie rozmawiały jeszcze z Najną o ostatnim wydarzeniu na działce Hrabiny.
- O nie! Tylko nie ona – powiedział z wielką niechęcią Wirna.
- Cześć dziewczyny – przywitała je Kamila.
- Co tym razem chcesz?
- Abyście to przeczytały i oceniły. Brak tutaj zakończenia, ale jeśli was to zainteresuje, niedługo będziecie mogły kupić je wraz z innymi opowiadaniami. Każde inne. Polecam. Macie tu jeszcze dla Najny, przekażecie jej? Dzięki wielkie, pa – na odchodnym powiedziała jeszcze z zachwytem: - Nie ma to jak książka, która potrafi zaskoczyć czytelnika!!! Przeczytajcie, czytajcie i twórzcie! Do zobaczenia!
I wtedy idąc przez osiedle Dalhmana, zauważyła ich. Dopiero, gdy się odwrócili spostrzegła, że to nie są Agata i Jarek, chociaż tak bardzo byli do nich podobni.
Rozdział XVIII
- Chyba nie ma pan zbyt dobrych informatorów – powiedział Polan – ojciec Dorata.
Mężczyźni, spędzili w parku dobre kilka godzin. Teraz siedzieli na ławce w dawniejszym lesie Dalhmana. Policjantów już nie było. Kolwekot widział jak Kamila rozmawia z Melisą i Doratem, ale nie poinformował o tym swoich towarzyszy, gdyż chciał najpierw sam porozmawiać ze zbiegami. Nie chcąc, aby zostali przez nich zauważeni powiedział, że spostrzegł swoją informatorkę. Kiedy mężczyźni się odwrócili, zobaczył, że Kamila, Dorato i Melisa przyspieszyli kroku. Gdy zniknęli z pola widzenia powiedział, że tylko mu się wydawało.
- Ta dziewczyna miała tam się z nimi spotkać – odparł.
- Co to za dziewczyna? – zapytał ojciec Melisy.
- Nie znam jej nazwiska.
- Myśli pan, że się jeszcze do pana odezwie?
- Nie myślę. Ja to wiem. Prędzej, czy później skontaktuje się ze mną.
- Czy to jest ta dziewczyna, co mieszka u pana babci? – zapytał Polan.
- Nie. To moja kuzynka, Najna.
- Z nią wszystko w porządku?
- Dlaczego pan pyta?
- Napisała jakieś brednie i namawia do ich kupna.
- To pana kuzynka? Mi też chciała wcisnąć ten kit. Wziąłem na odczepnego i położyłem na komodzie. Miałem to wyrzucić, ale zapomniałem.
- Trochę naczytała się książek i nie może znieść, że ludzie już nie czytają – wytłumaczył ją Kolwekot.
- Widzi pan, panie Kolwekocie. Jakby moja córka się znalazła, albo ta parka oszustów, proszę dać mi znać – zmienił temat i wstał.
- Będę z panem w stałym kontakcie.
Mężczyźni rozdzielili się i każdy poszedł w swoją stronę. Kolwekot został jeszcze, poszedł na most i patrzył na Wełnę. Pozostali dwaj mężczyźni wrócili do swoich domów.
Stojąc na moście, niespodziewanie przypomniał sobie swój ulubiony wiersz Henryka Wojtysiaka pt. „Spacer nad Wełną”:
Lubię nad rzeką Wełną chodzić na długie spacery,
przeglądać się pięknym meandrom i drzewom z koroną do ziemi.
Korzenie swe moczą w wodzie, bezwstydnie je odkrywają
ja często tutaj przychodzę, inni też tu bywają.
Spotkałem tutaj przylaszczkę wśród tych pagórków zielonych,
nad wodą widziałem ważki i nagi łuskiewnik różowy.
Kokorycz wielokwiatowa kwitnie tutaj obficie,
w liściach zaskroniec się chowa, szczawik zajęczy w rozkwicie.
Fiołek i żółty zawilec rozkłada kwiecisty dywan
tutaj się czuje motylem, dlatego tu bywam.
Podziwiam pomniki przyrody wśród starodrzew sosen,
które nieśmiało do wody patrzą nie licząc wiosen.
Czasem też u źródełka zmęczone oczy obmyję
i patrzę jak „mała wisełka” ku wielkiej wodzie płynie.
Lubię chodzić jesienią po ścieżek pajęczynie,
gdy się kozele czerwienią na smukłej jarzębinie.
Zza sosen parasoli słońce swą twarz odsłania
i promieniami powoli mgły jesienne przegania.
To miejsce ma tyle uroku, gdy błyszczy rosą o świcie,
a cisza i błogi spokój są mi lekarstwem na życie.
„Kiedyś było tu pięknie” – pomyślał…
Rozdział XIX
- Jesteśmy wykończeni!!! Nigdzie jej nie ma! – krzyknęła Agata.
- Jakby zapadła się pod ziemię – dodał Jarek.
- A kogo szukacie? – zapytała Kamila.
Usłyszawszy tak dobrze znajomy głos, spojrzeli na miejsce, w którym znajdowała się ich przyjaciółka. Nie mogli dostrzec jej wchodząc, gdyż pomieszczenie było w kształcie litery L, a dziewczyna siedziała w miejscu, w którym nie mogli jej dostrzec.
Długo się witali, ale jeszcze dłużej rozmawiali. Opowiedzieli sobie wszystko, co się z nimi działo i o uczuciach, jakie im towarzyszyło. Nie przekrzykiwali się, nie mówili jeden przez drugiego, nie wtrącali się. Bardziej interesowało ich, co działo się z tą drugą osobą i ich historia niż opowiedzenie własnego przeżycia. Każdy dokładny szczegół, nawet sny i związki z nimi były ważne i istotne dla słuchacza.
Po wielogodzinnej rozmowie, wszyscy byli chętni do pomocy w roznoszeniu opowiadań i zachęcaniu do ich przeczytania.
- Tylko jest jeden problem – zauważył Dorato. – Detektyw Kolwekot Jaśmiński.
- Zostawcie go mnie – powiedziała Kamila.
- Co chcesz zrobić? – zapytała z przerażeniem Melisa.
- Nie powiedziałam wam? Miałam takie wrażenie, że o czymś zapomniałam. On wie gdzie jesteście. Miał z wami dzisiaj pogadać. Nie wyda was, bo jest w to wszystko zamieszany.
- O czym ty mówisz? Chcesz powiedzieć, że ten detektyw cały czas wiedział, że tutaj jesteśmy i nic nie powiedział ojcu? – zapytała Melisa.
- Owszem. Pomoże nam. Im szybciej się z tym uporamy, tym szybciej się stąd wydostaniemy.
- Wiedziałam, że coś kombinujesz z tymi książkami – oznajmiła triumfalnie Agata.
- Skąd?
- Bo cię znam. Tak łatwo nie dajesz za wygraną.
- Możesz wklecić tam moje opowiadanie o Eryce, co dałem ci do przeczytania krótko przed pojawieniem się tutaj. Będzie idealnie pasować do naszej sytuacji.
- Wiedziałam, że gdzieś o tym czytałam! Pamiętasz je?
- Jasne.
- Świetnie. Pójdzie jako pierwsze. Napisz od momentu, kiedy zobaczyła ciotkę, bo dotąd pamiętam. Nie wiem jak się kończy.
- Będziesz to miała na jutro.
- Te moje opowiadanka też możesz wykorzystać.
- Już to zrobiłam. Na szczęście mam dobra pamięć. A teraz spadam. Wpadnę tu jutro. O dziesiątej.
- Będziemy czekać.
- Pogadam z Kolwim. Musimy spotkać się z panem Orlelskim. Umówię się z nim na spotkanie, bo ma wredną opiekunkę i przyjdę. Mel, Doti… wybaczcie, ale lepiej będzie jak pójdziemy tam sami. Wiecie… kwestia bezpieczeństwa. Opowiemy wam wszystko jak wrócimy. Lecę.
Rozdział XX
Kamila siedziała przed tarantsem robiąc spis treści.
- Co za dzień! – powiedział Kolwekot wchodząc do pokoju.
- Rozmawiałeś z nimi? – zapytała go, odrywając się od monitora.
- Właściwie to nie. Ale za to ty z nimi rozmawiałaś.
- Spotkałam Mel i Dotiego. Naprawdę są do nich podobni. Z początku sądziłam, że przejście przez te drzwi spowodowało, że zmieniła jej się fryzura, tak jak ubranie, ale potem, gdy się odezwali, wiedziałam już, że to nie są oni. Zaprowadzili mnie na działki, tam się spotkaliśmy i porozmawialiśmy. Skoro już wszystkich poszukaliśmy, musimy skontaktować się z panem Klemensem i ustalić plan działania.
- Ale zanim to zrobicie, zjecie obiad. Kolwi przeleć się jeszcze do sklepu. Zapomniałam kupić mleka.
- Jakieś życzenia? – zwrócił się do Kamili. – Na co masz ochotę?
- Na czekoladę. Ale taka dobrą…
- Zapomnij. Czekolady nie produkują od… 2043 roku.
- Dlaczego?
- Nie pamiętam co było główną przyczyną… To chyba miało jakiś związek z kakaowcami… Teraz można kupić ją, ale trzeba mieć znajomości oraz kasę i wiedzieć gdzie można dostać dobrej produkcji.
- Teraz rozumiem!
- Co takiego?
- Szarnat Barnicki, ten zagryziony przez Skorupę, właściciel warzywniaka, miał coś sprzedawać za grube pieniądze bogatym i ważnym osobom. Nie wiedziałam, o co chodzi. Wcześniej dotknęłam jakiejś mazi, wystraszyłam się tego, ale potem okazało się, że jest to gorzka czekolada. Była ohydna, bo od zawsze nie lubiłam gorzkiej czekolady. Czyli tam produkował czekoladę, a nie dragi.
- Niedługo czekolada wróci na rynek, gdyż facet nie żyje, a majątek ten przejęła jego siostra, matka Dorata. Jego ojciec zawsze był za tym, żeby zarabiać na tym kokosy, a nie używać wyłącznie do własnych celów. Zawsze o to się kłócili. Ale teraz to nie ma już znaczenia. Będą mogli zrobić z tym, co zechcą, bo to już ich własność. Trzeba tylko trochę poczekać.
Zaraz po tym Kolwekot poszedł do sklepu i przyszła mu do głowy pewna myśl. Z początku nie chciał jej do siebie dopuścić, ale zanim wrócił, miał więcej argumentów „za” niż „przeciw”. I postanowił, że pomysł ten zrealizuje.
Rozdział XXI
Książka została skończona i zaniesiona do wydawnictwa. Z początku ukażą się opowiadania w różnych gazetach, tak jak Kamila przekonywała ludzi do ich kupna, czyli bez zakończenia. Wiedziała, że nie ujrzy, czy odniosła sukces, czy porażkę.
Agata, Jarek, Melisa i Dorato pomogli zrobić jej plakaty i je porozwieszać. Na plakatach umieszczono tekst:
„W świecie, gdzie autoloty, były jeszcze samochodami i jeździły po ulicach na ziemi, gdzie ludzie czytali ksiązki, a technologia nie była tak mocno rozwinięta i dzieciom nadawało się zupełnie inne imiona, żyły sobie zdawałoby się niczym nieróżniące się od siebie 17 młodych dziewczyn z początku XXI wieku.
Nie znają się. Nigdy o sobie nie słyszały. Każda z nich przeżyła swoją wakacyjną przygodę zupełnie inaczej.
Niektórym dziewczynom przytrafiło się coś miłego, inne takiego szczęścia nie miały, zaś jeszcze innym zdarzyło się coś bardzo dziwnego i nierealnego.
Niektóre opowieści znacie, lecz nie do końca. Poznajcie tajemnicę i zakończenie innych nastoletnich dziewczyn, które opowiedziały swoją niesamowitą przygodę. Oto one:
Ala,
Kinga,
Marta,
Judyta,
Agnieszka,
Sandra,
Kora,
Jowita,
Renata,
Marzena,
Diana,
Norma,
Małgosia,
Dominika,
Ania,
Nina,
Klaudia.
Wakacyjne opowieści pojawią się niedługo w dobrych sklepach”.
Cały dzień rozwieszali plakaty po całym mieście. W końcu zmęczeni i wyczerpani pożegnali się z Kamilą i wrócili na działkę.
Spotkała ich niemiła niespodzianka. Otworzyli drzwi i stanęli osłupieni widokiem, jaki zobaczyli. W środku znajdowali się rodzice Melisy i Dorata oraz detektyw Kolwekot.
- Wchodźcie, wchodźcie – powiedział Kolwekot.
Cała czwórka rzuciła się do ucieczki. Niestety Agata, Melisa i Dorato zostali złapani. Kolwekot wrzucił Melisę do środka i pobiegł za Jarkiem.
- Gdzie ci cywile! – krzyknął do niego ojciec Melisy.
- Załatwię to – odkrzyknął i udał się w pościg za chłopakiem.
Byli od siebie zaledwie kilka kroków. Kolwekot mierzył do niego z pistoletu.
- Zdradziłeś nas! – wrzasnął Jarek. Stali w miejscu naprzeciw siebie przy wychodku dla psów.
- A co myślałeś, Grificz? Że daruję wam to, co mi zrobiliście?
- My? Kamila mówiła, że jesteś po naszej stronie! Że nam pomożesz! Czemu wcześniej nas nie wydałeś, co?
- Chciałem mieć pewność, że mi ufacie. Chciałem z wami pogadać, dowiedzieć, co się dzieje, czy to się kiedyś skończy!
- Może się skończyć. Możemy wrócić! Wypuść Kamilę, a wszyscy będziemy wolni! Wrócimy do 2004 roku, w przeszłość, do domu. I wszystko się skończy, raz na zawsze!
- Nie! Nie chcę was znać! Nie pomogę wam!
- Jeżeli umrzesz już nie wrócisz, a my będziemy skazani tutaj na śmierć.
- Wy skazaliście mnie na gorsze męki!
- Sam się w to wkopałeś! Nie trzeba było iść za nami i patrzeć jak znikamy!
- A więc już wiesz o wszystkim?
- Rozmawiałem z Kamą.
- Nie spodziewałem się, że wszystko wam powie. Niepotrzebnie pozwoliłem ci oddalić się. Chciałem ci wytłumaczyć, co się stało, ale ty już wiesz. Wiesz również, że bardzo mnie potrzebujesz. Nie wiesz jednak, że ja nie chcę ci pomóc. Nie uwolnię Agaty. Uwolnij Kamilę. Pozwolę ci na to.
- Potrzebna jest Agata.
- O, nie! Agata jest ci potrzebna, żeby się przedostać z powrotem do 2004 roku. Nie ma mowy. Nie będę w tym uczestniczyć! Za bardzo wycierpiałem! Nawet nie wiesz, co czułem, kiedy się odradzałem! Kiedy umierałem! Kiedy widziałem jak znikacie, a nikt nie chciał mi uwierzyć. Uważali, że jestem mordercą! Słyszysz! Mordercą! Że zabiłem was! O mało nie wsadzili mnie! Nie ma trupów, nie ma zbrodni! A gdyby znaleźli was martwych? Siedziałbym w pierdlu, albo w psychiatryku! Wiesz jak ja się czułem? Ale postanowiłem się zemścić. Poznać prawdę, co takiego się wydarzyło i zemścić się!
- Michał! Możesz wszystko odkręcić! Znów możesz być Michałem! Nasza przyszłość zmieni się! Zobaczysz, będzie lepiej!
- Może ja nie chcę? Może spodobało mi się życie wieczne?
- Nie będziesz żyć wiecznie! Jeśli umrzesz, my już nigdy się stąd nie wydostaniemy! Umrzemy tu, z dala od domu, w obcym miejscu…
- Nie jest obce. Wygląda inaczej, ale nie jest obce!
- Michał posłuchaj…
- Nie! Nie chcę cię słuchać. I nie mów do mnie Michał! Jestem Kolwekot. Kolwekot. Umrzemy tutaj. Ja, ty i Agata.
- Dlaczego chcesz uwolnić Kamilę, a jej przyjaciółkę i mnie nie? Dlaczego?
- Nie rozumiesz? Kamila nie jest niczemu winna. Padła ofiarą twojego spisku. A Agata… no cóż. Zniknęła wraz z tobą, i żeby wrócić, ty też musiałbyś wrócić, a na to nie mogę ci pozwolić.
- O jakim spisku mówisz?
- O jakim spisku mówię? O spisku z Zimnym Duchem!!! Powiedz, czego chciał? Powiedz, co chciał od ciebie Zimny Duch?!
- Chciał zemsty. Zemsty i nienawiści. I chyba mu się to udało.
- Nieprawda! On chciał tylko, żebyś wypowiedział jego imię! Powiedz! – potrząsnął bronią. – Powiedz Zimny Duch! Uwolnij ją! Uwolnij Erykę Ogarską!!!
- Zwariowałeś?!
- Jeżeli uwolnisz Zimnego Ducha, pozwolę ci uratować Kamilę.
- Co? Chcesz abym uwolnił Erykę? Żartujesz? Chcesz, aby wróciła sekta Aspekt Atkes potężniejsza i groźniejsza?
- Ja chcę tylko ocalić dusze.
- Jakie dusze?
- Dusze, które od wieków zostały mordowane przez Erykę. Dusze, które Eryka zabrała ze sobą. Chcę je uwolnić, a ty mi w tym pomożesz.
- Schowaj broń.
- Uwolnij ją. Wypuść z tego mieszkania.
- Najpierw wypuszczę stąd Kamilę.
- Tylko bez żadnych sztuczek.
- Jasne.
Rozdział XXII
- Niech pan się zgodzi – próbowali przekonać Klemensa, aby stąd uciekł.
- To się nie uda. Jest tylko jedno wyjście.
- Nieprawda! Dobrze pan wie, że po dokonanej rekonstrukcji zamiast mnie, może przejść pan.
- A co z wami? Jak ja wrócę, wy nigdy się nie uwolnicie. Będę żył z wyrzutami sumienia, że byłem samolubnym i egoistycznym draniem, który nie pozwolił cieszyć się życiem młodym ludziom. Przecież macie całe życie przed sobą.
- Nie rozumie pan? Michał nie chce, abyśmy byli szczęśliwi. Chce, aby Jarek zapłacił za to, że nas tu wprowadził. Ja bez nich nie wracam.
- A ja bez was.
- Oddaję panu własne życie. Wróci pan jako Klemens Orlelski.
- Ile razy pan umarł? – zapytał Jarek.
- Ani razu – odpowiedział. – Dla mnie czas się zatrzymał. Tylko on to przeżywa, gdyż byliśmy w innej sytuacji. Gdybyś była na moim miejscu – zwrócił się do dziewczyny – dla ciebie czas też by się zatrzymał. Dni lecą, a ja ani razu nie zgoliłem zarostu. Dopiero jak pojawiliście się wy, czas znów ruszył. Kiedy was tu nie było, nie musiałem się myć, pić, jeść, spać. Dopiero, gdy się pojawiliście, musiałem wrócić do tych codziennych czynności.
- Przejdzie pan. Jeszcze dziś – zadecydowała Kamila.
- Nie. Dlaczego ten Michał nie chce wam pomóc?
- Nie pomogę komuś, przez kogo tak cierpiałem! – odezwał się Kolwekot.
- A więc jesteś tu. Powiem ci jedno: to nie przez Jarka cierpiałeś, tylko przez Erykę. Przez osobę, którą chcesz uwolnić.
- Kłamie pan. Wiem o tym wszystko! Eryka wtedy nie żyła!
- I nadal nie żyje, a jednak sprawiła, że jesteśmy tutaj. Rozmawiamy w 2124 roku! To też jest niemożliwe, a jednak się wydarzyło. Chcesz uratować kobietę, która sprawiła, że do końca pierwszego życia musiałeś brać leki.
- To nieprawda… – głos mu się załamał. – Tylko tak mówisz, żeby ich uratować!
- Ona doprowadziła cię do tego stanu… umierasz i rodzisz się w cierpieniu co 33 lata… Możesz wrócić do domu i brać leki… umrzesz na coś innego, mniej bolesnego… pomóż tym, którzy na to zasługują. Przecież znasz ich… chodzicie do jednej klasy, ile lat?
- 4 lata z Agatą, rok z nami – odpowiedziała Kamila.
- Doskonale znasz Agatę i chcesz ją tu zostawić tylko, dlatego, że twojego kolegę, ta podła kobieta tu wciągnęła? Chcesz uwolnić kobietę, przez którą tyle wycierpiałeś? Przecież to ona sprawiła, że żyjesz, gdy umierasz, rodzisz się z powrotem… Ona sprowadziła pelargonicę. Nie wiem, jak, ale to jej sprawka… Pomóż, pomóż swoim znajomym, a nie obcej, złej osobie! Sądzisz, że jak ją uwolnisz, ona uwolni ciebie? Nic bardziej mylnego! Tylko twoi znajomi mogą tego dokonać. Wiesz, co się stanie, gdy ją wyswobodzisz? Chcesz wiedzieć? Powiem ci. Wyjdzie z tego mieszkania, a kiedy Kamila, Agata i Jarek umrą, a umrą przed tobą, w ciągu 12 dni, od kiedy się tu pojawili, czyli za tyle dni, za ile lat ty miałbyś umrzeć, ona powróci w twoim ciele jako Eryk i sekta Aspekt Atkes zacznie działać od nowa. Będzie mścić się, co roku, tym razem na przyjaciołach. Jednego zabije, drugiego zabierze. Wszyscy będą sądzić, że to jego przyjaciel go zabił. A na świecie zapanuje lęk, podejrzliwość, nienawiść, nieufność. Tego chcesz? Tego właśnie chcesz?
- Skąd pan wie o tym? – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Skąd pan będzie wiedział, co się stanie? Przecież przyszłości nikt nie zna!
- Michale… wszystko zależy od ciebie. Przesiedziałem tu wiele lat… żeby cię nie okłamać – zastanowił się chwilę, poczym odparł: – tak, prawie 160 lat. Dokładnie mówiąc 159. Od roku 1965. Ciebie jeszcze na świecie, a nawet w planach nie było. I jak myślisz? Co ja robiłem przez ten czas? Całą piwnicę mam zagraconą wiadomościami o Eryce. O jej sekcie, morderstwach, co było potem, jak zabijała, kogo zabierała. To ja wszystko przekazałem tobie. Jak myślisz? Skąd wiesz tyle na temat Eryki Ogarskiej? Ode mnie. Nie bezpośrednio, gdyż jestem ślepy, ale przez zaufane osoby: rodziców Femy, jej dziadków i innych moich znajomych, którzy likwidując biblioteki zaopatrzyli moją i waszą piwnicę książkami. Tyle, że ja dostałem wszystkie informacje o guru sekty Aspekt Atkes. Atkes – od tyłu: sekta.
- Jedźmy po Agatę… – rzekł Michał i z wściekłością wyszedł z mieszkania Klemensa.
Nim Kolwekot zdecydował się uwolnić Agatę, dowiedział się, że Werwina Jaśmińska została zamordowana. Jej głowa bezwładnie zwisała na pasku skóry w mieszkaniu naprzeciwko. Jej palce od rąk i stóp znaleziono na stole. Tworzyły napis: ERYKA!!!
Rozdział XXIII
Spotkali się na Osiedlu Leśnym.
- Co wy tu robicie? – zapytał ze zdziwieniem Jarek.
- Uciekliśmy – odparł wystraszony jeszcze Dorato.
- Co wyście zrobili? Pozabijaliście ich? – powiedziała Kamila.
- Spytaj się Agaty, bo to jej sprawka.
- Zatem: słuchamy.
- Dajcie mi odpocząć – odparła ciężko dysząc.
- Dobra, dobra. Odpoczniesz se później – powiedział Jarek.
- Ojej. Wsadzili nas do altanki i jeden z tych facetów, co nas złapał…
- Mój ojciec – wtrąciła Melisa, gdy Agata nabierała powietrze.
- … stanął przy drzwiach, abyśmy nie uciekli, więc trochę zdenerwowana, postanowiłam ich przestraszyć. Wzięłam nóż i pogroziłam, że jeżeli nie wypuszczą mnie, to ją zabiję – wskazała na Melisę. – Pewnie sądzą, że jestem jakąś wariatką. Tata Mel odsunął się, a ja powiedziałam Doratowi, żeby otworzył drzwi. Wypchnęłam go na zewnątrz i zamykając drzwi zobaczyliśmy, że znajduje się tam klucz, no to ich zamknęliśmy i wzięliśmy go. Puściłam Mel i zwialiśmy.
- No, no! Nie poznaję cię! – powiedziała z uznaniem Kamila.
- Jeszcze mi serce wali jak oszalałe. Chyba zaraz mi wysiądzie!
- A ci gliniarze (jak ich nazywacie) jeszcze nie przyjechali – uradowała się Melisa.
- I nie przyjadą – oznajmił Kolwekot. – Nie dzwoniłem po nich. Chciałem to zrobić, gdy tam wrócę, ale no cóż… wszystko się zmieniło. Wróćmy po pana Orlelskigo.
Pół godziny później rozstali się przed szkołą. Kamila poszła w stronę skarpy, Agata i Jarek czekali przed budynkiem. Kolwekot zagrał rolę Krzyśka. Zamiast autolotu, który „jeździł” pod niebem, wykorzystali pojazd, który bardziej przypominał dawniejszy samochód i obecnie służył jako pewna forma sportu. Ulice wykorzystywane były do lądowania i wzbijania się pojazdów, gdyż nie były w pełni udoskonalone, a także przeznaczone były dla osób, które lubią spędzać czas na świeżym powietrzu. Unowocześnione rowery, rolki itp., pomagające ludziom poprawić lub utrzymać kondycję.
Takim oto pojazdem przybył pod szkołę Kolwekot alias Michał alias Krzysiek.
Kiedy Kamila znalazła się we wnęce, Klemens Orlelski wygłosił swój monolog. Jednak, nie zdołał go dokończyć, gdyż usłyszeli słowa: Zimny Duch. Momentalnie Kamila została wciągnięta z wielkim hukiem łamanych kości przez drzwi. Zdołała jeszcze usłyszeć słowa mężczyzny:
- Za wcześnie.
Agata i Jarek przyglądali się wielkim drzwiom Gargamela. Znajdowała się tam wielka, czerwona plama.
- Przybyliście za wcześnie.
- Co z Kamą? – przestraszył się Jarek.
- Panie Klemensie… – zaczęła Agata, ale przypomniała sobie, że mężczyzna ich nie słyszy.
Cała trójka wypowiedziała swój tekst, zdziwieni, że pamiętają każde słowo.
Gdy mieli już przejść, Jarek zbyt szybko wykonał krok w stronę drzwi i o mało nie złamał sobie nosa. Agata dostosowując się do niego, nabiła sobie guza na czole.
- Chyba się nie udało.
- Oszukał nas – zezłościła się Agata. – Gdzie podział się ten facet?
- Chodźmy stąd.
Poszli w stronę szkoły.
- Miałam dzisiaj dziwny sen – powiedziała Agata.
- Ja też – odparł.
Nie zdążyli nic więcej powiedzieć, gdyż przyjechał Krzysiek, brat Agaty.
- Cześć. Podwieźć cię? – spytał Jarka.
- Nie, dzięki. Idę do biblioteki.
- No to na razie.
- Narka.
Kiedy ruszyli, chłopaka ogarnęły bardzo dziwne uczucia. Postanowił pobiec na skarpę.
Spotkał tam Kamilę. Ciężko oddychając, poprosił ją, aby poczekała.
Dogonił koleżankę i spytał ją czy ma chwilę.
- Chwilę? Mam – odparła. – A co?
- Nie, nic. Tylko… – zastanowił się.
- Tylko? – spytała go.
- Sam już nie wiem – zwątpił, ale znów poczuł to dziwne uczucie – Myślisz, że to już koniec?
- Z pewnością.
- Ciekawe, czy kiedykolwiek spotkamy Klemensa Orlelskiego…
- Właśnie się do niego wybieram. Pójdziesz ze mną?
- Chętnie… Jak dobrze wrócić do domu – ostatnie zdanie powiedział szeptem, mimo to Kamila usłyszała go i rzekła:
- Wiem… trochę się poobijałam, ale cieszę się, że jest już po wszystkim.
- Ja też…
- Jarek… – powiedziała po chwili.
- No?
- To było ostrzeżenie.
- Co?
- To opowiadanie. Ktoś próbował cię ostrzec…
- To znaczy?
- Zdaniem pana Klemensa, te twoje opowiadanie zdarzyło się naprawdę wiele lat temu, kiedy to żyła jeszcze Eryka.
- To znaczy?
- To znaczy, że Ala istniała naprawdę. Przez nią morderca miał motyw do zbrodni.
- Nie rozumiem… przecież wtedy były inne czasy, nie było zdjęć ani…
- Wiem, o co ci chodzi – przerwała mu. – Żeby nie było to zbyt niejasne, trochę to uwspółcześniono. Wydaje mi się, że tą osobą była przyjaciółka Eryki…
- Nieważne – odparł – Na szczęście wszystko się skończyło…
Rozdział XXIV
Zaraz po zakończeniu roku szkolnego wybrali się do pizzerii uczcić pierwszy dzień wakacji. W restauracji cicho grała muzyka z radia. Rozmawiali o minionym roku szkolnym i planach na wakacje. Byli w dobrych nastrojach, śmiali się i żartowali. Nie wspominali o Eryce i o tym, co się stało. Minęło kilka minut, gdy usłyszeli wiadomości:
- W Obornikach na ulicy Gołaszyńskiej znaleziono ciało młodej dziewczyny.
- Może pani zrobić głośniej? – zapytała Kamila.
- Prawdopodobnie to nie jest pierwsza zbrodnia w tej okolicy. Policja nic nie chce powiedzieć, lecz z pewnych źródeł wiemy, że od kilku miesięcy grasuje seryjny morderca atakujący młodych ludzi. Policja szuka przyjaciółki ofiary. To właśnie z nią widziano po raz ostatni…
- Słyszeliście? – zapytała Agata – zupełnie jakby to była robota Eryki!
- Przecież to niemożliwe – odpowiedział Michał.
- Pewnie, że nie – rzekł Jarek. – Dajcie spokój dziewczyny. Jakiś wariat pewnie je zaatakował. Zobaczysz. Za jakiś czas znajdą ciało tej drugiej.
- A jeśli nie? – Kamila próbowała zapanować nad swoim głosem, ale bezskutecznie.
- Daj spokój Kama. Pozbyliśmy się jej raz na zawsze.
- Mam złe przeczucia…
- Myślisz, że to robota Eryki, która wrobiła tą przyjaciółkę, a potem ją zabrała?
- Niewykluczone…
- Chcesz to sprawdzić?
- Nie, no! – wtrącił się Michał. – Nie dajmy się zwariować! Przesadzacie! Niby jak mogłaby się tu dostać?
- Dobra. Zróbmy tak – odezwała się Agata – ja z Michałem pójdziemy do pana Orlelskiego – zobaczymy, co on na to, a wy sprawdzicie, co przydarzyło się tej dziewczynie, ok.?
Pół godziny później Jarek i Kamila znaleźli się w miejscu, w którym popełniono zbrodnię. Chodzili jakiś czas po lesie omijając policjantów.
- Wracajmy. Nic nie znajdziemy. Spytamy się kogoś, w jaki sposób ją zabili. Zadzwonię do Agaty – włożył rękę do kieszeni i ku swemu zdziwieniu stwierdził, ze nie zabrał telefonu.
- Ja swoją zostawiłam w domu – ładuje się – wyjaśniła.
- Cholera.
Zawrócili. Kamila potknęła się i o mały włos nie przewróciła się. Obejrzała się i przeraziła. Pod drzewem znaleźli głowę. Nie wiedzieli, że to głowa tej zamordowanej dziewczyny. Była tak ułożona, jakby ktoś chciał, aby ją znaleziono.
- Co wy tu robicie? – usłyszeli głos policjanta.
Kamila nic nie odpowiedziała tylko wskazała na ziemię. Policjant najpierw spojrzał się, a potem ostrożnie zbliżył.
- Znalazłem głowę tej dziewczyny…
- Jak… jak ona została zabita? – zapytała.
- Znaliście ją?
- Musimy to wiedzieć. Możliwe, że wiemy, co stało się z jej przyjaciółką. Tylko niech pan nam powie.
- No dobrze… Została zaatakowana ostrym, cienkim narzędziem, najpierw w brzuch, a potem tym samym narzędziem została pozbawiona głowy.
- Podejrzewacie jej przyjaciółkę, prawda?
- Nic nie wiadomo, może też już nie żyje… Będziemy na pewno jej szukać.
- Myślicie, że to ona zrobiła? – nie dała za wygraną Kamila.
- Wiesz coś, co pomogłoby nam odnaleźć mordercę? – zainteresował się policjant.
- Nie, chyba nie. Ale…
- Ale?
- Obyście szybko znaleźli tę dziewczynę – odpowiedział Jarek zanim Kamila zdążyła coś powiedzieć i chwytając koleżankę za ramię poszli do Klemensa Orlelskiego.
W tym samym czasie, gdy Kamila i Jarek spacerowali, Agata i Michał rozmawiali z Klemensem Orlelskim.
- Ma rację – powiedział, gdy dziewczyna skończyła opowiadać o przeczuciu Kamili. – Niestety, popełniliście błąd, który umożliwił Eryce przedostanie się tutaj. Jarek o jeden raz za dużo wypowiedział te słowa w jaskini.
- To chyba moja wina… Kazałem mu to zrobić…
- Co? – oburzyła się Agata.
- Nie, nie – zaprzeczył szybko mężczyzna. – To nie twoja wina. To, co się stało już nic nie znaczy. Musicie odszukać ją i zniszczyć nim ona zniszczy nas.
- Ale jak mamy to niby zrobić? – zapytał Michał.
- Ona musi powtórnie przeżyć swą śmierć.
- Mamy jej odciąć głowę i zakopać na skarpie? – nie mogła w to uwierzyć.
- Nie zakopać. To nie będzie konieczne.
- Czym mamy ją zabić?
- Jej własna bronią.
- To znaczy?
- Tym samym, czym ona zabija, ale żeby to zdobyć czeka was nie lada wyzwanie, którego musicie się podjąć. Inaczej wkrótce was to samo czeka, co tę dziewczynę.
- Ale skąd ta pewność, że to jest właśnie ona? Może to jakiś szaleniec? – odezwał się Michał.
- Wakacje dopiero się zaczęły… Nie zapominajcie, że zawsze działała podczas letnich ferii. To jest jej pierwsza ofiara. Niedługo może być kolejna w innym miejscu. Musicie ją zdemaskować i zabić.
- Ale w radio mówili, że to nie jest pierwsza ofiara, że już coś wcześniej było!
- Eryka ma konkurencję? – zażartował Jarek, lecz szybko spoważniał zauważając ostre błyski w oczach mężczyzny.
- Być może szaleje tu jakiś psychopata, ale nikt nie można się równać z takim przeciwnikiem, jakim jest Eryka! – rzekł ostro.
- Widzieliśmy tę dziewczynę – powiedziała Kamila, gdy znaleźli się u Klemensa Orlelskiego – nie wyglądało to na robotę Eryki.
- Dlaczego? – zapytał Klemens.
- Jej głowę znaleziono przy drzewie.
- Była starannie ułożona, czy byle jak?
- Nie wiem… Przez przypadek kopnęłam ją i…
- … pokulała się – dodał Jarek.
- Tak, czy inaczej dopóki policja nie złapie sprawcy, będziecie musieli sprawdzić, czy to nie czasami sprawka Eryki. Tylko uważajcie na siebie!
- Jak się jej pozbyć?
- Musicie pobić ją jej własną bronią.
- Czyli?
- Zobaczcie, czym zabija, odbierzcie i zniszczcie.
- Mamy patrzeć jak kogoś zabija? – zapytał z niedowierzaniem.
- A skądże! – oburzył się mężczyzna. – Jeśli ktoś będzie w niebezpieczeństwie to masz dwa wyjścia: odwrócić jej uwagę od ofiary i wiać gdzie pieprz rośnie lub zaatakować!
- Nie wygląda to na coś banalnie prostego… – stwierdził Michał.
- A kto powiedział, że to jest proste? Musicie być przebieglejsi od niej. Od was zależy, czy to się skończy, czy nie.
- Mamy ją ganiać po całym świecie?
- Nie. Dopóki nie wymówicie – wiecie, czego.
- Tego samego, co w tej wnęce? – upewniła się Agata.
- Otóż to.
Minęło kilka tygodni, ale żadne z nich nie natrafiło na ślad Eryki. Przez ten czas nabrali pewności, że za tą i innymi zbrodniami, które miały miejsce, w ciągu ostatnich dni stoi Eryka. Ich poszukiwania istoty o wychudłych zielonych licach i sterczących białych włosach stawały się coraz bardziej intensywniejsze.
Cała Polska mówiła o szaleńcu, który mordował ludzi odcinając im głowy i układając pod drzewami.
W końcu Kamili i Michałowi udało się wejść na jej trop. Szli szosą, za szkołą podstawową nr 4, kiedy ją ujrzeli. Po jednej stronie był las, po drugiej zaś polana. Eryka szła w ich stronę. Jej pazury wyglądały jak szable, które miały barwę rdzy.
Zatrzymali się kilka metrów od stwora. Serca biły im jak oszalałe. Na ich widok jego twarz stała się jaśniejsza. Kolor jego skóry przypominał zadbaną, świeżą trawę. Oprócz nich nikogo nie było. Na wieść, że w Obornikach grasuje jakiś psychopata, co odcina głowy, ludzie przestali spotykać się w miejscach, w których mógłby ich zaskoczyć.
Kamila i Michał stali niepewnie nie wiedząc, co robić. Nie wiedzieli, czym tak naprawdę zabija swoje ofiary. Nic przy sobie nie miał. I nim zdołali cokolwiek zrobić, cokolwiek powiedzieć, a nawet cokolwiek pomyśleć, stwór zaatakował Kamilę. Wbił jej paznokieć w brzuch, a gdy próbowała odciąć jej głowę, Michał ją zasłonił.
- Zostaw ją! – krzyknął.
Eryka stała z opuszczonymi rękami. Obserwując ją, Michał próbował zatamować krew z rany koleżanki. Istota przechyliła na bok głowę patrząc, co robi chłopak. Wyciągnął z kieszeni telefon i włączył go. Widząc wahanie Eryki zabrał koleżankę z drogi. Idąc ostrożnie tyłem, obserwował ją. Już myślał, że zrezygnowała, gdy z lasu wyłoniły się dwie dziewczyny. Nie odwracając się zastanawiała się, czy dokończyć dzieło, czy zacząć nowe. W ostateczności wyczuła, że jeszcze spotka się z nimi, więc odwróciła się i ruszyła za dziewczynami.
- Uciekajcie, dziewczyny! – krzyknął Michał, ale było już za późno. Eryka wbiła pazury w brzuch jednej z dziewczyn i po chwili odcięła jej głowę.
Michał odwrócił się i trzymając Kamilę na rękach czekał na pogotowie na Drodze Leśnej przy jednym z bloków.
Spotkali się w szpitalu.
- Co się stało? – zapytał Jarek kiedy podszedł do nich Michał.
- Spotkaliśmy ją… a potem… potem ją zraniła. Chciała ją zabić, ale osłoniłem ją i odeszła.
- Nic ci nie zrobiła?
- Nie. To dziwne, prawda? Przechodziły tamtędy jakieś dziewczyny. Poszła w ich stronę. Próbowałem je ostrzec i zabierając Kamę, odszedłem. Nie wiem, czy je dopadła, czy nie.
- Przynajmniej wiemy jak ją zabić – rzekł Klemens.
- To znaczy?
- Ona zabija w ten sam sposób, w jaki sama została zamordowana.
- Wbili jej paznokcie w brzuch? – zdziwiła się Agata.
- I odcięli nimi jej głowę – dokończył mężczyzna.
- Jak to możliwe?
- A jak to możliwe jest, żeby znaleźć się w ciągu kilku sekund w 2124 roku? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- No, dobra. To, dlaczego nie zaatakowała Michała? – wtrącił się Jarek.
- Komórka. Włączyłem komórkę.
- Gdyby cię zraniła to by się zaraziła. A co do komórki to lepiej nie noście przy sobie. To zakłóca wasze myśli, możecie źle ocenić sytuację i sprowadzić wiele nieszczęścia.
- Ale Kamila mówiła, że ta choroba nie jest zaraźliwa – przypomniała sobie Agata.
- Tak, ale dla nas, nie dla niej.
- To, po co sprowadziła tę chorobę?
- Chciała pozbyć się ludzi, choroba ta po trzech latach staje się zaraźliwa (wg teorii Tobiasza Jaśmińskiego) i nieuleczalna. Nie sądziła, że ktoś tak szybko odnajdzie antidotum. Dzięki temu sama naraziła się na zarażenie.
- Ale ona jest martwa…
- Skoro zabijała swoimi szponami to jak my niby mamy ja zabić? Złamać jej te pazury? Prędzej ona nas pozabija nimi – zmienił temat Jarek.
- Obetniemy jej sekatorem – odpowiedziała ze złością Agata. Nie lubiła, gdy ktoś jej przerywał.
- Wszystko w rękach Michała – Klemens spojrzał się znacząco na niego.
- Co mam zrobić? – spytał.
Mężczyzna odpowiedział na to pytanie powoli. Wiedział, że wszystko zależy od niego, który po wysłuchaniu pana Orlelskiego opuścił szpital. Agata i Jarek wyszli za nim.
Gdy cała czwórka znów się spotkała, Klemens powiedział:
- Wykopali szczątki Eryki. Będzie nam teraz trudniej ją zniszczyć. Przeszedłem się po skarpie i znalazłem coś.
Podszedł do bariku i wyciągnął niewielki przedmiot, lecz nie od razu im go pokazał.
- Co pan znalazł? – zapytała dziewczyna.
- To ta moc ją tu przysłała. Jest to kamień, który Locha zakopała wraz z ciałem Eryki. Sprawił, że klątwa Ernesta i jej prośba się sprawdziła. No i wygląda jak wygląda. Ubierała się w ciepłe kolory, by zamaskować tę energię, jaką naprawdę wokół niej czuć.
- Możemy go zobaczy