4 june 2010
Chryzantema wiatrów
O czterech pierwszych wspominać nie warto,
ten temat całkowicie, na wylot, przetarto.
(to przykład rymu z Częstochowy, ale niech będzie,
nic innego nie przychodzi mi do głowy).
Piąta strona świata jest w moim zasięgu, wyćwiczę
tylko palce na klawiaturze, wzmocnię się witaminami
z hipermarketu i daniem głównym o wpół do ósmej.
Kreski rozsypane na tomikach
współczesnej poezji wzmacniają
orgazmy, mięśnie nóg i tricepsy.
Szósta strona spod podszewki wystawia rogi.
Bezwstydnica, niech się schowa jeszcze nie pora
na wulgarne czyny i słowa. W nocy pofolgujemy
chuci.
Skręty z kart Pana Tadeusza,
lub innych klasyków, podniecają
melancholię, robi się spokojnie,
za spokojnie.
Czy to nie zabawne, że paznokcie najszybciej rosną
w wieku niemowlęcym i po śmierci. Ale, ale, czas
na siódmą, jeszcze się nie wylęgła z jaja, choć dokładam
starań.
Podobno ptaki zawsze wracają do gniazda, a może
odwrotnie – opuszczają je zbyt pochopnie? Na dziś
mam tylko jedną konkluzję: baletnice nie idą do nieba.
Bzdury? Owszem, wszystko jest absurdem.
Niekiedy absolutnym.