Poetry

Marek Gajowniczek


older other poems newer

18 september 2015

Powiew

Cóż, my - małe robaczki
przy wielkiej polityce.
Tamci z dobranej paczki.
My - powiew przez ulice.

Cóż, my - robocze pszczoły,
a oni - wielkie trutnie.
Dla nas zakłady, szkoły,
a dla nich są wyrzutnie.

Dla nas jest telewizja
i rządowe przemowy,
a ich jest hipokryzja.
Są do pozłoty głowy.

Oni - ekspozytura,
a my, chyba Gubernia.
Dla nich scena, kultura,
a nam się nic nie spełnia.

Lecz raz na cztery lata
stajemy się potrzebni.
Zbliża się taka data.
A oni... co za jedni?

A jak im patrzy z oczu?
A jak nas prześwietlają?
Czy ktoś tę obcość poczuł?
Znów na nasz błąd czekają.

Cóż, my - małe robaczki
przy wielkiej polityce.
Tamci z dobranej paczki.
My - powiew przez ulice.

Na niebie anomalie.
Pogodę trudno wróżyć.
Oni tu rządzą zdalnie,
a my pytamy: - Którzy?

My - jednodniówki jętki
i roje i mrowisko,
a u nich język giętki.
Właściwie... mają wszystko.

I mówią: Szara maso!
Głosować masz na pana!
Gdyby tak, chociaż z klasą...
i może być przegrana!






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1