Poetry

Marek Gajowniczek


older other poems newer

12 september 2012

Gdy runie dach

Nie będę losu innych przedrzeźniał,
ironizował, lub szat rozdzierał.
Jedenastego to było września.
Już milion ofiar pył pozabierał.
Strach się namnożył. Krzyków nie zliczysz.
Wielojęzyczne ścięto pacierze.
Na ludzkie głowy każdej ulicy
popiołem spadły tamte dwie wieże.
Ileż pocisków dosięgło celu?
Ilu bestialsko zamordowano?
Nieporuszonych jest już niewielu,
a liczni z lękiem budzą się rano.
Nie sposób wczuć się w resztki nadziei,
że wszystko to się niedługo skończy.
Ci, co się wczoraj radośnie śmieli,
dzisiaj nie mogą modlitwy skończyć.
Straszne są noce zimnych pustyni.
W ciemnościach lata skrzydlata śmierć.
Mój Panie Boże! Kto to uczynił?
Żadnemu dziecku nie powie wiersz.
Żaden dorosły nie wytłumaczy
dlaczego musi ludzi się bać
i czym go wybór losu naznaczył,
że już spokojnie nie może spać.
Jedenastego to było września.
To właśnie wtedy strach zrodził strach.
Nie spotkasz w słowach, nie znajdziesz w pieśniach
rady: - Co robić, gdy runie dach?






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1