Prose

Florian Konrad


older other prose newer

8 march 2017

Unzera ganzare no fati gondin ( cz.II)

VI.
 
Szesnasta dziesięć. Właśnie cofnięto wszystkie przepustki. Nikt nie może opuszczać Flotrown. Oczywiście poza Mistrzem Mistrzów i Jego świtą. 
Mes polepszyło się. Szok minął. Nawet próbuje mnie pocieszać. Że to przecież nic takiego, zwykłe nieporozumienie między nią a Synem Ilphereniona. Jeśli będę grzeczna, to nic mi się nie stanie. A nawet będzie cudownie. Już to, kuźwa, widzę!  
Wyrosłam z sekciarskich bredni.
Osiemnasta. Tuż przed wieczornymi modłami przychodzi pięknooka Jueda. Każe mi iść z sobą. Śliczna idiotka ma niecałą osiemnastkę. Jest w zaawansowanej ciąży, mówi o sobie ,,brzuchatka". Nawet sympatyczne określenie. Zanim została Flornathianką miała krótkie włosy, była punkówą, grała na basie w Decomposing Prostitutes. Na Paradach Niezależności szła w pierwszych szeregach. Naczelna lesba młodego pokolenia. 
I nagle jej świat odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Wśród Ludu Wiary nie może być ,,kochających inaczej", więc Flor zrobił z niej żonę. Terapia konwersyjna niedomytym kutasem.
Przyznaję, bywam zazdrosna. Od jakiegoś roku wiem, że wolę dziewczyny. Nie udało się dociec, dlaczego Jude... tfu! Weronika zrobiła sobie taką krzywdę. Gdzieś powinna istnieć granica naiwności, łatwowierności. Aż tak była podatna na psychomanipulację? Wyprali jej mózg do czysta?
Układa mi włosy, Pięknooka Wera o śnieżnobiałych myślach. Mam się cieszyć, dziś mój wielki dzień. Nawet nie zdaję sobie sprawy, jak wielki zaszczyt mnie spotyka. Ciało Bogów zjednoczy się z moim, ziemskim i grzesznym. 
O niczym, kurde, innym nie marzę! Od zawsze pragnęłam uprawiać seks ze starszym, odrażającym kolesiem! 
I jeszcze ten wianek na głowie. Wyglądam jak cholerna rusałka, wabiąca naiwniaków przeklęta panna młoda ze staropolskich legend. 
Jak Klara, którą starszą gdzieś na Podhalu. Laska miała roczne dziecko. Jej mąż, luby, miły, jej oblubieniec zginął na wojence. I dostała pomieszania zmysłów, mlekiem z piersi karmiła bezpańskie psy i koty. A dzieciak w tym czasie w kołysce umarł z głodu. 
Jak ludziska się zwiedzieli- zabili sekutnicę. Podobno łazi nocami i porywa zwierzęta z obejść. 
Tadaaam!- chcę krzyknąć wchodząc na Salę Niebiańską.
-Patrzcie wszyscy, jesteśmy z Judeą dwie przeklęte Klary! Jedna w wianku, druga w ciąży!
Chce mi się wyć ze śmiechu. Co ona mi dała? Zielonkawa herbata, coś jakby imbirowa... Dragi? Coś ogłupiającego, bym się nie bała? 
No tak, po wczorajszym przypale z Mes nafaszerowali mnie jakimś świństwem, głupim Jasiem, marychą, albo...
A oto i mój, kurwa, mężulek! Jak zwykle wygląda jak fleja. Ogoliłby się chociaż... 
 ,,Bądźże pozdrowiony, Najjaśniejszy z Synów, Władco Światła!"-mówię połykając śmiech. Dławię go w gardle.
 
Florek robi sztuczkę z ogniem. Czary- mary i jara mi się nad głową czarna wrona. Leci i ... pec! Spada jakaś gałązka. 
Kurde, zaraz nie wytrzymam! To takie zabawne! 
 
Dwudziesta. Motłoch rozłazi się do pokoi. Wpełzają do śmierdzących światłem nor, by bić pokłony bezsensownemu zlepkowi głosek, unzerzyć, ganzarzyć, no fati gondinać. Hahahaha, odpierdala mi totalnie. Nie wiem, co nieświadomie zażyłam, ale było mocne.
Mistrz otwiera drzwi i puszcza mnie przodem. Bogowie, jak tu... Aż zabrakło okreś... Minimalizm to mało powiedziane. Tajemny apartament Flora, terra incognita (gdzieś słyszałam taki zwrot) okazał się być w stanie surowym zamkniętym. Wyobrażałam sobie niesamowity przepych, marmurowe posadzki, złocone klamki, klopa wysadzanego diamentami, a tu nic, goły beton. Smętnie szare mury, stara wersalka, stolik, trochę opakowań po żarciu. I najważniejsze- broń. Dziesiątki, setki strzelb, dubeltówek, karabinów. Przytkało mnie na chwilę. 
-Usiądź, Jen. Jak widzisz- nie mam tu wygód. Zaskoczona? Stoimy u progu Nowych Czasów i nie wolno zaprzątać głów bzdurami. 
Niedługo świat pochłonie ogień... Meble... to są moje meble- bredzi Florian biorąc do ręki karabin.
-Ile to już lat, odkąd Rei...? Dwa, trzy? Wyrosłaś. Nie jesteś już dzieckiem. Wypij to. Dobre, taka herbatka...
 
Z każdą chwilą jest coraz mniej Syna Bogów. Coraz bardziej wyłazi z niego motyl. Coraz więcej ma z Weroniki. Nie jest już cuchnącym potem, niechlujnym facetem. Pięknooki Mistrz nie ma płci. Kobieta i chłopiec, dziewczyna i starzec. Zwierzę, bestia i Baranek. Bóstwo Bóstw. 
Czuję, jak rozkładasz tęczowe skrzydła. Rośnie w Tobie nowe życie, Jasne Światło. 
Dla Ciebie wszystko...
 
 Prorok rozbiera mnie. Bije od niego ciepło, delikatność. Najświętszy z ludzi jest Judeą w zaawansowanej ciąży, Nosicielką Życia. Ojciec Karmiciel o głowie ptaka, Charus, krogulec. Ma w sobie coś z Mes, rodziców, ze wszystkich, kogo znałam. Prorok jest krainą, którą opuściłam przez grzech pierworodny; do której podświadomie tęsknię i zmierzam. Z każdym krokiem. Bliżej, coraz goręcej, jeszcze jaśniej! 
Stalowe pazury od środka rozdzierają granice. Wróciłam do Raju, piję nektar z piersi Judei. Czuję bicie serca jej synka. Pięknoocy Adam, Ewa, Wąż. Wszyscy są Florianem de Nath.
Sufit wiruje, staje się wklęsłym niebem. Coś je zasysa do wewnątrz. Betonowy, niewykończony pokój Najjaśniejszego, całe Flortown, wreszcie gwiazdy, kosmos, wszystko kurczy się, karleje. Zmięte zdjęcie, kronika zmieniona w konfetti. Dotykam Absolutu, piór Ilphereniona, Thorba. Bogowie krążą nad Niebytem.  Zaczynam rozumieć znaczenie słów objawionych przez Mistrza. Parzą, wrze w nich wódka i benzyna, sok truskawkowy i krew. Boję się zbliżyć.
-Śmiało, Jen!- zachęca mama. Jakaś niepodobna do siebie.
-Tu każdy ma nowe ciało- czyta w myślach.
-No idź, nie będzie boleć...
UNZERA GANZARE NOFATI GONDIN. Neon stworzony ze złotego proszku, nawozów sztucznych, napis nad wejściem do Piekła, graffiti nasmalcowane przez Banksy'ego w Bazylice Świętego Piotra. 
U.G. N.F.G. wyryte na tabliczce nad głową ukrzyżowanego Konrada Vernona. Szatan o twarzy prezydenta właśnie przegryzł Mu bok.
 
VII.
Obudziłam się z koszmarnym bólem głowy we własnym łóżku. Prorok, kurwa go mać, ,,skonsumował związek" i kazał mnie odprowadzić. Po co mu naćpana gówniara? Nie powiem, wszystkie wczorajsze wizje były za*ebiste, oderwały mnie od rzeczywistości. Jakoś zniosłam to, co bydlak wyprawiał... Właściwie nawet nie pamiętam... Film urwał się bardzo wcześnie.  Ale i tak muszę zwymiotować. Czuję się zbrukana. Obrzydzenie do samej siebie. Jak pomyślę, że on... Bleeegghh!
Aha- mam nowe imię: Laodycea. Trochę pretensjonalne i staroświeckie, ale może być. Lepsze niż ,,Jen". 
Ponoć zostały nam zaledwie dwa dni, więc Floruś zarządził istne manewry. Kałachy w łapy! I do znowu... tym razem strzelamy do odbitych na kserto fotek papieża. Biedny Jan XXIV obrywa bezlitośnie. Jestem mała Ala Agca. Brakuje tylko niebieskiego sweterka.
Powszechna mobilizacja, każdy, bez ociągania się, ma uczestniczyć w przygotowaniach do Dnia Krwi. Zabijamy okna blachą falista, płytami pilśniowymi, tekturą. Na maszty przed kościołem zostały wciągnięte flagi, które szyłam z Mes. 
Milczenie. Poza żonami Najjaśniejszego z Synów, które wykrzykują nam polecenia, jak (nie przymierzając) esesmanki, gestapówy w obozach koncentracyjnych, nikt nie śmie odezwać się nawet słowem. Panuje nieznośna atmosfera pośpiechu, wyczekiwania na coś wielkiego. Rzeczywistość to rozkładający się trup. Brzuch jak balon, gnilne rozdęcie zwłok. Uwaga, zaraz walnie, rozerwie go! 
Najgorsze, ze nikt nie traktuje mnie jak żony Mistrza. Zero przywilejów, jak było na początku, teraz i zawsze i przez jeszcze dwa dni. Amen.
O co chodzi, o wiek? Że mam tyle lat ile mam? Nie chcą, by małolata nimi rządziła? 
Stuk, stuk, stuk! Dziesiątki młotków wbija w gwoździe futryny. Jedyny dźwięk w całym Flortown. W lesie otaczającym osadę- grobowa cisza.
Chyba naprawdę coś się stanie... 
Znów mam w głowie włącznik: wierzę- nie wierzę- wierzę. Żaróweczka zapala się, to znowu gaśnie. 
 
Przed wieczornym nabożeństwem Flor-Vernon daje koncert. Oczywiście wygląda, jakby od tygodnia nie trzeźwiał. Podkrążone oczy, ziemista cera, koszula dziesiątej świeżości... O! Zmienił repertuar! Jakieś nowe piosenki. O Księdze Daniela, Pramatce -Stworzycielce, o potędze Proroctwa.
Klik! To wszystko prawda, Syn Illphereniona ma zawsze rację. Klik! Gówno prawda, uciekaj od tego szaleńca.
 
Północ. Mes prawie przysypia na moim ramieniu. Ciągle ma gorączkę. Śpiewom i modłom nie ma końca. Całonocne czuwanie, diabli wiedzą na co. Nawet z toalety nie mozna skorzystać. Chyba ze trzydziesty raz odmawiamy Litanię Świetlaną. Żałuję, że- gdy miałam okazję, kałacha w rękach- nie pozabijałam tych mentalnych terrorystów. Bezturbanowe binladeny! 
Prorok poszedł się zdrzemnąć, a my siedzimy jak stado przetresowanych psów. Waruj, Jen! Aport! Łapcie, burki! Dobra kość, co nie? Więcej dostaniecie pojutrze.
Od czasu do czasu ukradkiem spoglądam na Weronikę. Siedzi naprzeciwko. Urocza, delikatna eks-punkówa. Pamiętam ją z telewizji, z Bravo Girl. Wyglądała jak tania kurewka, człekokształtna spluwaczka. Kobieta publiczna, z przeceny, za złoty dwadzieścia trzy z vatem. Teraz jest oczyszczona, prawie święta. Nawet tatuaże usunęła. Jeśli gdzieś jest niebo- będziemy tam tylko my dwie. Bez żadnych cholernych Florków, sekt, dzidziorów. Zero zniewolenia, broni, modlitw. Jedynie dwie dusze i seks. Bezcielesny.
Głębokie, bursztynowe oczy to plaża. Opalam się na niej. Dziecko Mistrza Mistrzów urodziło się martwe.
Cholera, może to obleśne i obrzydliwe, ale naprawdę chciałabym, aby tak się stało. Galilea bez ciernia w środku. Odkażona.
 
Czwarta rano: głównodowodzący cyrkiem pozwalają nam zasnąć. Na krzesełkach, bez możliwości powrotu do pokojów. Kto chce- może do klopa, byle szybko. Konradzio pewnie kima w najlepsze w towarzystwie niekochanych żon. I ukochanych spluw.
 
IX
-Na co zmarła twoja mama? Tęsknisz za nią?- pyta Charus. Czuję jego obecność. Gdzieś w sobie, pod skórą. W płucach i macicy, w mózgu, stopach i powietrzu, które wydycham.
Złotopióry kruk o tułowiu lwa i szponach smoka. Tak go opisuje Druga Biblia.  
-Nie chcę o tym mówić.
-A tata? Co to był za wypadek? Samochodowy? W pracy? 
-Wybacz, że się ośmielam, ale... zadajesz zbyt osobiste pytania, Boże. 
-Poszłabyś do łóżka z Wiki? Teraz, gdy jest w zaawansowanej ciąży? No przyznaj się, mała, sprośna lesbo. Zrobiłabyś jej dobrze palcami, pierdolona wszetecznico? Grzebałabyś, grzebała, aż..
-Zamknij mordę! Chcesz wiedzieć? Tak, kochałabym się z Wiktorią. Taki z ciebie Bóg, jak z koziej... Podszywacz, kłamca je*any jesteś! Florek cię wymyślił!  Kleci w tym swoim niedomytym łbie takie pierdoły! Bullshit, a nie Charus! Bógshit! Gó*no prawda! Bógshit! Jak cię zaraz jebn...
 
Uszczypnięcie. Stoi nade mną Rachela z marsową miną.
Od razu gęsia skórka. 
-Mówiłam przez sen?- uśmiecham się najsłodziej i najniewinniej, jak potrafię. Kociaczek, czternastoletni aniołek. 
-Nie słuchałaś, słów Najjaśniejszego! Grzeszysz zaniedbaniem! Uszy twoje zamykają się na słowa Objawienia!- warczy (do niedawna) Żaneta.
-Przepraszam, sen mnie zmo... 
-Żeby to się więcej nie powtórzyło! Wstawaj, pomożesz dziewczynom w kuchni.
 
Ziewając człapię przez puste korytarze. Ciemno jak diabli, w oknach dechy. Zakaz zapalania światła. Kurz, mrok i wiszące w powietrzu zagrożenie. Gdzieś tam, w odległości kilku godzin czają się diabły z widłami. Czas topnieje, kurczy się. Każda kolejna minuta jest cięższa, bardziej napromieniowana. Zaraz wyleje się długo fermentujący syf. Strzał, jedna kula w wiadro pomyj. Rozbryzgany czas, pióra Charusa zanurzone we krwi. 
Nikt nie wie, co dokładnie się wydarzy. Najazd obcych? Zielone ludziki o jajowatych głowach? Wybuch wulkanu, zbłąkany meteoryt? Wojna jądrowa?
Siedzimy jak na szpilkach, Flor- Damoklesisko zawiesił nad łepetynami miecz.
 
-Ależ piękny zapach! Co dobrego gotujesz?- pytam Rię. Na piecu stoją cztery aluminiowe sagany.
-Nie interesuj się, mała. Lepiej mieszaj, żeby się nie przypaliło. 
No żesz ku*wa! Jak zawsze traktują mnie jak gówniarę.
Ciemnozielona galaretka wrze. Nigdy nie czułam piękniejszego aromatu... To jak wąchanie Raju...
-Herdewulek, herdewusiunio...- wyśpiewuje nagle Ria i zatacza się. Tańczy niby- to -rumbę, czy inną salsę i wyśpiewuje ,,Mad man in Flortown"
-Darkness in de laaajjt... Jutro nadejdzie Dzień Krwiii....
-A tobie co? Nawdychałaś się oparów?
-Wszyscy zginą, a myyyy pod skrzydłami Prorokaaaa... Ocalone zostanie plemię Jego, albowiem uwierzyło.
 






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1