Prose

Bernadetta


older other prose newer

3 january 2017

III


Czułam, żecoś jest nie tak. Przeszkadzało mi wszystko. Piski i pikanie. Głosy. Za dnia donośne i przygnębiające, choć przedwczoraj było cicho; wręcz za cicho.
  Obudziłam się, choć inni tego jeszcze nie wiedzą albo nie dają po sobie poznać. Na początku chciałam krzyczeć, ale nic nie wydobywało się z mojego gardła. Ciemność obejmowała mnie z każdej strony. Przeniki świadomości mieszały się ze wspomnieniem wypadku. Tym razem to nie sen. Przez powieki wciska się żółty kolor. To znaczy, że jest dzień. Muszę zadzwonić do Adama i powiedzieć mu gdzie jestem, co się stało. Dziwne, że ani razu razy nie słyszałam go przy sobie. Zmusiłam wszystkie siły żeby ruszyć ręką albo otworzyć oczy.
- Poruszyła się! Ruszyła palcem! Krzyknęła jakaś kobieta charkliwym głosem..
-Już będzie dobrze kochana - powiedział ktoś inny. – Zawiadomcie rodziców!
-Czemu rodziców? – pomyślałam, muszę się widzieć z mężem, z synem. Ale gardło miałam zaschnięte i słychać było tylko charkanie. W końcu wypowiedziałam – Dominik
- Kim jest Dominik? - zapytała kobieta o wyższym i delikatnieszym głosie.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1