31 may 2013
Pentakl cz.III
-Portale poetyckie to jeden wielki szlam- stwierdza Gostek, domorosły wieszcz.
-Każdy z tych żałosnych krwiopijców tylko czeka by wykasztanić pod twoim tekstem, dowalić.
Złamać, upokorzyć, odebrać wiarę w siebie.
Hieny, sępy, kojoty rozszarpujące sztukę.
Prawdziwy geniusz tworzy wyłacznie dla siebie.
Od dziś będę pisać do szuflady.
Ludzkość (chyba) obędzie się bez moich dzieł.
Choć dla wielu fanów będzie to szokiem, końcem pewnej epoki, moje przyszłe, wybitne wiersze nie ujrzą światła dziennego.
Najlepszych nie będe nawet zapisywać, niech rodzą się i umierają w myślach.
Narodziny i autodestrukcja w ciągu jednej chwili. Autokanibalizm.
,,Wybiła godzina ma. Nie szukajcie odbryzgów, cienia sztuki mej na Poeszufladzie, Liternecie, czy Fabrice Librorum. Rozwiewam się w pikselowych mirażach, pośród fal eteru, jarzeniowych światłowodów. Żegnajcie"- pisze na forum.
-No no, wreszcie jakaś mądra decyzja. Analny Saruman postanowił nie wyściubiać nosa z odbytnicy. Tak trzymać stary, kiśnij ze swoimi pierdami w jelicie grubym, palancie. To niezobaczenia. Tomek.
Ja zespolona z groteskowym samochodem.
Właściwie z jego ruiną.
Byłaby z tego ładna rzeźba.
Zatytułowałabym ją ,,Rozkwitający plastik, lub trzykowłowy talent"
Możnaby wystawić w Pelimentior Gallery.
Ciekawe, czy żyłabym, gdybym posłuchała starego i kupiła garbusa?
-zastanawia się Saja patrząc, jak strażacy rozłamują resztki Robina, by wydostać jej zmasakrowane zwłoki.
-Przerzucę się na powieściopisarstwo- postanowił Gost.
-:Każdy dureń potrafi napisać wiersz, książka- to już next level.
Z biurka wyjął zeszyt. Wyrwał i zgniótł kilka zapisanych kartek.
-Chuj z poezją.
,,Kospomotwarz, historya woyny trzydzieścitysięcyletniey"-wykaligrafował wielkimi, ozdobnymi literami.
Jest 46 lipca 81A27C roku.
Są to niespokojne czasy, zawieszone pomiędzy dwiema atomowymi wojnami, czasy rodzącej się tyranii satrapy Wszechpersji Augusta VI de Loepperinus.
Przyszłe nieszczęścia wiszą gęsto w powietrzu.
Zwycięstwo wojsk Australorwegii pod Sorboną Kanadyjską ostatecznie przekreśliło szanse na zakończenie wojny.
Dokonano rozbioru Trzeciego Klifatu Europy .
Od kilkunastu dni nie mamy łączności z członkami ekspedycji, którą miłościwie panujący nam Papież Jan Paweł Innocenty XX wysłał na Słońce w celu dokładniejszego zbadania powierzchni Boskiej Gwiazdy.
Jego Świętobliwość wyraża zaniepokojenie tym stanem rzeczy i żarliwie modli się za życie i zdrowie dzielnych solarnautów.
W palmariańskich koloseach trwają przygotowania do dwa tysiące osiemdziesiątych trzecich Igrzysk o tytuł Waleczny Pośrod Galaktyk Świata.
Ze wszystkich zakątkow kosmosu przybywają dzielni gladiatorzy.
Swój udział zapowiedzieli tacy wirtuozi miecza, jak Hefajstokles z Mirry, Rospideniusz Brassos, czy niesławny Alexandrus Śląski z Dąbrowy Warszawskiej.
Tłumy gapiów ciągną na wielkie widowisko.
Każde sto skudów wrzucone do gardzieli posągu Skarbonnika Niebiańskiego zapewnia oczyszczenie duszy na pięć lat.
Hordy łasych odpustu zupełnego, żądnych widoku krwi pielgrzymów w poczekalni. Motłoch u bram.
Mędrcy, magowie, dziesiątki tysięcy rozpustnych, fałszywych proroków, kuglarze, czytający z rąk, nóg i zwierzęcych bebechów, stare baby, dzieci, zwierzęta, setki rdzewiejących pojazdów kołotocznych.
Polanitki wyhodowane w laboratoriach marsolitycznych ze zmutowanych szczepów chlorobakterii wątrobowych.
Na czołach przezroczyste płytki gumometalu, by uwidocznić mózg.
We wlosach niezliczone wstążeczki, harmonijki i ptaszki z bibuły, drewniane wiatraczki, o piórkowych, zwiewnych śmigiełkach, buteleczki z miksturami odpędzającymi wampiry ukryte w gigantycznych kokach.
Czarne plamy makijażu, namalowane gwiazdki, cekiny, sreberka, wargi wybrzuszone botoksem, kolczyki w uszach, nosach, pępkach, na powiekach, tatuaże gałek ocznych, dziwaczne wzory wytrawione kwasem na skórach.
Skaryfikacje intymne.
Palce jak rybie płetwy, piersi skręcone w obrzydliwe rulony, stopy skrępowane jak u Japonek sprzed stuleci.
Najnowszy krzyk mody będąca żałosnym kiczem.
Dehumanizacja.
Grzegmił siedział w dworcowej baropoczekalni i palił skręta z liści bananokoki.
Wystygła, mulista, czerwonosina kawa krzepła w plastikowej filiżance.
Gazeta. Kronika kryminalna. Oprychy, pijani kierowcy, kłótnie domowe, prowincjonalne festyny akty wandalizmu, wybryki nastolatków.
Rajfurd Z, lat 16 przejechał kota skuterem. Eudoksja Ł., lat 13 podpaliła matkę.
Na archaicznym wodnym telewizorze niewyraźnie majaczyly kontury areny.
Zakłócenia satelitofoniczne.
Wojownik, znużony długą podróżą, delektował się półsłodkim dymem.
Ziele czyniło świat bardziej przyjaznym.
Myśli popłynęły ku kochanemu Soppot-al-arab.
Miasta dzieciństwa.
Lichosztain, dzielnica biedoty, setki kamiennych, zielonych mostów, Karuzela Świętego Asmodeusza, pokazy giolotynników.
Szkoła Rycerska.
Pierwsze auto- wysułużony Bartburg.
Pocałunek Maciejki...
-Jestem, kurwa, genialny - pomyślał Gost zapalając szluga.
-To się sprzeda w bilionie egzemplarzy.
Ściany zbryzgane krwią. Promil alkoholu w czerwonej farbie.
Obraz, jakiego nie powstydziłby się Jackson Pollock, a nawet sama Sjęgniewa Pężyrka Nowak.
Ekspesjonizm abstrakcyjny. Ciało El z poderżniętym gardłem.
Dresiarz pijący wino. Dresiarz oglądający boks karłów.
Stygnięcie.