30 june 2013
Pentakl cz. IV- ost
Złota myśl Grzegmiła:
,,Im bardziej usiłujesz udowodnić ludziom, że nie jestes psem, tym bardziej twój głos przypomina szczekanie.
Pieklisz się, wyjesz, po godzinie bezowocnych prób wychodzisz na czterech łapach z podkulonym ogonem."
Wygłasza ją stojąc na pustej arenie po kolana we krwi, pocie i moczu zabitych przeciwników.
Trzy plastikowe ludziki. Eldrycja, Tarek, Saja.
Duchy uwięzione w butelce półwytrawnego sikacza.
Wystarczy odkorkować, upić łyk, a na pewno któreś z nich wypełznie, wybełkocze życzenie, które będziesz musiał spełnić.
Skoczyć po piwo, zszyć żyły Tarkowi, pomścić El, naprawić Robina.
Rozwalić łysy łeb Ryfinowi.
...zginiecie bydlaki!- zapłakał bezsilnie gladiator nad trupem ukochanej.
Pomroka dzierżyła miecz złaman, smutkiem objuczon.
Koniec.
Gościsław odłożył długopis.
Osiemdziesiąt sześć kartek zadziubdzianych maczkiem.
Zamachy stanu, bratobójcza walka, miłość, dzielni wojowie, spiski nikczemników...
-Pierwszy tom gotów. Tak oto rodzi się saga, która zepchnie w pomrokę niepamięci żałosne wypociny jakiegośtam Tokiena, czy Lema.
Ścierwo Taryzjusza spuchło.
Trup wywalił gały. Tony much, metropolia larw, inkubator i żłobek w jednym.
Połamane szczątki Relianta jadą na lawecie na parking policyjny.
Zmasakrowane ciało młodej malarki leży w przytulnej lodóweczce.
Przedgrób.
-Zabił mnie, kutasisko złamany, zabiiił!!!!- wyje nieźle pijany duch El parząc na leżącą w kącie cielesną powłokę.
-O ty chujcu ty...
Dziurawą, ostatni raz naprawianą w 1976 roku drogą przez Siepaszkowice jedzie kolumna motorowerów.
Czarne bandany z czaszkami, okulary przeciwsłoneczne kupione po pięć złotych za sztukę, skórzane kurtki z ciuchlandów.
Gang Sinobladego, siedemnastu pryszczatych prawiczków na Rometach Chartach, Ogarach, Halibao Cijlingach, Wubijeo Stratonach i poczciwych simsonach pomyka przez wioskę.
Nadęci i udający groźnych. Szczerzący mleczne kły.
Duch Eldrycji materializuje się na środku ażurowej szosy.
Buńczuczni smarkacze hamują. Spod kół pierdopędów wzbijają się tumany kurzu.
Chłopcy patrzą z niedowierzaniem: pomiędzy koleinami stoi naga, młoda kobieta.
Wiatr rozwiewa jej rude kłaki łonowe, kołysze sporymi piersiami .
Żywy kadr z pornola! Tuż przy nich!
Ciągle pijana El uśmiecha się słodko i mruży oczy.
Rozchyla uda. Skrócony kurs anatomii.
-No dalej, śmiało- zahęca oniemiałych kindergangsterów.
-Ty, co wyglądasz jakbyś miał stulejkę na twarzy, podejdź no!
Widziałeś kiedyś coś takiego? Nie? To jest cipka. Ma wiele różnych zastosowań.
Możesz na przykład włożyć palec, o tak...
Siedemnaście jednoczesnych wzwodów.
-Chcecie więcej? Rżnąć mnie, dymać, pieprzyć?
Dobra, chłopaczki, ale nic za friko. Niech każdy z was pomyśli o jakimś adresie.
Już? Wszyscy macie w głowach ten sam. Kopernikańska 34/23.
Tam znajdziecie pewnego kolesia. Ogolony na łyso, morda niedorozwiniętego tyranozaura. Dres ,,Adodas".
Ten skurwiel zalazł mi za skórę. Macie go zabić. Rozumiecie?
Siedemnastu napalonych szczeniaków przytakuje.
Jednym z plusów bycia duchem jest możliwość opętywania zbiorowego.
-Spiszcie się, a nagroda was nie minie...
-mówi Eldrycja i rozwiewa się.
Ludzie Sinobladego rozjeżdżają się do domów. Po noże, tasaki, nawet motyki.
Każdy oręż się przyda.
Sjęgniewa przenika przez ścianę swojej mieszkanio- pracowni.
Miliony półzaschniętych tubek, słoików, słoiczków i słoiczuniów z farbami, podłoga ufajdana niezliczonymi plamami.
Konstelacje, drogi mleczne, niebieskie mgławice wżarte w stare deski.
Sztalugi, płótna, pocięte gazety, z których robiła kolaże, palety. Absolutny brak komputera, telewizora, radia.
Skołtuniona pościel na stojącym w rogu tapczaniku jest niepasującym dodatkiem.
Strzępkiem prymitywnej codzienności w jaskini wiecznej sztuki, gołębiem srającym na pomnik trwalszy niż ze spiżu.
Menelem rzygającym do Świętego Graala.
Saja bierze pędzel.
W ostatnich dniach życia malowała Jonha Windsora, syna Księcia Williama i Paris Hilmon.
Biedny potworek...
Jedyne dziecko na świecie urodzone z wrośniętym w głowę tuzinem tabletek antykoncepcyjnych.
Z obrazu jednym wyłupiastym okiem spogląda czerwony, zdeformowany maszkaron.
Zamaszyste pociągnięcie...
Drugie...
Brudna posoka antracytu, ślina o barwie ochry.
Ból egzystencjalny zamknięty w spieczonych kroplach. Konwulsje ze sjeny palonej.
-Kogo by tu opętać?- zastanawia się Tarek.
-Może Blanika, tego smutnego palanta. Byłego Eldi.
Ale będą jaja.
Gościsław jak zwykle trzepie kapucyna przed kompem.
Porno ze zwierzętami, jakis facet ujeżdża knura.
Nagle, za sprawą Taryzjusza do koniobijcy dociera światło. OŚWIECENIE.
Zdaje sobie sprawę, jak bardzo był żałosny.
-Kurwa!- wykrzykuje.
-Byłem na samym dnie dna, w samym środku, w samym sercu dupy.
Pisałem gówniane pierdoły, chodziłem w sweterkach w serek i używałem brylantyny...-myśli rwąc rękopis swej grafomańskiej powieści
-I jeszcze ta posrana dewocja, ogłupienie religijne... ale koniec z tym, koniec!
Krzyż- za okno! Pamiątka pierwszej komun... za okno! Zdjęcie panów Wojtyły i Berdżolio- won!
Mamo, mamo, przeżyłem coś na kształt objawienia- krzyczy wpadając do kuchni.
Jego rodzicielka podnosi głowę znad obieranych ziemniaków.
-Od dziś jestem innym człowiekiem. Nawróciłem się. znaczy odwró... przewróciłem się.
Doznałem wstecznego nawrócenia. A raczej nawrócenia na minus.
Kościół jest najbardziej zbrodniczą sektą świata. Żryj strzępy kłamliwej księgi, żryj to gówno...
Gost, wzorując się na Nergaliuszu z zespołu,,Behenix" rwie na strzępy opasłą książkę.
Kartki zmieniają się w konfetti.
Godzinę później opętanie mija.
Gostek ocyka się na komisariacie.
-Bożeee wybaacz... Szatan wziął mnie w kosmate łapy...
-wyje dowiedziawszy się, że w amoku wparował do kościoła i rzucił psią kupą w kierunku ołtarza.
Trafił Sulejowsko- Przasnyską Madonnę prosto w twarz.
O mały włos nie został zlinczowany przez wzburzonych wiernych, na szczęście dla niego skończyło się na paru wybitych zębach, wyrwanej garści włosów i nieskończonej liczbie siniaków.
Łup, łup, łup!
Walenie do drzwi.
-Co do chu... policja? -myśli wyrwany z pijackiego snu Ryfin.
Przestępuje zwłoki Eldi, na palcach skrada się do drzwi. Przystawia przekrwione oko do wizjera.
Czarny placek, egipskie ciemności.
-Kto tam? -pyta nieśmiało.
-Gratulacje, moje nazwisko Sparnicki. Jestem przedstawicielem firmy Eko- de Volaille Polska.
Mam przyjemność poinformowaćpaństwa, iż numer waszego mieszkania został wylosowany przez nasz system w wielkiej promocji gotówkowej.
Za jedyne tysiąc sto trzy złote dwadzieścia pięć groszy otrzymają państwo ...
-Wal się na ryj, buraku- mruczy ponuro dres i odwraca się.
Wtedy drzwi otwierają się z impetem, nieomal wylatują z futryn.
Do mieszkania wbiega siedemnastu chłopaków z kuchennymi nożami w dłoniach.
Kilku trzyma tasaki, motyki, siekiery.
,,Aniołowie zagłady"- to ostatnie, co przelatuje przez łysy łeb.
Gang owładniętych przez Eldrycję, napalonych prawiczków brutalnie morduje osiłka.
Krwisty befsztyk. Nec Hercules contra plures.
Z rozbitego strusiego jaja wylewa się skisły mózg.
-Śliczne...-myśli duch Saji patrząc na swój najnowszy obraz.
Książę-Quasimodo, potworkowaty następca tronu Brytanii Poznańskiej.
-Moje pierwsze dzieło post mortem.Choroba, za życia nie potrafiłam tak świetnie malować!
-Zduchowienie budzi w człowieku kreatywność.
Część III.- Siny PR
martwy- A. nieżywy, umarły, nieżyjący, zmarły, zabity, poległy, zamordowany, zakatrupiony, zwiędły, zwiędnięty, uschły, B. jałowy, bezpłodny, niepłodny, nieurodzajny, nieuprawny, NIEOŻYWIONY, nieorganiczny
(Andrzej Dąbrówka, Ewa Geller, Ryszard Turczyn Słownik synonimów, Świat Książki 1996)
Po opuszczeniu Gościsława wredny i cholernie antyreligijny duch Tarka szuka następnej ofiary. Wybór pada na księdza Rostomiła Majuskułę- Terlika, w prasie lewacko-augsburskiej zwanego ,,kato- talibem". Kapłanidło owo prowadzi bowiem krucjatę przeciwko elektoratowi SLD, Janusza Paligrzmota, przeciw gejom, lesbijkom, syfilitykom, chorym na AIDS, zwolennikom aborcji i w ogóle wszystkim poza sobą. W jadzie wylewanym przez duszpasterza śmiało mogłaby się utopić pół kraju.
Wszyscy pamiętają, jak podczas poprzedniej Parady Równości klecha stał z kropidłem, wiaderkiem i krzyczał ,,Ja was na nowo chrzczę, błogosławię, bracia sodomici! Szatanie, odejdź od bliźnich mych! Nawróćcie się, oczyśćcie w wodzie święconej ciała chucią zbrukane!"
Rozbawionej reporterce Superstacji wyjaśnił ,,Nieważne, że niektórzy grzesznicy śmieją się z tego, co robię. A przecież katolik powinien być siepaczem Chrystusa zmartwychwstałego, seryjnym mordercą grzechu, katem nieprawości, winien walczyć jako lew, tygrys szablozębny z najmniejszymi nawet przejawami występku!
-Kuźwa mać, ja ci dam tygrysa...- zaciera niewidzialne łapy Tarek wnikając do głowy rzymskokatolickiego bojownika.
Trzy godziny później, na tegorocznej paradzie środowisk LBGT ksiądz Rostomił pojawia się w różowej sukience i ostrym makijażu.
-Geeej okeeej- ryczy rozrzucając w tłum smakowe prezerwatywy.
-Nieźle go załatwiliście- Eldi pojawia się w mieszkaniu tuż przy broczących juchą zwłokach swego oprawcy.
-No to czas na nagrodę. Zdejmijcie spodnie.
Siedemnastu napalonych do nieprzytomności, półoszalałych z popędu młodocianych gangsterów posłusznie ściąga gacie.
Zmieniona w kulę świetlistego światła Eldrycja replikuje się. Siedemnaście płomieni wnika w genitalia bandy Sinobladego.
-Oooo aaaaaaaa...- skamlą z podniecenia.
-Oto ogłaszam, co następuje. Ja, Rostomił Majaskuła- Terlik, do niedawna ksiądz, tfu, katolicki, zrywam z psią, obłudną i nietolerancyjną wiarą- krzyczy do kamery opętany klecha.
-Bóg, jeśli istnieje, jest nietorelancyjnym homofobem- więc nie może być moim Bogiem. Przeto raz na zawsze wyrzekam się jakichkolwiek religii.
Grupa homosiów, transgenderów i fetyszystów bija brawo, gdy niedawny kato- talib z torebki z Lady Gagą wyjmuje koloratkę, rzuca na asfalt i zaczyna deptać.
-Żebyś zdechła jeszcze dziś, rzymska hydro!
Latający pędzel. Saja pracująca nad kolejnym, wiekopomnym dziełem.
-Co do kurwww.....yy...- krzyczy duch młodej malarki. Wielobarwna, kwasowa, narkotyczna mandala, nad którą spędziła ostatnie pięć dni, zaczyna wirować. Stworzony z koki, LSD, grzybów halucynogennych, haszu i marychy obraz wybucha, niczym tęczowy wulkan. Feeria barw wciąga naćpaną, najbardziej obiecującą artystkę pokolenia Y. Sjęgniewa Pężyrka Nowak staje się wielkim kleksem na płótnie.
-To jakaś ateistyczna epidemia!- kręci głową świeżo wypuszczony z puchy Blanik.
Na wszystkich kanałach mówią tylko o jednym. Skandal! Oszalały duszpasterz! Szokujący upadek kościelnego moralisty!
- Widzi mamuś, nie tylko mnie diabeł omamił. Skleję Biblię, zobaczysz. Choćbym miał siedzieć nad tym i rok. A Sulejowsko- Przasnyskiej Panience oddam złoty krzyżyk, ten z komunii. Jako wotum. I kościół obejdę na kolanach trzydziestokrotnie, ze śpiewem!
W leśnych ostępach grzybiarze- menele przypadkowo znajdują na rower Bałtyk i -leżące obok, pokryte robakami, czarne zwłoki wielbiciela death metalu.
Odbywa się pogrzeb Saji. Zjechała się cała śmietanka twórców awangardowej, durnej, niezrozumiałej sztuki: Afta Rottenberg i Magduś Abakusowicz z grupy Zanęta, Wilhelm Saltus, pojawił się nawet wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego.
-Żegnamy cię, droga Sjęgniewo, ze łzami w oczach. Pełni żalu do niesprawiedliwego losu- stękał z kartki.
-Nie wytrzyyymaaam... -jęczy herszt bandy motorowerowców.
-Który dzień się tak onanizujemy? Ósmy? Rąk nie czuję, fajfus mi krwawi, całkiem do krwi obdarty...
,,Smartula pyrka radośnie po krajowej eS trzydziestce piątce, z radyjka leci Queen, a mnie obłażą głupio patetyczne myśli. Śmierć jako ostateczne ukojenie! Brak możliwości umarcia świadomości karą za grzech samobójstwa! Kurwa! Czym ja się przejmuję? Kto chciałby żyć wiecznie? Każdy, nawet Freddie Mercury z kiścią bananów na głowie. Ze ściekającym makijażem, zasmalcowanymi fluidem mięsakami Kaposiego. Fredi w dziesięciu koszulach, by nie było widać jego wychudzenia. Nawet dobrze, że się zabiłem. Teraz mam zajebistą okazję, by ośmieszyć i poniżyć każdego pieprzonego buraka w tym kraju. Będę wchodził w nich i ... bieganie nago! Jedzenie kału! Biskupi z plamami starczymi na mordach taplający się w woodstockowym błotku, kardynałowie na koncertach Slayera! Proboszczowie dymający facetów, holenderskie dziwki i psy! ... no, z tym ostatnim deczko przegiąłem. Ale i tak będzie przewrót! Masowy odpływ wiernych ze skompromitowanego Kościoła! Owieczki spieprzające z owczarni! Musze wykorzystać fakt, że jestem osobą (sic!) duchowną. I duchem. ha ha ha ha" - myśli klecho- Tarek-klecha jadąc do brata Rostomiła. (Skąd zna drogę? Jak powszechnie wiadomo wśród demono- i spirytuologów, bycie opętatywnym duchem daje możliwość odczytywania myśli osoby, w której się przebywa).
-Coś ty zrobił?- Galezy Majuskuła- Terlik nie wita go z otwartymi ramionami.
-Trzy razy z kurii dzwonią, gdzie jesteś i gdzie jesteś-wypytują. Komórkę masz wyłączoną, na plebanii nie pojawiłeś się od ponad tygodnia... Co jest?
-Wybacz mi, niegodnemu. Nagły atak pomroczności jasnej. Kompletnie nie byłem w stanie rozpoznać znaczenia swych czynów! Uwierzysz, ze cały ten czas przetraciłem w barach i klubach? I to jakich! Dla zboczeńców! Pozwól, że przemilczę, jakież to sprosności wyprawiałem kalając usta i inne części ciała w pokojach schadzek zwanych z angielska dark roomami. Zadzwoń proszę do ojca Anzelma. Bez egzorcyzmów się nie obejdzie!
Ostatni z nieszczęsnych moto- prawiczków umiera. Pijana El, strzyga, demonica, dopala się w ich ciałach.
-Proszę tędy. Brat chyba ostatnio źle się czuł. Stres, przemęczenie, nadmiar obowiązków wpłynęły źle na jego zdrowie psychicznie. No i szatan zaatakował, najsilniej jak mógł.
-Jezzuu...O Bożeee...- dobiega zza zamkniętych drzwi.
-O, słyszę, że Rostomił chyba się modli. Zawsze był człowiekiem modlitwy...
Nieświadomy intrygi Galezy puszcza kapucyna bosego przodem i otwiera drzwi. Po chwili obaj zastygają.
Kompletnie nagi Taro-Rost leży na stole i wkłada sobie w tyłek pokaźne dildo.
-Jak dooobrze.... jakby mnie sam Lucyfer bzyyykał...
-Apage! -Anzelm rzuca się na golasa z krucyfiksem i cebrem wody święconej.
,,Tragedia na Kopernikańskiej! Zwłoki dziewiętnaściorga młodych ludzi znaleziono w jednym z mieszkań. Sąsiadów zaniepokoił fetor wydobywający się z...Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy... jedna z ofiar ... kobieta... zamordowana... Na miejscu pracują policyjni eksperci..."
Do zapłakanego Gosta ledwie docierają płynące z telewizora słowa. Od godziny wie, co spotkało Eldrycję.
-Dlaczego onaaa... piękna, kochana, cudna... Miała wrócić... ślub, gromadka dzieci... życie bez nie ma sensu...
Cóż zostawię przyszłym pokoleniom? Niewydane arcydzieło, ,,Kospomotwarz, historya woyny trzydzieścitysięcyletniey", parę wierszy skrytykowanych przez buraka... Ech, jakiż talent umrze wraz ze mną!
Rostomił z hukiem wylatuje z domu śmiertelnie obrażonego brata. (,,Taki afront wobec ojca Anzelma!")
Wsiada do wysłużonej smartuchy i jedzie się nachlać.
Gościsław pisze list pożegnalny. Wymyśla w nim adwersarzom, szczególnie Pułkowiczowi, od ciot, kalek emocjonalnych i weneryków.
Zakłada pętlę na szyję.
-Eldi, do spotkania w zaświatagggggghhhhh...
(kurwa, nie dokończyłem jednego opowia.... opowia...)
Część IV. Zielony PR
żywy- A. Organiczny, ożywiony, żywotny, genetyczny, dziedziczny, B. ZWIERZĘCY, pierwotny, atawistyczny, biologiczny, zoologiczny, C. ROŚLINNY ziemniaczany, kartoflany, jarzynowy, warzywny, leszczynowy, laskowy
(Andrzej Dąbrówka, Ewa Geller, Ryszard Turczyn Słownik synonimów, Świat Książki 1996)
Szaruga. Pogoda pod zdechłym Azorem. Siwowłosy mężczyzna idzie o lasce. Zobaczcie, jaka zajebista: srebrna gałka w kształcie trupiej czachy!
Świątynia Tiszpaka, czyli dawny ewangelicki kościół w Armalnowicach. Pomalowana na czarno elewacja, na witrażach bestie, demony, węże.
Starzec otwiera wrota. Klik! Z kryształowego żyrandola bucha mętna, jadowita łuna. Czerwone żarówy oświetlają malowidła szatanów, skąpanych we krwi wojów, monstrów wyszarpujących wnętrzności grzesznikom.. Piekło niczym na fantastycznych obrazach Hieronima Bosha. Stwory na płótnach, na ścianach, na posadzce. (Gdzie był konserwator zabytków? Żeby tak oszpecić kilkusetletni budynek... Jakby stu grafomanów, partaczy malarstwa zmówiło się, by dokonać jak największych spustoszeń, a potem wyrzygało się farbami...)
Staruch zatrzymuje się przed ołtarzem. Asmodeusy, gorgony, scylle i charybdy otaczają bogato zdobioną ramę z czarnego marmuru. Ostatnie dzieło kultowej, zmarłej tragicznie Sjęgniewy P. Nowak: młoda kobieta zastygła w niemym krzyku. Z ust wypełzają robaki. Fuj.
Do kościoła schodzą się wierni. Arcykapłan siedzi na plastikowym tronie. Scenografia jak z niskobudżetowego horroru komediowego. Nieustraszeni pogromcy wampirów 10. Reżyser, Ed Wood, znalazł rekwizyty na śmietniku, pomalował stare krzesło sprejem na czarno, złoto i purpurowo.
Nagle płótno zaczyna się kruszyć, rozdzierać. Nabożeństwo ku czci zetlałej szmaty.
Głosy ludzi zniżają się, stają się gardłowe, ochrypłe. Głosy grobowe.
-Ojcze Rostomile! Przeklęty niechaj będzie świat, którego nie przekląłeś!- bredzą.
Zaczyna się wielka, ponura feta, w ruch idą czarne świece i maski kozłów, z kolumn płynie asyryjsko- mezopotamskie zawodzenie.
Wierni dostają spazmów, ogarnia ich glosolalia, mówią w zapomnianych narzeczach sprzed milionów lat, językami dinozaurów.
W ferworze, rozgrzaniu, rozdygotaniu nikt nie zauważa, iż opętany kapłan dawno wyzionął ducha. Swojego i Tarka.