Poetry

gabrysia cabaj


older other poems newer

3 august 2011

gomółka

nasza mama pracowała wtedy w rozlewni
więc mieliśmy dużo oranżady do popicia
chleba ze smalcem i z cukrem

zbieraliśmy jasnotę by sprzedać ją w Herbapolu
a na początku wakacji dzieciaki z ulicy
pracowały przy obieraniu truskawek
no i można było najeść się do syta

czasami brakowało na chleb a kiedyś zgubiłam
sto złotych płakałam jak głupia nie mogłam uwierzyć
myślałam że znajdę nie wtedy nie dostałam lania

zawsze jeździło się na Kaszuby do końca wakacji
za robotę przywoziłam wielki brut chleba
na Gwiazdkę dostawaliśmy tłustą gęś

tata był tylko w niedzielę i kazał nam chodzić do kościoła
w tygodniu biegłam do Baru Wisełka i w kance
przynosiłam cztery porcje pomidorówki lub ogórkowej

gdy oglądam Misia to chce mi się śmiać
nie przypominam sobie łyżek i widelców
przykutych łańcuchami do stolików

.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1