12 september 2010
Wyścig
Chodźcie wszyscy, tu siadajcie,
opowieści posłuchajcie.
O rolniku co się "zowie",
choć niewiele miał on w głowie,
ale serce wciąż waleczne
i w oborze krowy mleczne.
Dnia pewnego, przy chałupie,
na ogłoszeniowym słupie
ukazała się wiadomość,
podpisane - wójt jegomość.
Pies w oddali zaskowytał,
chłop nasz na głos to przeczytał:
"Wszem i wobec się ogłasza,
tutaj stoi wola nasza.
Wielki wyścig się odbędzie,
ksiądz dobrodziej w jury będzie.
Chodzi mianowicie o to
by nie ścigać się piechotą.
Dosiąść każdy może wszystko,
od źrebaka, po słonisko.
Przy kościele start was czeka,
potem mostek, pod nim rzeka,
w tył na lewo zawrócicie,
rzekę brodem przekroczycie,
obok sklepu za remizą,
niech was nasze oczy widzą,
czy tam który drań zepsuty,
nie chce przemknąć gdzieś na skróty.
Od remizy do ratusza,
potem poczta, kino "Grusza",
dalej prosto, każdy trafi,
tam już okna są parafii
i to wszystko, bez urazy,
powtórzycie ze trzy razy!
Meta będzie przy kościele,
macie czasu - dwie niedziele"
Przeczytawszy o nowinie,
opowiedzieć chce rodzinie.
Pobiegł zatem do chałupy,
wchłonął najpierw talerz zupy,
zwołał wszystkich tak jak leci,
matkę, ojca, żonę, dzieci,
wszystkim z nimi się podzielił
i zwierzęta im rozdzielił !
Żona z dziećmi świnię weźmie.
Ojciec na kogucie siędzie.
Matka w ojca jest drużynie,
ma na zapęd dać ptaszynie.
Nasz bohater, co się "zowie",
wyścig wygrać ma na krowie.
Czasu jeszcze dwa tygodnie,
więc by stanąć w szranki godnie,
trzeba zacząć już trenować
by ze wstydu się nie chować.
Świnia trening ma biegowy,
kogut musi mieć siłowy.
Rolnik z krową też uparcie,
wskoczyć na nią ma na starcie.
Rozpęd nabrał już w chałupie,
skoczył - zniknął w krowiej dupie.
Ta z uwięzi się zerwała,
z jeźdźcem w dupie poleciała,
lecz nie zmartwił się tym wcale,
wyszedł stamtąd, ćwiczył dalej.
Tak minęły dwa tygodnie,
został tylko jeden problem,
co w nagrodę planowano?
O tym wkrótce napisano.
Pierwszy dostać miał śrutówkę,
konia, byka i jałówkę.
Drugi - wieprzka, trzy koguty
i na zimę nowe buty.
Trzeci wygrać miał zegarek
i w kopercie groszy pare.
Nadszedł dzień wyścigu wreszcie,
gwarno było w całym mieście.
Przybywali zawodnicy,
zjazd to z całej okolicy.
Wszyscy pięknie przyodziani,
kolorowi, słońcem zlani.
Część na koniach, część na bykach,
część na kotach, psach, indykach.
Były inne też zwierzęta,
jakie jeszcze? Kto spamięta?
Przybył także nasz chłopina,
za nim żona, zuch dziewczyna.
Dzieci przy niej roześmiane
do świniaka przywiązane.
Obok ojciec gna koguta,
w rękach szabla i szpicruta.
Matka też z nim paraduje,
na ptaszynę wymachuje.
Każdy uśmiech ma witalny,
Każdy strój oryginalny.
Rolnik, buty z ostrogami,
kolt, kapelusz z balonami.
Żona - śliczna krakowianka.
Dzieci - Zorro i barmanka.
Ojciec – ułan, matka - wdowa
do żeniaczki znów gotowa.
Tak zjawili się na starcie,
przepychając się zażarcie,
żeby stanąć w pierwszym rzędzie,
tu zwycięstwo pewne będzie.
Zanim jednak to nastąpi
z krótką mową wójt wystąpi.
Parę słów na przywitanie,
jedno, drugie, trzecie zdanie...
Z tekstem szybko się uwinął
i do startu znak już daje(koń tam komuś dęba staje!)
W koło się zakotłowało,
tabun kurzu wywołało.
Każdy ruszył wnet z kopyta,
linia startu całkiem zryta.
Straszny chaos, zamieszanie,
trwa do przodu przepychanie.
Rolnik- batem, w prawo, w lewo,
jaki świetny kowboy z niego.
Żona z dziećmi na świniaku,
krzyczą głośno - "pędź warchlaku".
Ojciec - wierzchem na kogucie,
matka za nim w jednym bucie,
bo gdzieś drugi zapodziała,
jak koguta poganiała.
Widać mostek niedaleko,
pędzi nasz chłopina przeto.
Pierwszym musi być bez zwłoki,
gdyż most niezbyt jest szeroki.
Sztuka mu się ta udała,
krowa głośno zaryczała(muu!).
Reszta walczy ramię w ramię,
świniak wypchnął z trasy łanię.
Kogut także się przedziera,
z tyłu matka mu doskwiera.
Wpadli razem na most wąski,
górą przeleciały gąski,
lecz zostały wyrzucone,
bo latanie zabronione.
Z brodem też nie było łatwo,
rolnik przemknął całkiem gładko,
ale inni z tą przeszkodą,
mieli kłopot, jak to z wodą.
Świnia ostro hamowała,
żona przez bród przeleciała.
Dzieci były przywiązane,
więc na jazdę wciąż skazane.
Świniakowi tyłek zlały,
brodem rzeczkę pokonały.
Matkę swoją pozbierały
i przed siebie znów pognały.
Kogut zderzył się z sarenką
powożoną przez płeć piękną,
lecz on od niej był silniejszy,
był na brzegu przed nią pierwszy.
Opowiadać dalej mało
ilu jeźdźców się skąpało,
ale był tam jeden - wiecie?
Co na końskim jechał grzbiecie.
Bród pokonał - wcale, wcale,
jak nasz rolnik, doskonale.
Konia batem atakuje,
za rolnikiem galopuje.
Dalej sklepik i remiza
i w oddali ratusz widać.
Potem poczta, w herbie trąbka,
tu listonosz zsiadł z gołąbka,
a za pocztą, kino właśnie,
kaczor został na seansie.
Tak to kończą okrążenie,
podsumujmy prowadzenie.
I już widać, kto jest z przodu:
krowa, konik, świnia, kogut.
Z tyłu reszta ciut odstaje,
pędzą kupą, co sił staje.
Druga runda jakby z górki,
pod dyktando pierwszej czwórki.
Tylko szewc na kocie w butach,
został w sklepie na zakupach.
No i w drugiej tej odsłonie,
zdublowano wszystkie słonie.
W taki sposób to pomału,
dochodzimy do finału!
Publika się przekrzykuje,
każdy swego dopinguje.
Trzecia runda się zaczyna,
wciąż prowadzi nasz chłopina.
Koń nie daje za wygraną,
i dogania krowę zgrzaną.
Widząc rolnik zagrożenie,
szybki ruch, jak oka mgnienie,
róg naciska, to nie kpiny,
lecą z pod ogona miny.
Koń cwałuje w lewo w prawo,
przeskakuje miny żwawo,
lecz tych min jest coraz więcej
i przed brodem na zakręcie
koń okrutnie się pośliznął,
razem z jeźdźcem, w drzewo gwizdnął.
Tak też konia się pozbyto,
co za szybkie miał kopyto.
Teraz świniak drugi w szyku,
kogut trzeci - "kuku-ryku”
W takiej oto kolejności,
w wielkiej glorii i radości
przekroczyli linię mety,
kogut martwy padł niestety.
Nikt się jednak nie przejmuje,
matka rosół ugotuje.
Pora już na dekorację,
słychać gwizdy i owacje.
Niech się tylko wyszykują,
brudne buty wypucują.
Podium czeka, wójt już woła,
tłumy ludzi wzdłuż kościoła.
Rolnik krowie podziękował
i na podium wskoczył gibko,
pierwsze miejsce zajął szybko.
Żona dzieci odwiązała,
weszła bez nich, stoi sama.
Miejsce trzecie, całkiem gładko,
zdobył ojciec razem z matką.
Zewsząd ciągną delegacje
i składają gratulacje,
bo już dawno tak nie było,
by rodzinie się zdarzyło
zdobyć wszystkie trzy nagrody!
Zapraszają do gospody!
Uczta będzie tam do rana,
to rodzinna jest wygrana.
Na tej uczcie też ja byłem,
wino, wódkę z nimi piłem,
a na uczcie co widziałem?
Jeszcze wam nie opisałem.
Kto jest jednak ciut ciekawszy
musi czekać na ciąg dalszy!