Poetry

Pi.


Pi.

Pi., 26 november 2018

wryty

 
czasami staję jak wryty
gdy w moim świecie pełnym porządku i harmonii
coś się nagle i niespodziewanie
psuje

a chciałbym stanąć jak wryty
gdy w moim świecie chaosu i dysonansu
coś się nagle i niespodziewanie
naprawi


number of comments: 5 | rating: 6 | detail

Pi.

Pi., 26 november 2018

mglisto

trudno określić gdzie się zaczyna. najpierw wszystko jest na ostro.
przejrzystość godna poranka jak nagroda za noc. a jeśli nagród
nie ma? czyżby karą za ciemność między nami miała być mleczna

biel między miejscowością A i miejscowością B? między skupiskiem
komórek i synaps, które w odpowiednich okolicznościach kocham,
i tych które coraz częściej uważasz za boleśnie spowszednione?

gdzieś przecież wykluwa się nasza mgła. bez zawirowań, bez kłębów - 
dziura bieli, która zasysa, wciąga by wypluć na ścianę, las drzew
lub w przepaść. zostawi bez zmysłów. omami. przekręci błędnik.

i nie będzie nic na ostro, nic zorientowane na tu i teraz. omglenie?.
trudno określić gdzie się skończy. najpierw wszystki będę bólem,
potem ćmieniem, niewygodą. potem się zrodzę. jak kiepski horror.


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 18 november 2018

don kichot

Dulcyneo! moja Dulcyneo. myślę że miłość do Ciebie jest jak 
boksowanie się z narowistym wiatrem. namacham się, namacham, 
a prędzej czy później i tak przyciśniesz mnie do zimnego błota.

tyle spustoszenia weszło już między nas, Dulcyneo. pustych słów,
pustych obietnic, pustych niedopowiedzeń. tyle ich, że przestałem 
się gubić, bo wszystko stało się klarowne jak trzeci miesiąc

morskiej ciszy. nie ma mnie już Dulcyneo! zbroja pordzewiała
od soli i nie wiesz, czy to zwykły podmuch wilgoci znad oceanu, 
czy zwykłe łzy. nie wiesz, że moja twarz zarastałaby kurzem,

gdyby nie nasza historia, więc zarasta historią. gdyby nie ten
kurz, nikt nie rozpoznałby mnie we mnie. to moja będzie pokuta, 
że stanę się trzeciorzędnym wątkiem, tłem na którym błyśnie

twoja nieobecność.. ja - twój hidalgo - niedopieszczony przypadek 
w krajobrażni zrujnowanych miłością wiatraków. czyjaś Dulcyneo! 
nie wiesz jak bardzo już jesteś w innej historii. mniej pustej.


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 16 november 2018

wewnątrz zbioru wspólnego

czterdzieści procent Polaków 
nie rozumie co czyta.

sześćdziesiąt procent Poetów 
nie rozumie co pisze.

kurwa,
o co mi właściwie chodziło?


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Pi.

Pi., 16 november 2018

aktualizacja

było:
walczy o życie

jest:
przegrał


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 15 november 2018

głębiec

brodzisz. woda jest mądra, cierpliwa i uparta. to nie jest 
twój pierwszy raz. to nie jest jej byle pierwszy przypływ.

wznosisz modły i wzrusza się muł. dobrze przyjrzyj się
martwościom poroznoszonym przez niezależne prądy.

idzie szkwał. idzie szarość, która obróci spokój w perzynę.
zmieni topografię podwodnych skał, poprzesuwa pułapki

pod nieświadome stopy. stoisz, więc grzęźniesz. idziesz
wbrew brudnej fali, a buntuje się krwawy alert. wybuchnie

od pękniętej ślimaczej skorupki, więc ściągnie ryby na żer.
woda jest uparta i nieskończenie cierpliwa. już nie brodzisz. 
- już jesteś głębiną.


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Pi.

Pi., 14 november 2018

tetris

na początku były tylko różnice. zadziory, pęknięcia, blizny 
po poprzedniościach. przymierzali się do siebie, jak wstydliwe 
jeże - przeostrożnie. dwa kroczki ku sobie, unik, jeden obrót

na skos. specyficzne tango rozpisane na dwa okaleczone 
kompleksami temperamenty. i tak nie pasuje jedno z drugim 
i nijak też jest im od pary. przyciągać to się mogą jakieś

magnesy a nie ciała - mówiła. chcę cię czuć całą powierzchnią 
siebie - szeptał. więc prowadzili eksperymenty w przenikaniu 
intymnej antarktydy. parzyło gdy parzyło, mroziło gdy mroziło,

raziło zmiennym prądem. cierpiała torturowana wrażliwość, 
ale do wszystkiego idzie się przecież przyzwyczaić. nawet 
do tego drugiego człowieka. rozgłaskali draśnięcia, strupy

rozcałowali, odpadły traumy. jak w tej wirtualnej zabawie 
klockami - wystarczyło sobą szczelnie wypełnić przestrzeń, 
by nie było niepotrzebnych różnic na końcu. by nie było końca.


number of comments: 2 | rating: 5 | detail

Pi.

Pi., 13 november 2018

najlepszy

 
mój najlepszy wiersz
to ten który najbardziej boli
mnie
w którym wyrwy są już pokryte
nawarstwioną gangreną
w którym wszystko przestało
pulsować
i nawet gdybym go zaczął od słów
że znów ciebie mniej we mnie
to bardziej boli gojący się brak mnie
w tobie


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Pi.

Pi., 6 november 2018

żaden wiersz

 
nie będę pisał wiersza o brakach. po co
wypełniać lukę, która mówi więcej, gdy
jest niezamieszkana. jak gniazdo pełne
skorupek. i czyjejś przeszłej obecności.

już nie ma. było. żadnej pewności że będzie.
nic, które puchnie do symbolu. nic, o którym
beztrosko kłamię, bo jeszcze przed chwilą
obiecywałem brak wiersza. a tu jest! o niczym.


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 30 october 2018

Rybeńka

Rybka – Tak!. Dostałem od niej to imię.
Na wyłączność i własność. Nie chciała nic w zamian,
tylko pozbawioną innych balastów pierwotną świadomość,
że oto Ja – biały jak najbielsza sól tropikalnych mórz,
że wchodzę pod skórę, gniotę, kłuję, że uwieram.
I że nic mnie stamtąd nie wymaże.

Obiecywała – Tak! Będę pisać!
Potem przychodziły pocztówki z nieznanych światów
Na pocztówkach ruiny. Albo egzotyczne przysmaki tamtejszej
kuchni. Nic ważniejszego, niż odrobina słów o tęsknocie.
Że już koniec podróży. Bo drży światełko.
Bo tunel. Bo żaden pociąg.

Rybeńka – Tak! Dała mi to imię.
I kilka słów mi jeszcze dała. Że bardzo chce mnie
znów sobą dotknąć. Pragnąłem bardziej. Z tego pragnienia
nauczyłem się czekać. Z tej cierpliwości nauczyłem się pływać.
Systematycznie poznawałem wszystkie przybrzeżne laguny.
Oswoiłem niejedną zatokę. Udomowiłem szelf.
Osierociłem piaszczystość brzegu.

Obiecywała – Tak! Tak! Doczekasz się.
Przecież wrócę. Dlatego nie mogłem nic przegapić.
Przestałem śnić, przestałem przymrużać oczy do słońca.
Pozwoliłem ostrej soli wejść pod powieki, gnieść, kłuć i uwierać.
Żadnego rozmawiania. Żadnego zbędnego oddychania.
Aż wreszcie stałem się rybą. Wtedy przyszła plażą.
I wyjęła mnie z wody.

HALYNA KRUK
przekład z ukraińskiego: Piotr Mosoń


number of comments: 2 | rating: 4 | detail


  10 - 30 - 100  






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1