25 february 2014
Czambuł
Daleko za Taganrogiem, gdzieś od granicy gruzińskiej
na błotnistą jeszcze drogę wjechał podjazd ordy krymskiej.
Śnieg już stopniał. Wód strumyki wartko płyną ze wszech stron.
Tony wojskowej muzyki wypłoszyły stada wron.
Dokąd spieszą ci mołojcy przyczajonym wilczym truchtem?
Nikt się nie spodziewa obcych. Jary skryły dziwny ruch ten.
Mgły i dymy step pokryły. Martwa cisza trwa w brzezinach.
Śpią chutory jak mogiły, a ruch ordy się zaczyna.
Przy kulbakach zwój arkanów. Pod ręką głodnych, nieczułych.
Ruszyły ku ziemi panów zwiadowcy, potem czambuły.
Przypomną minione czasy, których już świat nie pamięta.
Buntowników wezmą w jasyr. Młodych chłopców i dziewczęta.
Wolność snem tu tylko bywa. Tylko chwilą i marzeniem.
Śmierć tu za to jest prawdziwa i odwieczne jest cierpienie.
Krym to jest potężna siła. Pragnie tronów i chce złota.
Pierwsza fala już ruszyła, gdy z wezwaniem poseł dotarł.
Wygaszono tańców ognie i pochodnie po igrzyskach.
Jeźdźcom teraz mniej wygodnie. Droga daleka i śliska.
Wiedzą czym jest zaskoczenie. W stepie jeszcze mogą śpiewać.
Potem zapadnie milczenie, kiedy plan będzie dojrzewać.
Wielka jesteś Ukraino, za tobą Rzeczpospolita.
Lud twój dzielny. W boju słynął. Wyruszał. O nic nie pytał.
Oglądała już brzezina porzucone w błocie ciała.
Nowy rozdział się zaczyna, byś minione pamiętała.