Pi., 30 april 2019
a wtedy puszczaliśmy mieszkańcom
wielopiętrowca "Przyjaciół Pana Cairo"
chcieli czy nie chcieli
musieli
przekroczyć próg świadomego wkurwu
by wyłączyć bezpańskiego boomboxa
a wtedy ustawialiśmy żeliwne ławeczki
w poprzek ulicy Polanieckiej
chcieli czy nie chcieli
musieli
się hamować zaciągać wyjść z siebie
by przywrócić nudną równoległość
a wtedy wiązaliśmy stalowe łańcuchy
do klamek drzwi przeciwległych mieszkań
chcieli czy nie chcieli
musieli
przeklinać gdy buntowały się
i stawiały opór do samego wewnątrz
więcej tamtych grzechów nie pamiętam
ale tych ani innych
nie żałuję
Pi., 17 april 2019
a jeśli ci sami
którzy łzami próbowali
ugasić Notre Dame
robili sobie selfie
z trzyletnim Aylanem Kurdi
na tureckiej plaży
to dziś też ocaliłbyś
Barabasza?
Pi., 16 april 2019
jestem blizną, jestem raną, jestem świeżą zgorzelą.
resztką, pozostałością, fantomowym snów swędzeniem.
mogłabyś zapomnieć, ale ból cudowny to wynalazek.
byłem wczoraj, byłem w tamtym miejscu, gdzie ślad
w błocie wysuszył czas. byłem sobą, byłem z tobą,
zanim rozpełzły się robaki po wzajemnych emocjach.
będę gryzł, będę śnił, będę z rozkoszy nienawidził.
cienka bowiem jest kurtyna między skrajnościami. bywa
że wiersz mdli jak wysięk prosto z przypalonego ropnia.
Pi., 13 april 2019
a kiedy wsiada do pociągu, wnosi ze sobą do przedziału
pamięć ostatniego wieczoru, smak czerwonego wina,
rozbujane biodra ocierające się o inne biodra w leniwym tańcu,
panikę poranka, pośpiech sprzed lustra i kompromis
ze zbyt szybko pożerającym czas czasem.
a kiedy wysiada w życie, zabiera ze sobą zapach kanapki
z jajkiem, opowieść o przebytych chorobach dzieciństwa,
żal i frustrację podjętymi nieopatrznie przedwczesnymi wyborami,
wewnątrzmałżeńskie gry o domowy puchar dominacji,
i rozładowaną od szeptów baterię telefonu.
oto przemieszało się. jest inna.
Pi., 13 april 2019
i co z tego, że dotąd nie wiedzieliśmy, jak niewiele dzieli
nas od wieczności. wymyślona niegdyś teza nie załatwia
sprawy. to było tylko nieudokumentowane podejrzenie.
do teraz. może i lepiej nie być świadomym, że gdzieś
tam kiedyś zbiegną się wszystkie sekundy, neurony, fabuły
niejednokrotnie pozbawione sensu, puenty bez kulminacji,
oraz wszystkie te błędy, na których poprawienie marnotrawimy
doczesność życia. może lepiej było trwać w złudzeniu, że nic
nie musi być przebaczone, że można posolić zimne kakao,
przekroczyć dozwoloną w terenie zabudowanym, przekłamać
coś dla świętego spokoju, utopić się w cichym rozgoryczeniu,
albo poddać furii nadciągającego przenicowania. nigdy nie łkać.
teraz gdy już wszystko wiemy, trzeba jednak wykupić moralne
ubezpieczenie. na wypadek buntu powszechnej grawitacji.
teraz gdy już wiemy, że znikamy - zniknijmy nadświadomie.
Pi., 29 march 2019
ze zwykłej wiedzy o społeczeństwie miałbym świadectwo
z czerwonym paskiem, albo wirtualny milion za milion
w rozumie. z wiedzy o sobie - świadomość podskórnego
istnienia czarnych dziur oraz wzór na przyciąganie kłopotów.
moje ściągają cudze z prędkością załamywania światła.
nie załamuję rąk. mam defekty z których mógłbym być
dumny. gdybym tylko obnażał się gdzieś w programach reality.
słowny ekshibicjonizm jest mi obcy. język pashtu jest mi obcy,
choć prędzej dogadam się z dobrotliwym pasterzem kóz,
niż ze sprzedawcą złudzeń z lustra. nigdy nie piszę o sobie -
zawsze się oszukuję. introwertyczny terroryzm. biorę was
na świadków. bez wstępnej kwalifikacji. bez wstępnej gry.
i tak we własnych oczach zasługuję na każdą nagrodę
w kategoriach pokrewnych aktorstwu. unikam proscenium.
unikam przeciągów. taki ze mnie przewrażliwiony dramat.
Pi., 29 march 2019
Kochają mnie zatłuszczeni mężczyzni około czterdziestki.
Ci z lodowatym pustym łóżkiem i ci z porywczą ciężką ręką.
Albo kochają mnie bladzi chłopcy, od trzydziestu pięciu lat wzwyż.
Ci zawieszeni gdzieś w próżni pomiędzy poprzednimi żonami.
A One patrzą na mnie z bezimiennych zdjęć w małżeńskich sypialniach.
Wciąż uwieszone na szyi. Wciąż rozdyndane jak kamienne sople chłodu.
Hipnotyzują, gdy kochają mnie śmieszni tatuśkowie po pięćdziesiątce.
Uwielbiam faceta. Ma dwadzieścia, najwyżej dwadzieścia trzy lata.
Ubóstwiam jego bezczelne wnętrze i tę słodką ciemność wewnątrz wnętrza.
Mówi, że nigdy nie miał czasu, aby znaleźć sobie odpowiednią kobietę.
I nikt nie wisi na jego szyi. No może tylko srebrny krzyżyk na sznureczku.
Ten krzyż delikatnie drapie moją kość policzkową, kiedy On jest na górze.
Ten krzyżyk wiruje i błyskocze mnie przez powieki. Zajączki! Wokół zajączki!
On nie przerywa. On się teraz uśmiechnie. Szczypnie mnie ustami w usta.
VERA POLOZKOVA
tłum. Piotr Mosoń
Pi., 8 january 2019
przychodzą i odchodzą
trendy mody i najnowsze stajle
ale gdy zastygasz przed pełną szafą
to w marmur nieskończenie zimno
i bezwzględnie odpadają puste ramiona
gdy nie ma co na siebie włożyć
by się sobie przypodobać
samej
Pi., 2 january 2019
maszyna nieskończoności
składa się z jednego kota
w trzech kocich wcieleniach
kot
jest naraz byłym kotem
kotem który istnieje tu i teraz
oraz kotem który dopiero nastąpi
kot
potrójnie na zakładkę złożony
jest w spiralną rozciągniętą helisę
przepleciony w yin yang pi razy kwadrat
kot
produkuje zawzięcie megawaty mruczenia
mógłby nimi napędzić wszechświat
ale kot ma ten wszechświat nieskończenie
w dupie
Pi., 29 december 2018
Drżę. Tymczasem Anna mówi, że najlepszy jestem
w depresyjnych wierszach. Że bez poezji dałbym się
pochłonąć. Dlatego sugeruje mi wizytę u wyroczni.
Zabaw się i nie musisz wierzyć w żadne przypadki.
Nawet gdybyś wyciągnął nić z dyndającymi kochankami
na ostatecznym jej węzełku, to tylko twórcze połączenie
przeciwieństw. Podobno się przyciągają. Podobno
kontrasty dążą do przemieszania. Wciąż nie wierzę.
Anna jest przypadkowa. Anna jest pierwsza z brzegu.
Ja jestem ostatni. W tym wierszu wcale nas nie ma.