ppaschke, 25 february 2014
z cyklu: bajki dla nieco starszych dzieci
Święta biurokracja
Jest ten problem oczywisty, znany chyba tutaj wszystkim,
przez rok cały, a nie w maju, biurokracja kwitnie w kraju.
Zdolni piszą oświadczenia, ci mniej krótkie zażalenia,
ktoś napłodzi nam kosztorys, ów gryzmoli swój życiorys,
jeszcze inny do rubryki wstawia kółka i krzyżyki.
Druk, świadectwo, zaświadczenie, notka, wydruk, oświadczenie,
wniosek, rejestr i podanie i paragon się dostanie.
By uniknąć słownych gierek dla papierka jest papierek,
przez papierek, dla papierka i petycję się wystęka.
Akty prawne, postulaty, alimenty z winy taty,
bo zawodne komputery. Pisać trzeba od cholery
spisów, wniosków całą masę i paszkwili na okrasę.
No i przez nie, proszę pana, pisać trzeba już od rana.
Nad świstkami wciąż się trudzi prawie milion dziwnych ludzi,
kontrolerów, urzędników, których Polska ma bez liku.
Lecz jest sprawa oczywista, ważne, że są stanowiska,
a gdy stołek się dostanie na to będzie też podanie.
To musicie wszyscy wiedzieć. By na stołku można siedzieć
bez papierka nie da rady. Takie w Polsce są układy,
taki wymóg nas obciąża, a drukarnia nie nadąża.
Czy nagroda czy też kara kwit na kwitku kwit pogania.
Jedno wiem, a nie bez racji, spróbuj żyć bez biurokracji?
Bo, jak człowiek co wydusi, na to papier też być musi!
ppaschke, 24 february 2014
Gdy odchodzi poeta
Gdy poeta odszedł zbyt nagle, po cichu,
zostają zakładki ksiąg niedoczytanych,
pomysły, pośpiesznie spisane na strychu,
rozedrgane myśli, parę słów nieznanych.
Poeta odchodzi. Obcy usuwają
włosy, co przywarły na starych poduszkach.
Zagnieżdżone słońce, które innych budzi,
pieści żarem ciche ślady po opuszkach.
Kiedy go tu nie ma bezmyślne persony
palą w jego piecu notatki i listy,
sny o jednym wierszu, pisanym przez lata,
co miał być, po latach, dziś na ustach wszystkich.
Usuwa się jego stare pamiętniki,
wyrzuca jedyny krawat i koszulę,
zapałki, noszone w portfelu zapiski
i zdjęcie kobiety, połamane czule.
Odchodzi poeta, a ze starej szafy
ostatni raz na spacer idą jego buty,
stary, spruty sweter rękawy przeciera
a fotel i biurko idą spać na skróty.
Umiera poeta. Nikt już nie podlewa
w całym domu jednej, lichutkiej paprotki,
darte są dyplomy, jakieś zaświadczenia,
niknie legowisko ulubionej kotki.
Nie jemu znów biją te dzwony w niedzielę.
Zetlałe wycinki znów odrobią dniówki.
Spieszący donikąd nowi właściciele
na drzwiach odrapanych zmienią wizytówki.
Za tydzień zdziwiony zamilknie telefon,
zaniknie na ścianie pan zegar z kukułką
i inną się treścią zapełnią szuflady,
nową warstwę farby zauważy biurko.
Znów promyków światła będzie tu za mało,
niemych myśli wyjdzie zatarta podnieta
bo nic się dla świata naprawdę nie stało.
Świat się nie zawalił. Tylko zmarł poeta.
Poznań, 23.02.2014r.
ppaschke, 10 january 2014
Zatrzymać w czasie
(choćby było najbardziej ciasne)
zabłąkane stado gwiazd
zbyt dobrze zardzewiałych
Zatrzymać wszystko w czasie –
wszystko w czasie to zdradliwa zamieć
której dziś nijak powtórzyć
bo moje gwiazdy rdzewieją na innym niebie
nieobliczalne jak człowiek
dzień w dzień
Nie wierzą
że można czynić zdeformowaną niemożliwość
możliwą
Zatrzymać rozpędzone stado
jakby go tu wcale nie było
w tak niestałym punkcie jak chwiejny firmament
by wiecznie w ruchu
ppaschke, 14 december 2013
Jeszcze nie czas
a Twoja wyobraźnia już krzywi dłonie
wypatroszona z wabików
odarta do kości z obietnic
Bo trzeba (jak nigdy dotąd)
zabrać ze sobą tylko to niebo
które po Tobie zapłacze
Znasz na pamięć
sposoby zagłuszania sumienia
kiedy wychodzi się z równań
ze zbyt wielką ilością niewiadomych
wprost przez ażur zakłamanej historii
Mówisz
jeszcze nie czas
lecz trudno (niczym stara prostytutka)
zarobić na sakiewkę z tylu słońc
Nie przetańczysz swojego iluzorycznego czasu
puki nie poukładasz wieczności z lodowych kryształków
by wyhodować kolejny wschód
pod własną nieobecność
musisz odstać swoje
by wcielić w życie
życie
ppaschke, 17 november 2013
Przebarwienie
Po omacku, tak, na próbę,
jeśli zdasz sobie sprawę,
że cisza jest obszarem zamkniętym bezszelestnie,
dopadnie głucha wyobraźnia –
struktura, zataczająca błędne koło.
Karty wciąż znaczone wyczuwalnymi plamami.
Który to już raz wydaje ci się,
że zrozumiesz wszystkie niestworzone pacierze.
Kiedy Bóg się o tym dowie będzie po wszystkim,
najciszej,
gdziekolwiek,
jeden krok nie w tą stronę,
zawsze po omacku,
zawsze tak samo daleko.
ppaschke, 26 october 2013
Moje ciało postarzało się o jedno ciało
nie przysłuchuj się mu
takie w nim zaszumienie
Na policzkach usta są łowną zwierzyną
ani się w nie zapatrzeć
ani poczuć
ni najeść
Tak wąskie zwierzę patrzy bowiem moimi oczyma
nie na swoją duszę w myśliwym
lecz na dzikie w nim zwierzę
co już uchwyciło w zęby
Tam moje starzenie
zlizywanie palców nad żywym ogniem
pęcherze tak bardzo obcoustne
nie potrafią wypowiedzieć nawet jednej międzykropli
Jego wzgórze ze wzgórzem
niepojęty zbiór muz myśliwego
nigdy nie będzie strachem ucieleśnionym
Co w nim duszą
szumem
podmiotem
szczęściem i rzeczownikiem
pokrętna ortografio narządu mowy
Co za szczęście że to ze mnie ciało
ta ortografia do szczęścia
i spoliczkowana cielesność
Odwzajemniam ich szum
ppaschke, 15 october 2013
Poemat wyjątkowo nieautentyczny 2
Opowiem o tamponach krzyku, sączkach legowisk,
tamowaniu naczyń kuchennych.
Nie, nie chodzi mi o to, że można chodzić lżej,
nie stękać co krok i znieruchomieć
w kokonie przyzwyczajonych do wzwodu metafor,
nie o to, aby niefrasobliwie wywracać porządek
na suchą stronę zmiennej ogniskowej,
być niczym sznur, nawijający się na kołowrót szyi,
wreszcie nie o to, by drastycznie przeprowadzać
nieruchawą staruszkę przez ruchliwe skrzyżowanie,
rozjechaną przez samotność, dosłownie na wyciągnięcie ręki,
by bezpiecznie ominąć kolejny cmentarz.
Nie o to, aby oddać się w pełni powolnej alienacji postu,
siedząc przy szwedzkim stole, po brzegi nasyconym
platerem z krewetkami i kawiorem z Bieługi,
uznać, że wszystko jest na swoim miejscu,
kiedy (absolutnie) nie jest na swoim miejscu
w usystematyzowanej codzienności,
bo nawet nazwisko nie chce już wariować na tandetnej wizytówce.
Nie chodzi mi także, by zliczyć wszystko, do zera,
nie umiejąc do trzech zliczyć,
ocalić półwytrawną półprawdę,
która musi oddychać jak nigdy, odpędzając sen proroczy
na prawo i lewo, układać się
z kobietą w jednym legowisku,
by odkroić z biedy zabiedzony seks.
Być może chodzi mi o trudne do nawinięcia na kołowrót cele,
ostatnio latające nierówno pod sufitem zbyt szybko, zbyt wysoko
i klaszczące równie fałszywie, co dryfują po wszystkich zakamarkach
niewystarczających do pełnego wzwodu miłości własnej.
Nie, nie chodzi mi o zbliżenie ze ściśniętym gardłem
(wszak sznur wciąż wisi, kołowrót pęcznieje)
bo jestem coraz bardziej zbędny do rozwiązywania
wciąż tych samych zagadek o wielkości kikutów,
wciąż tych samych kodów kreskowych
na refundowanych lekach z NFZ.
Może chodzi mi o to, że już nie podołam wiedzy
o fakcie, który spotkał nieruchliwą staruszkę na ruchliwym skrzyżowaniu.
W piwnicy sąsiada destylacja metanolu śmierci,
niedobitki wraz z niedopitkami, bez których nijak się obejść smakiem.
Potem taniec świętego Wita, z różą w zębach.
Tańczą panowie, tańczą panie pod mostem Rocha w Poznaniu.
Zresztą sam nie wiem, o co mi chodzi w tym temacie.
ppaschke, 12 october 2013
Rozglądaj się uważniej
by niczego nie zapomnieć
zapomnienie zasypia pod grubą warstwą kurzu
tępieje jak pierwszy śnieg
od uwypuklającego się świata
Rozglądaj się
bo czysty przypadek
pozostaje niejednoznacznie zakorzeniony
w gruncie rzeczy
Za cały twój powidok
pozostanie walka z jawą
i upijanie się do nieprzytomności
będąc nieprzytomnym od szybowania po tym
czego należy żałować
w tej cherlawej perspektywie
Rozglądaj się zatem
nie zapomnij niczego
precyzyjnie stępiej w wątpliwym wymiarze
skąpej wieczności
ppaschke, 23 april 2011
1438 rok, zaczyna się lato,
zboża rozwijają czas.
Na pięć minut przed
płonie stos, jedyny w tym roku.
Ceglany ocean unosi setki zsiniałych od dymu źrenic,
ziemia wstaje w kwadracie rynku,
by odczuwać silniej.
Cios wewnątrz bezpieczeństwa,
wtłacza tłumną hordę
w każdy koci łeb bruku - -
byle bliżej od ognia.
Ręce tego, co podpalał,
sięgają we mnie,
w blask setki zaskoczonych wieczorów ;
murszejąca na ramionach purpura marzy
by bezpiecznie poślinić stęsknioną poduszkę.
Widowisko, wdmuchnięte w milczenie kamienic
a krzyczącą z bólu pełnię –
strąk rzeki do krwi znużony
drzemką tych, co już na ratuszowych portretach.
Przyszedł czas zapłaty za odwagę herezji.
Polityczny podtekst
na pięć minut przed datą lata.
Wszak to tylko jedna wiedźma –
w innych miejscach znacznie więcej widowni.
ppaschke, 26 march 2011
Za naszą przyszłość , która tak samotna
przechodzi w wyższy promień konieczności
chwilę powalczmy, aby w ciała obce
nie wpadły nagle tylko nasze kości.
Choć tylko zabrać z tego świata tchnienie,
które tak cicho kości dotknie naszych
aby choć poznać, co to jest wierzenie
w samotnię duszy, którą ciemność straszy.
Boję się o nas na dobrej orbicie,
obserwacja, jak oddechu westchnienie,
ułudą śmiechów wypełniła życie,
rozmienia prawdę na krzyk i milczenie.
Więc i za naszą przyszłość, co odeszła
w dzień tak jak w nocy, jak za razem pierwszym
w samotnię duszy, w to tchnienie co pierzcha,
co nie pozwala pisać dobrych wierszy.