11 november 2013
tu i teraz, za wczoraj
przestrzeń wolna od złudzeń,
pełna życzeń i wspomnień chociaż
siadamy jeszcze razem do stołu
drzewo które rośnie wolne
a ogródzone, przycięte,
żeby nie zdziczały owoce,
gałęzie nie poszły piechotą
do nieba
dżem o którym tak wiele
pisałam zeszłej jesieni,
jeszcze zalega półki,
nie dziwi że z naszej wiśni
nic już nie będzie
ziemia
upadla się pod człowieka
biją dzwony kościelne
niektórym kwitną drzewa
sroka myli gwiazdy z wisiorem
nie dolatuje głęboko
pustynny błękit wypełnia trzewia
zdycha z myśli
ceruję kolejną historię
o dobrym świecie, ludźmi
o brodatym Józefie z dworca
i jego małym zwierzątku
które pewnie przeżyje
by zaraz później uschnąć
nic tak nie umiera człowieka
jak nieobecność bliskich
sklepowej z rybnego, Jadzi
co ma męża na wózku,
bo pił za dużo, za mało kochał
żeby cieszyć się na trzeźwo.
jak ona nie płacze codziennie
nie poddaje gehennie
wraca, pachnie rzeką, myje ciało
najdelikatniej, jakby ból rozchodził się
przez ręce
dziewczyny z ulicy wiosennej,
rzadko wychodzą z okna
może to wina księżyca, a może matki
która jest każdą dobrą porą -
a może wszystkim
czego nie ma w zabawie
w życie po cichu
morze to nie wolność
to odpłyń