1 september 2016
świadectwo
byłem tam. w krainie księżycowych szos i olśniewających wież
wiary, co szczególnie jest nie na miejscu, gdy przypominam
sobie, z jaką euforią żegnano tu przenajwszelkie kulty jednostki.
tak. pewnie po to by zastąpić je kultem bylejakości. jakoś to
przecież będzie - powie ci człowiek, który musi przeżyć w delegacji
za trzydzieści pięć hrywien dziennie. będzie jadł przez miesiąc
makaron (ponoć aż z chin), ale ugości cię przesłodkimi figami,
największym szaszłykiem jaki oczy twoje widziały, a na drogę
powrotną obdarzy lepką księżycówką z wonnego derenia.
byłem tam. w krainie nieszczelnych granic gustu i obcej estetyki,
cięższej niż grawitacja po ciosie starszego Kliczki. tak, widziałem
teatr piwa, kopalnię kawy i fontannę plującą czekoladą na biało.
nie ma inaczej. jakoś to będzie - powie ci człowiek, który ledwie
wiąże plastikowe zderzaki w swoim żiguli i z zazdrością patrzy
na twoją podżartą przez rdzę francuską pannę megankę.
ta nie grymasi. kluczy między kraterami zastygłego asfaltu,
pnie się po smołowanych falach wyżej i wyżej. lewituje nad
pęknięciami. wśród bruzd, baldachimów wypełnionych świętością
i kontrastów rozpierzchających przestrzenie biedy, nie wolniej
niż pierwszy łyk wszechświata. jest taki kraj, gdzie spotkałem ludzi
życzliwszych niż rodzina. byłem tam - widziałem ich aureole.