21 september 2023
Truchła, maszkary, szkielety…
Usiłowałem coś. Nadal usiłuję… Co? Spogląda na mnie z lustra obojętna albo przejęta
smutkiem twarz. Trochę podobna do mnie i trochę do nikogo…
Kto tu jest?
Osacza mnie okrutna noc. Mruga do mnie oczami.
Całymi rojami zimnych gwiazd…
Noc i nic.
I znowu nic, bądź noc…
Ktoś tu był. Zniknął w otchłani czasu.
Ktoś,
coś
albo ono…
Szalejący wir samotności mży drobinkami kurzu
w mdławej poświacie wiszącej lampy.
Wspina się po ścianie skrzydlaty cień,
porusza odnóżami.
Dotyka czułkami plątaniny
żeliwnych rur,
która rozpierzcha się
pod wybrzuszonym stropem.
Żeliwna plątanina rur, bulgocząca i pełna jęków.
…
Ktoś się przechadza na poddaszu w tę i z powrotem. Słychać wyraźnie powolne, ciężkie
stąpania…
….
Otwieram powieki, zamykam…
Trzepotanie powiek
trwa przez kilka minut.
Coś mnie
oślepia,
coś przenika…
Słońce? Nie. Jakby powiew przeciągu.
Przepływają przez pokój widma, lecz jakieś zmechanizowane, stechnicyzowane..
Podejrzanie nowoczesne jak na pradawny sen somnambulika.
Podają sobie ciężkie przedmioty od ramienia, od czoła… Czaszki, nie-czaszki, stalowe
obręcze, zębate koła…
Roznoszącą woń elektryczności podręczną maszynerię.
…
I znowu się wszystko
od nowa tworzy,
ale tym razem
od końca do końca.
I znowu od końca.
Nie wiadomo po co.
…
Uchwyty, przekładnie, powyginane pręty…
Zeskorupiałe, rdzawe plamy.
Poprzecierane tabliczki znamionowe…
Frezarki podpierają ściany w jakiejś dawno opuszczonej fabryce niepotrzebnego złomu
ze zwisającymi, pozbawionymi wrzecion głowami.
Niczym strudzeni w dworcowej hali, co czekają na Godota.
…
I znowu do końca…
…
Rozsypujące się truchła, maszkary…
Leżące szkielety
koni, psów,
hipopotamów?
Pełno tu tego, aż po horyzont
siny i mokry, jak u Beksińskiego…
…
To jeszcze nie wszystko.
…
Jeszcze się zrywa skądś rozjuszona bryła
i stacza się z łoskotem po zboczu sennego masywu na wyobraźnię.
…
Jestem tu
jeszcze?
Odpływam.
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-21)
***
https://www.youtube.com/watch?v=-aaGjweSZzw